Nowe pokolenie
Gdy całe pokolenie [które weszło do Ziemi Obiecanej] połączyło się ze swoimi przodkami, nastało inne pokolenie, które nie znało Pana ani też tego, co uczynił dla Izraela. Wówczas Izraelici (...) opuścili Boga swoich ojców, Pana, który ich wyprowadził z ziemi egipskiej, i poszli za cudzymi bogami, którzy należeli do ludów sąsiednich. Sdz 2, 10-12
Osiedlenie się w Kanaanie to bardzo ważny okres w życiu Izraela i w jego drodze do wiary, ale i w naszej historii, bo jest to przecież historia zbawienia, w której każdy uczestniczy osobiście. Historia zbawienia jest bowiem swoistym wzorcem drogi wiary i nawrócenia, dlatego dla każdego z nas i dla naszych wspólnot jest nieustannie aktualizującym się Słowem Bożym. Zgłębiając ją i starając się ją zrozumieć, zgłębiamy i staramy się zrozumieć samych siebie i naszą historię, w której tak jak wtedy działa Bóg.
Początek Księgi Sędziów podkreśla bardzo mocno prawdę, że wiara nie jest przekazywana przez dziedziczenie. Rodzice czy przodkowie, jakkolwiek mocne mieliby doświadczenie wiary, mogą swoje dzieci czy następców doprowadzić jedynie do progu wiary. Ten próg zaś każdy człowiek musi przekroczyć sam. Nikt go w tym nie wyręczy. Łaska wiary nie jest samą wiarą. Jest wezwaniem, aby uwierzyć. Lecz jeśli ktoś nie zechce na to wezwanie odpowiedzieć swoim „tak”, pozostanie niewierzącym.
Członkowie pokolenia Jozuego weszli do Ziemi Obiecanej, przechodząc przez szereg doświadczeń wiary, na które dali swoje hojne „tak”, przypieczętowując je deklaracją w Sychem. Ich dzieci i następcy znali jednak to doświadczenie tylko z opowiadania. Słowa Księgi Sędziów, że to pokolenie nie znało Pana ani też tego, co uczynił dla Izraela, należy rozumieć, że nie miało osobistego doświadczenia Boga i Jego dzieł, gdyż w Biblii poznanie to coś znacznie większego niż tylko wiedza. Wiedzę oni, owszem, mieli, ale w swoim życiu nie byli skłonni podejmować ryzyka wiary, choć Bóg bez wątpienia dawał im łaskę wiary. Oni jednak woleli standardy otaczającego ich świata. Przejęli zwyczaje i poglądy sąsiadów. Było to prostsze i łatwiejsze niż wchodzenie w ryzyko wiary. W Ziemi Obiecanej było im dobrze i wydawało się, że tak będzie zawsze. To, że byli narodem wybranym, że mieli pewną misję do spełnienia i że pogańskie przekonania i zwyczaje ich sąsiadów były fałszywe, a nawet obrzydliwe, mniej ich obchodziło.
Obchodziło to jednak Boga, który jest wierny swym obietnicom i nie rezygnuje z człowieka. Nie byłby Miłością, gdyby ich pozostawił w takim stanie. Dlatego też sprawił, że w Ziemi Obiecanej doświadczali uciążliwości, i to bardzo przykrych. Bóg pozostawił w niej wrogie Izraelowi narody. I choć Izrael dopasowywał się do swoich sąsiadów, to paradoksalnie nie chroniło go to przed ich agresją, która niekiedy zagrażała wprost jego fizycznemu przetrwaniu. Miało być tak dobrze, stało się aż tak źle. Izraelici niejednokrotnie stawali przed fiaskiem swej fałszywej taktyki dopasowywania się. Wtedy Bóg okazywał swą moc, budząc charyzmatycznych przywódców, którzy prowadzili naród do zwycięstwa, pokazując po raz kolejny, gdzie jest źródło siły Izraela.
Także nasze „ziemie obiecane”, na które czekamy i które wcześniej czy później daje nam Pan Bóg, również nie są wolne od uciążliwości, i to niekiedy tak przykrych, że doprowadzają nas one na skraj rozpaczy. To jest również wyraz Bożej miłości i wierności, abyśmy się w nich nie zadomowili, jakby na tym kończyła się nasza misja. Paradoksalnie to one właśnie, pokazując nam naszą kruchość, stają się łaską wiary. Miało być tak dobrze, a tu znów trzeba ruszać i szukać oparcia innego niż to, które wydawało się takie pewne. Oparcie jest tylko jedno – w Bogu.