Historia Ludwika Zarewicza, pierwszego polskiego historyka kamedułów.
Poszukiwanie jego zdjęcia zajęło nam kilkanaście lat, bo nie jest łatwo dotrzeć do fotografii osób z XIX w. Rozum i intuicja podpowiadały, że należy zacząć od archiwum ojców kamedułów na Bielanach w Krakowie.
Choć był w mieście postacią znaną i poważaną, to tam spędzał długie godziny, dni i tygodnie, przesiadując w nieogrzewanych i oświetlonych jedynie świecą pomieszczeniach klasztornych. Pragnął napisać pierwsze dzieje tego jedynego, męskiego, pustelniczego zakonu w Polsce. I rzeczywiście, pewnego dnia zaprzyjaźniony kameduła wręczył nam przypadkowo odnaleziony niebieski zeszyt. W środku własnoręczne notatki, zapiski autobiograficzne, fragmenty korespondencji i to upragnione zdjęcie. Patrzy z niego człowiek stateczny, pod wąsem, w surducie i w meloniku, około pięćdziesięcioletni, wyglądający dość poważnie jak na obecne normy. Obok żona Klotylda, syn Oleś i trzy córki. Stateczna rodzina mieszczańska z II połowy XIX w.
Paczka dobrego tytoniu
Na Bielany Ludwik Zarewicz wybierał się pieszo. Droga z ul. Karmelickiej, gdzie mieszkał, zabierała mu sporo czasu. Nic więc dziwnego, że – zanim wszedł do środka – chętnie odpoczywał na furcie. Spotykał tam życzliwego mu i oczekującego z nowinami brata Bonifacego: Był wzrostu miernego i nasuwał zwykle białą piuskę na bakier, mówił doskonale po polsku i po węgiersku i rąbał także niemieckim językiem. Lubił mnie i był nawzajem ode mnie lubianym; to też wstępując w furtę obdarzałem zwykle O. Bonifacego paczką dobrego tytoniu (Drei König), który on ze smakiem z lulki na długim cybuchu palił. Requiescat! L. Zarewicz.
Skarby w wieży
Ludwik Zarewicz spędzał na Bielanach mnóstwo czasu, badał archiwum i bibliotekę, z bliska poznawał życie mnichów. Był z klasztorem i poszczególnymi zakonnikami związany emocjonalnie. Tak jak lubił pogawędki z bratem Bonifacym na furcie, tak można przypuszczać, że z ojcem Tadeuszem Bergeatem godzinami dyskutował o dokumentach archiwalnych, księgach z biblioteki, ale także zbierał od niego informacje i opowieści o eremach kamedulskich we Włoszech. Ojciec Tadeusz Bergeat był bibliotekarzem i archiwistą klasztornym przez czternaście lat. To dzięki niemu po raz pierwszy w latach 60. XIX w. zostało uporządkowane archiwum klasztorne mieszczące się wówczas w wieży północnej. Przy przeglądaniu dokumentów pomagał ojcu Tadeuszowi właśnie Ludwik Zarewicz, który wspominał: O. Bergeat wedle woli korzystać z archiwum i biblioteki pozwolił. W 1871 r. jako owoc wspólnych prac ukazała się pierwsza monografia zakonu kamedułów.
Otwieranie grobów
Zarewicz służył zakonnikom radą i pomocą także w bardziej przyziemnych sprawach np. podczas prac remontowych w klasztorze prowadzonych m.in. po pożarze wieży w 1814 r. Był także inicjatorem otwarcia krypt grobowych znajdujących się pod kościołem, m.in. 24 kwietnia 1864 r. zwiedzał grób Pawła Henika, ofiarodawcy niezwykle cennego księgozbioru dla eremu: Zwłoki jego już na pół zbutwiałe spoczywają, tuż przy ścianie północnej sklepu, w trumnie prostej, z czterech sosnowych deseczek zbitej. Bardziej szczegółowa relacja zachowała się z otwarcia grobu fundatora Eremu Srebrnej Góry. Grób marszałka wielkiego koronnego Mikołaja Wolskiego herbu Półkozic znajduje się przy głównym wejściu do kościoła by, zgodnie z jego wolą, ciało jego, ubrane w habit kamedulski pochowane zostało przy głównych drzwiach świątyni, aby deptane było przez przechodniów i opłacało po śmierci wyniosłość swoją i zbytki za życia. Od tego czasu grób fundatora nie był więcej otwierany.
Owoc przyjaźni
Nie wiemy nic na temat refleksji religijnych czy przeżyć duchowych, których Ludwik Zarewicz doświadczał na Bielanach, choć trudno przypuszczać, że przyjaźniąc się długie lata z pustelnikami, nie rozmawiał o sensie ich życia i powołania i nie zadawał pytań o wytrwałość. Pozostały opracowania historyczne, dzięki którym i my dzisiaj, w XXI w., odkrywamy głęboki sens i mądrość życia pustelniczego. Owoc przyjaźni mnicha i człowieka świeckiego.