Cuda czy znaki? - 4 VIII 2024

04 sie 2024
ks. Stanisław Łucarz SJ
 

18. Niedziela zwykła;
Ewangelia według św. Jana 6, 24-35

Słowo Boże konfrontuje nas z kluczowymi pytaniami dotyczącymi naszej ludzkiej egzystencji.

Zawsze dociera do korzeni naszych problemów, o których często nawet nie wiemy, ponieważ zajmujemy się nimi mało albo wcale. Omijamy je, zwykle wyczuwając, że nie znamy na nie odpowiedzi, co rodzi w nas lęk. Bardziej martwimy się codziennymi problemami: czy będziemy mieli co jeść, czy wystarczy nam pieniędzy na czynsz i tym podobnymi.

W ostatnią niedzielę słyszeliśmy, że po rozdaniu chleba ludzie chcieli ogłosić Jezusa królem. Dlaczego? Ponieważ rozpoznali w Nim obiecanego Mesjasza? O nie! Chcieli ogłosić Jezusa królem, ponieważ rozmnożył chleb i ich nasycił. To był prawdziwy powód. I Jezus o tym wiedział. Nie miał co do tego złudzeń, więc wycofał się w samotność i modlitwę. Ale ludzie Go szukali, nie chcieli stracić cudotwórcy. Kiedy w końcu Go znaleźli, musieli wysłuchać wyrzutów: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości.

Jezus nie dokonał tego cudu po to, by zadowolić ludzi. Uczynił to, aby w Niego uwierzyli, aby zobaczyli, jak Bóg się o nich troszczy, i uznali, że On jest obiecanym Mesjaszem. W Ewangelii św. Jana cuda Jezusa nie są nazywane cudami, ale znakami, a znak zawsze ma znaczenie, zawsze wskazuje na coś, czego nie można zobaczyć, co wykracza poza zwykły fakt. W cudach Jezusa chodzi nie tyle o fakty, ale przede wszystkim o ich znaczenie, o przesłanie, które niosą. Ludzie, którzy słuchają Jezusa, nie widzą tych znaków. Dla nich zaspokojenie bieżących potrzeb jest ważniejsze niż cokolwiek innego. Oni nie są w stanie dostrzec dzieła Boga i Jego miłości; nie są w stanie zinterpretować historii własnego życia, codziennych faktów w taki sposób, aby rozpoznać Opatrzność i kochającą opiekę Boga.

Czy my jesteśmy w stanie to zrobić? Czy dostrzegamy obecność Boga w historii naszego życia? Czy też pozostają one dla nas mroczne i niezrozumiałe, zwłaszcza jeśli nie pasują do naszych wyobrażeń? Czy w ogóle zdajemy sobie sprawę z tego, że Bóg prowadzi naszą historię? A może, podobnie jak starożytni Izraelici i ludzie współcześni Jezusowi, jesteśmy tak skoncentrowani na zaspokajaniu naszych bezpośrednich potrzeb, że nawet o tym nie myślimy? Jezus ostrzega nas dzisiaj w bardzo mocnych słowach: Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec. Dlatego prośmy Pana o to, aby pomógł nam dostrzec znaki Jego miłości. Ta zdolność jest bowiem jedną z podstawowych umiejętności chrześcijanina.

Doskonały chrześcijanin to nie perfekcjonista, który przestrzega wszystkich praw i przykazań co do joty. Na tym koncentrowało się życie faryzeuszy. Oczywiście, chrześcijanin nie lekceważy też Bożych przykazań i stara się je wypełniać, ale dzięki nim ma świadomość, że jest grzesznikiem, że każdego dnia doświadcza swojej słabości, która woła o Zbawiciela. I właśnie poprzez to doświadczenie dostrzega w swoim życiu znaki miłosiernej miłości Boga i z nich czerpie swoją siłę i radość. Prośmy więc Pana, aby uczynił z nas takich właśnie chrześcijan i otworzył nasze oczy na Jego miłość, wyrażającą się z największą mocą w chlebie, który nam daje Syn Człowieczy, czyli w Eucharystii.

 

Warto odwiedzić