Uzdrowienie teściowej św. Piotra - 4 II 2024
5. Niedziela zwykła;
Ewangelia według św. Marka 1, 29-39
Z pierwszą częścią Ewangelii, w której opisane jest uzdrowienie teściowej św. Piotra, wiążą się różne dykteryjki nawiązujące do popularnych dowcipów o teściowych.
Nie to jednak ma być przedmiotem naszego rozważania, choć chcę tu przytoczyć jedną z interpretacji tej ewangelicznej historii, która nieco do owych żartów nawiązuje. Według niej teściowa św. Piotra była bardzo niezadowolona z faktu, że jej zięć – do tej pory człowiek bardzo pracowity i dbający o swój dom oraz rodzinę – zaczął chodzić za jakimś wędrownym Nauczycielem, tracąc czas, który mógłby przeznaczyć na zarabianie pieniędzy i poprawę ich bytu. Jakby tego było mało, postanowił sprowadzić tegoż Nauczyciela do swojego i jednocześnie jej domu, co oznaczało, że będzie musiała im usługiwać. W tamtych czasach taka była bowiem rola kobiety w domu. Nie chcemy przypuszczać, że udała chorą. Raczej, że cała ta sytuacja przyprawiła ją o ból głowy, a nawet więcej…
Pan Jezus przyszedł zatem do nich, a ona leżała w gorączce. Możemy sobie wyobrazić jej złe samopoczucie, i do tego jeszcze ten niezbyt mile widziany gość. Z opisu wygląda na to, że była w innym pomieszczeniu niż to, do którego weszli. Inaczej przecież nie musieliby mówić Jezusowi o niej. On zaś zaraz skierował się do niej. Nie wiemy, co Pan Jezus powiedział, jak się zachował zaraz po wejściu. Zapewne pozdrowił ją tradycyjnym żydowskim pozdrowieniem, które znamy z innych opisów ewangelicznych, czyli Szalom! – „Pokój tobie!”. Tyle że nie było to jedynie zwyczajowe pozdrowienie: On rzeczywiście przynosił pokój. Od razu skrócił dystans: nie tylko podszedł do niej, ale jeszcze ujął ją za rękę i podniósł. Pozostaje dla nas tajemnicą, co wtedy odczuła, ale zaraz odzyskała siły, i to nie tylko te fizyczne, lecz także psychiczne. Minęła cała niechęć i wszelkie pretensje. Zobaczyła, że ten Gość to nie obciążenie, a przeciwnie – to Ten, który podnosi obciążonych. Zrozumiała też swojego zięcia i jego nowe powołanie. Zapewne potem Pan Jezus był częstym gościem w domu Piotra i jej, bo przecież tak często bywał w Kafarnaum, że do tej pory nosi ono jako drugą nazwę: Miasto Jezusa. Zapewne też sama Go do swego domu zapraszała, cieszyła się Jego obecnością i chętnie Mu usługiwała.
Jak wiemy z wykopalisk, dom Piotra stał się po śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Pana miejscem spotkań pierwszych chrześcijan – domus ecclesiae, czyli domem Kościoła, a więc tym miejscem, gdzie pierwsi chrześcijanie zbierali się na sprawowanie Eucharystii. Przez pierwsze wieki prześladowani chrześcijanie nie mieli swych budynków sakralnych. Zbierali się w domach prywatnych, które w ten sposób stawały się kościołami. Tak też stało się w przypadku domu Piotra. Nie wiadomo, czy jeszcze wtedy żyła teściowa Piotra. Jeśli tak, to doświadczała obecności Jezusa także w inny, głębszy sposób, a może i przyjmowała Go pod postaciami eucharystycznymi, stając się sama Jego domem i w ten sposób świadkiem jeszcze innego uzdrowienia – duchowego.
To zachęta i dla nas. Nie bójmy się zapraszać Jezusa do naszych domów, w różnych rodzajach Jego obecności, także wtedy, gdy mamy w nich osoby, które nie za bardzo tego chcą, a może mają nawet do nas pretensje, że tracimy dla Niego czas. On naprawdę może je przemienić, jak teściową Piotra, i napełnić swą uszczęśliwiającą obecnością.