Eucharystia sercem Kościoła
Wspólnota z Chrystusem i nawzajem z sobą – to hasło Kongresu Eucharystycznego, który odbył się w stolicy Irlandii, Dublinie, w dniach 10-17 VI 2012 roku.
Sercem Kościoła jest Eucharystia. To nasza osobista więź z Panem Jezusem eucharystycznym, która najbardziej nas wewnętrznie scala i buduje jedność Kościoła. Jakże potrzeba tej jedności w naszych domach, rodzinach, miastach, w Polsce i w Europie, i na całym świecie. W Konstytucji o Kościele Lumen gentium czytamy, że zaczynem jedności całego rodzaju ludzkiego jest Kościół.
Boski fundament
Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba (1 Kor 1, 17). To Jezus obecny w Eucharystii buduje Kościół. A Kościół sprawujący codziennie Mszę świętą daje nam – jak Matka – Jezusa Chrystusa. Bóg chce uczynić z Kościoła swój lud. Dlatego daje nam Jezusa – nasz chleb powszedni, byśmy żyli Jego miłością, budując najgłębsze więzi, których fundamentem jest nasz Pan.
Z Panem Jezusem chrześcijanin staje się dzieckiem Boga, pojednanym z Nim i z ludźmi, i dopiero wtedy może budować prawdziwą i trwałą jedność społeczną. Gdy On jest w nas, wtedy nie obawiamy się „umierać” sobie samym i jesteśmy gotowi służyć naszym siostrom i braciom będącym w potrzebie. Pan Jezus pragnie, byśmy w naszym życiu owocowali miłością. Chce, by chleb i całe ziemskie bogactwo były okazją do wzajemnej solidarności, a nie podziałów czy wojen, jak to często bywało i bywa w historii różnych państw. Wiemy, że nie wszystkim Jego dzieciom na świecie powodzi się dobrze. Tak wielu ludzi głoduje, umierają dzieci, trwają bratobójcze wojny, w sercach terrorystów czai się nienawiść… Pan Jezus zaprasza nas do hojności: Cokolwiek czynicie, z serca wykonujcie jak dla Pana, a nie dla ludzi, świadomi, że od Pana otrzymacie dziedzictwo wiekuiste jako zapłatę (Kol 3, 23).
W naszym chrześcijańskim życiu winniśmy najpierw szukać królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie nam dodane. Daremne są ludzki wysiłek i pot, jeżeli nie towarzyszy im Boże błogosławieństwo. Wznoszenie ludzkiego tylko królestwa, nawet w imię sprawiedliwości i dawania potrzebującym ziemskiego pokarmu, nie wystarcza. Budowanie jedności w świecie z pominięciem Boga jest powierzchowne i krótkotrwałe. Nasze sądy, że w przemianie świata poradzimy sobie sami, że wystarczy tylko dobre przygotowanie, profesjonalność, kompetencja, a wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem, są złudne. Ta pokusa bezpośredniej „skuteczności” grozi także ludziom Kościoła, którzy czasem bardziej liczą na własny wysiłek niż na Bożą pomoc.
Pokarm wędrowców
Eucharystia powinna być w życiu każdego chrześcijanina pokarmem wędrowca. Nieustannie jesteśmy w drodze i nie mamy na ziemi stałego miejsca. Pan Jezus, dając nam Siebie, obdarza nas pokarmem na życie wieczne. On zaspokaja w nas jeden z największych głodów, jakich może doświadczyć człowiek: głód Boga.
O tym, jak wielkie jest to pragnienie Boga, zdołali przekonać się ci, którzy Go chcieli wyrwać z ludzkich serc, burząc świątynie, zabijając kapłanów, prześladując wyznawców Chrystusa w państwach rządzonych przez nazistów i komunistów. Nie udało się dokonać całkowitego zniszczenia, bo nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi od Boga.
Czasem Bóg nas próbuje, jak czynił to z Narodem Wybranym podczas wędrówki przez pustynię, skazując na śmierć z głodu i pragnienia Jego słowa. Bywa, że właśnie przez bolesną drogę duchowego strapienia czy cierpienia fizycznego przyprowadza nas do Siebie, byśmy zaczerpnęli z Jego źródła. Tylko na pustyni, na „ziemi suchej”, gdzie człowiek sam nic już nie znajduje i zdany jest bez reszty na Boga, chleb z nieba i słowo Boże stają się jedynym pożywieniem, przywracając sens naszemu życiu ludzi powołanych do miłości.
Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata (J 6, 51). Nie ma w naszym sercu prawdziwego życia, gdy nie ma w nim Pana Jezusa. Ogarnięci lękiem, by czegoś nie utracić, liczymy tylko na siebie i boimy się „zapominać o sobie”. Tylko ten, kto przyjmuje Jezusa jako pokarm, ma w sobie Boże życie, a jego ręce są otwarte w geście obdarowywania.
Udział w Eucharystii i jej adoracja są dla nas zaproszeniem, byśmy umieli „tracić” nasz coraz cenniejszy czas dla Boga. Pozorna bierność trwania przed Jezusem w Eucharystii w postawie adoracji może być w naszym życiu źródłem Bożej skuteczności, kiedy to już nie my działamy, ale Bóg w nas. Doświadczymy wtedy może coś z tej rzeczywistości, którą przeżywał św. Paweł: Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2, 20). W życiu Apostoła Jezus stał się prawdziwym pokarmem, który podtrzymywał w nim Boże życie. Podobnie dzisiaj siostry Matki Teresy z Kalkuty trwają każdego dnia przed Najświętszym Sakramentem, by móc potem z radością pomagać cierpiącym i głodnym.
Niech zaproszeniem do adoracji Jezusa Eucharystycznego staną się słowa bł. Jana Pawła II: Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi, poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim „sztuką modlitwy”, jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymywałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie (Ecclesia de Eucharistia, 25).