Św. Faustyna Kowalska – wywyższona pokora
Helena Kowalska nosiła jedno z najbardziej rozpowszechnionych nazwisk w Polsce i pewnie po latach nikt by już nie wspominał o niej i nie wymawiał jej nazwiska, gdyby nie jej święte życie, które było samą pokorą, pracą, cierpieniem i doświadczeniem nadzwyczajnych przeżyć mistycznych. Znana jest ona dzisiaj ludziom jako św. siostra Faustyna Kowalska.
Od dzieciństwa pracowała ciężko, mając liczne obowiązki. Opiekowała się młodszym rodzeństwem, pomagała rodzicom w utrzymaniu domu. Ukończyła zaledwie trzy klasy szkoły wiejskiej i w młodym wieku podjęła pracę zarobkową, idąc na służbę, bowiem rodzina była bardzo biedna i potrzebne były środki do życia.
Jej wielkie pragnienie wstąpienia do zakonu nie mogło być szybko zrealizowane, bo rodzice nie zgadzali się z taką decyzją ich córki. Wielkie rozdarcie zapanowało w jej sercu, bo jak uszanować wolę kochających rodziców i zarazem realizować wolę powołującego ją do zakonu Boga? Wszystko to razem wzięte potęgowało jeszcze trudności i cierpienia. Niełatwo było zostać zakonnicą, kiedy było się biedną, wiejską, prostą dziewczyną. Bieda nieraz zaglądała w oczy jej i jej rodzinie, mowy więc nie mogło być o daniu córce potrzebnej materialnej wyprawki na zakonną drogę. Zakonnice nie chciały przyjąć bez posagu biednej niewykształconej wiejskiej dziewczyny o kruchej kondycji fizycznej i bladych licach. „Nic szczególnego” – takie było pierwsze rozeznanie co do jej osoby. Polecono jej, aby zapracowała sobie na skromną wyprawkę, jeśli chce być przyjęta w zakonne progi.
Jako pomoc domowa pracowała więc, aby uzbierać trochę grosza na tę wyprawkę. W roku 1925 została przyjęta do zakonu w warszawskim domu Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. W życiu zakonnym doświadczyła bardzo wiele utrapień, w tym także licznych przenosin na rozmaite placówki do miast: Warszawy, Wilna, Płocka, Krakowa. Nieobce były jej także odległe placówki zakonne w małych miasteczkach i wioskach, których położenie jeszcze do dziś trzeba określać w odniesieniu do większych miast, celem znalezienia ich na mapie. Wszędzie pracowała bez najmniejszego sprzeciwu, bo prace te, jakkolwiek byłyby one ciężkie, zlecili jej przełożeni. Bardzo często przypadała jej w udziale trudna, mozolna fizyczna praca w zakonnych ogrodach czy w klasztornej kuchni przy ciężkich żeliwnych naczyniach. Faustyna jako ogrodniczka, pomocnica kucharki, a później, gdy już bardzo podupadła na zdrowiu, furtianka, zawsze życzliwa była dla potrzebujących ludzkiego wsparcia.
Upewniona w wyborze swego powołania, wiedziała od Jezusa, że w tym to właśnie zgromadzeniu, do którego wstąpiła, przygotował On dla niej wiele łask. Przeżywała nawet pokusę odejścia z niego, gdy martwiła się, że praca w zakonie zajmuje więcej miejsca niż modlitwa. Jezus umacniał ją. Podupadała na zdrowiu, zaczęły się pojawiać początki gruźlicy płuc, a później także gruźlica przewodu pokarmowego. Jezus nie opuszczał jej jednak, mimo że bardzo cierpiała fizycznie. Bolesne były także jej cierpienia duchowe, doznawane na skutek niezrozumienia przez najbliższe otoczenie jej niezwykłych stanów ducha. Potrafiła jednak znosić dzielnie te wielkie doświadczenia, bo swoje życie złożyła Jezusowi w ofierze za grzeszników. O jej darze widzenia Jezusa i nadzwyczajnych przeżyciach wiedzieli tylko jej spowiednicy: bł. ks. Michał Sopoćko i ojciec jezuita Józef Andrasz oraz jej matki przełożone.
Widoczne na co dzień szare i monotonne na pozór życie skrywało jednak wielkie bogactwa łaski, w tym otrzymany od Boga dar kontemplacji i ukrytych stygmatów. Całe swe doświadczenie duchowe przelała na karty „Dzienniczka” napisanego z polecenia spowiednika, a tłumaczonego obecnie na wiele języków świata i chętnie czytanego przez wiernych.
Była mało znana w otoczeniu. Siostry różnie ją traktowały, czasami osądzając jej zachowanie krzywdząco. Niektóre czuły się źle, gdy przenikała ich myśli, rozumiała przyczyny ich stanów duchowych. Była jednak wśród nich uprzywilejowanym, umiłowanym i wybranym przez Jezusa świadkiem nadzwyczajnych zdarzeń, zdziałanych i okazanych jej przez Jezusa w jej życiu. To za jej pośrednictwem świat miał usłyszeć na nowo o Bożym Miłosierdziu i ona sama miała wypraszać je dla świata, angażując się osobiście w ratowanie ginących dusz.
Zmarła w wieku 33 lat zostawiając po sobie duchowe przesłanie, które miało zaowocować nawróceniem wielu i niezwykłą czcią okazywaną Jezusowi, któremu tak ufała. Za jej pośrednictwem wspólnota Kościoła otrzymała nowe formy kultu Miłosierdzia Bożego. Między innymi: szerzenie czci Miłosierdzia; cześć „obrazu Miłosierdzia Bożego” z napisem: Jezu ufam Tobie; „Święto Miłosierdzia” – w pierwszą niedzielę po Wielkanocy; „Koronkę do Miłosierdzia Bożego”, a także tzw. „Godzinę miłosierdzia”, praktykowaną o trzeciej po południu: ”W tej godzinie uprosisz wszystko dla siebie i innych” – zapewnił ją Jezus w doznaniu mistycznym.
Przez trzynaście lat życia w zakonie s. Faustyna tylko raz odwiedziła swoich rodziców w rodzinnym domu w Głogowcu, a było to wówczas, kiedy jej matka była bardzo chora. Widząc wtedy żarliwie modlącego się jej ojca Stanisława napisała w swym Dzienniczku: ”Kiedy widziałam, jak ojciec się modlił, zawstydziłam się bardzo, że ja po tylu latach w zakonie nie umiałam się tak szczerze i gorąco modlić, toteż nieustannie składam Bogu dzięki za takich rodziców”. Pokorna na modlitwie i skupiona na Bogu, także dzisiaj uczy modlitwy wielu, i to nie tylko pielgrzymów odwiedzających krakowskie sanktuarium.
Po jej śmierci, szybko rosła sława jej świętości. Po ukończeniu procesu informacyjnego w Krakowie, zakończonego w 1967 roku, przeniesiono jej doczesne szczątki z cmentarza zakonnego do kaplicy w Krakowie-Łagiewnikach. Proces beatyfikacyjny zakończony w Rzymie, potwierdził cud wyproszony przez jej wstawiennictwo, a papież Jan Paweł II na placu św. Piotra w Rzymie dnia 18 kwietnia 1993 roku ogłosił ją błogosławioną.
Jej relikwie spoczywają w kaplicy sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach na bocznym ołtarzu pod łaskami słynącym obrazem. Ogłoszenie bł. siostry Faustyny Kowalskiej świętą przez Papieża Jan Pawła II w kwietniu Roku Jubileuszowego 2000 było i jest wielką łaską dla Kościoła powszechnego, nie tylko dla wiernych w naszej Ojczyźnie. Wielu zagubionych ludzi nabiera większej odwagi zbliżenia się do Jezusa za jej pośrednictwem. Posłannictwo – Ewangelie Miłości i Miłosierdzia – nabiera znów jakby nowej mocy i siły docierając do człowieka za sprawą tej prostej zakonnicy i jej duchowego Dzienniczka.
Kanonizacja s. Faustyny jest też namacalnym świadectwem, że ktoś, kogo określono zdawkowo: „nic szczególnego” – współdziałając z łaską Bożą, okazaną człowiekowi, może dojść do chwały ołtarzy. Żegnając się z przełożoną i siostrami w swym ostatnim liście napisanym ze szpitala, skreśliła następujące słowa: ”Do zobaczenia w niebie”. Dziś pokazuje nam wszystkim, że niebo jest przeznaczeniem człowieka, a świętość w każdych warunkach jest możliwa.