Bóg zesłał Syna swego, zrodzonego z niewiasty
Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, byśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze! A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej. Ga 4, 4-7
Boże macierzyństwo Maryi jest jednym z najbardziej niesamowitych wydarzeń, w które wierzymy. W Liście św. Pawła Apostoła do Galatów czytamy: Gdy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg swego Syna. Apostoł używa tu greckiego słowa χρόνος (chronos) oznaczającego zły czas, czas przemijania, który nieuchronnie przynosi śmierć. Chronos – jak głosi mit – pożera własne dzieci. Język grecki ma i inne słowo, które również oznacza czas, tyle że dobry czas, czas szczęścia, ten, na który się czeka. To słowo καιρός (kairos). I to właśnie ono jest użyte w Ewangelii św. Marka, gdy Pan Jezus rozpoczyna swą publiczną działalność słowami: Czas się wypełnił, bliskie jest królestwo Boże… (Mk 1, 15).
W liście św. Pawła użyte jest jednak słowo chronos. Można by też przetłumaczyć to zdanie tak: „Gdy człowiek stał się pełen zepsucia, Bóg zesłał swego Syna…”. Bóg posyła swojego Syna, posyła Go przez kobietę w naszą przemijalność, w naszą śmiertelność, która nas gnębi i zniewala. Jezus Chrystus staje się tak poddany prawom przestrzeni i czasu oraz innym prawom jak każdy z nas… W jakim celu? Po to, aby mógł nas wykupić z naszej niewoli przemijania i śmiertelności, abyśmy mogli osiągnąć synostwo Boże, czyli abyśmy jako dzieci Boże mogli uczestniczyć w Jego wieczności już tutaj… I już tutaj możemy wołać: Abba – „Ojcze” – bo Bóg posyła do naszych serc swojego Ducha i przez tego Ducha przekazuje nam swoją własną naturę. Dlatego – mówi św. Paweł do każdego z nas – nie jesteś już niewolnikiem, nie jesteś już zakładnikiem przemijania i zepsucia, ale synem; a jeśli jesteś synem, to także dziedzicem, dziedzicem Boga. W to wielkie dzieło Bożego zbawienia wpisane jest Boże macierzyństwo Maryi.
My dziś z taką łatwością i oczywistością mówimy: Matka Boża, Matka Boga czy Bogurodzica… Trzeba jednak pamiętać, że ten tytuł torował sobie drogę z wielkim trudem. Także on, jak wszystko, co związane z Bożym dziełem zbawienia, został wywalczony pośród sporów i oporów. Powszechnym dziedzictwem Kościoła stał się dopiero na Soborze Efeskim w 431 roku, a więc upłynęło prawie 400 lat od jego założenia. Maryja jako Matka nie tylko uczestniczyła w dziele zbawienia. Uczestniczy w nim cały czas, rodząc stale Jezusa dla nas i w nas. Cały czas też jest nam wierną wspomożycielką w uwalnianiu się z różnorakich niewoli, w które popadamy – od tej największej niewoli począwszy, z której, owszem, wyzwolił nas Jej Syn, ale z której każdy z nas potrzebuje wyzwolenia przez wiarę. To bowiem, że Jezus pokonał śmierć, grzech i szatana, nie znaczy wcale, że dokonało się w życiu każdego i każdej z nas. To tak jak na przykład z gruźlicą. Owszem, została pokonana, dysponujemy lekami, aby ją pokonać, jeśli ktoś na nią zachoruje, ale jeśli chory nie stosuje leków, choroba go pokona.
Stąd też ta ustawiczna troska Maryi, Matki Bożej i Matki naszej, aby każdy z nas miał udział w zwycięstwie Jej Syna. Stąd też i nasze wołanie do Niej: Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko…