Kazania pasyjne - Wielki Post 2022
Ręka w misie
Staję w obecności Pana.
Wyobrażę sobie, że ciarki mnie przeszywają, że krew odpływa z twarzy albowiem dowiaduję się czegoś strasznego. I sam nie wiem czy nie jestem temu winien. Jestem blisko Jezusa i boję się tego wydarzenia.
W tej modlitwie proszę o łaskę bliskości, która pogłębia moje zakorzenienie w Synu Bożym.
Tekst ewangelii: Mk 14,17-21
Z nastaniem wieczoru przyszedł tam razem z Dwunastoma. A gdy zajęli miejsca i jedli, Jezus rzekł: "Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was Mnie zdradzi, ten, który je ze Mną". Zaczęli się smucić i pytać jeden po drugim: "Czyżbym ja?" On im rzekł: "Jeden z Dwunastu, ten, który ze Mną rękę zanurza w misie. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził".
- Gdy wyobrażamy sobie to wydarzenie to ciarki aż przechodzą po plecach. Nie mieści się w głowie! Ciągle zadajemy sobie pytanie: jak do tego mogło dojść? Co się stało w głowie Judasza? Co też dokonywało się w sercu Dwunastu skoro każdy z nich nie czuje się pewny? Kiedy przekładamy to na możliwą sytuację we własnym życiu i przyglądamy się najbliższym nam osobom, z którymi dzielimy nasze życie i codzienność to uczucia miotają na wszystkie strony.
- Jak to możliwe, że jest się z Panem Jezusem i się Go zdradzi? Jak to możliwe, że jestem przy kimś i noszę w sobie ów kąkol możliwej zdrady? Czy to jest normalne? Boimy się samych siebie i swoich możliwości dopiero wtedy, gdy je poznamy. Czy jednak konieczne jest doświadczenie na własnej skórze? Czy nie wystarczą przykłady innych? Czy nie uczymy się na upadkach i zdradach bliźnich, tak często nam bliskich?
- Niepojęty jest także kontekst ogłoszenia zdrady – jej zapowiedzi. Otóż wszystko jest przygotowane na świętowanie Paschy, największego święta dla Pana Jezusa i Dwunastu. Od kilku lat przeżywali ją razem jako wspólnota zebrana wokół Mistrza z Nazaretu. Uczą się Go chodząc z/za Nim, słuchając Jego nauki, widząc Jego wielkie dzieła. I oto, gdy zajęli miejsca i jedli, rzekłbym w najbardziej podniosłej chwili Jezus zwraca się do nich tonem uroczystym: Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was Mnie zdradzi, ten, który je ze Mną". Zmroziło ich! Wstrzymali oddech. Nie przełknęli kęsów, które mieli w ustach. Czyżby dotarło do ich rozumu, że każdy gotowy jest takie coś zrobić?
- Nie słyszymy późniejszych szumnych deklaracji, że nigdy Cię nie opuszczę, że to absurd, że to nie ja, a inny. Reakcją uczniów jest smutek. Nie smutek rozpaczy zamykający wszelkie wyjścia. To smutek, który nakierowuje ku Jezusowi i stawia pokorne i zapewne drżącym głosem zadane: Czyżbym ja? Ewangelista podkreśla, że jeden przez drugiego zadawali to pytanie. Śpieszyli się by poznać odpowiedź? Każdy widział siebie. Nie oskarżali siebie nawzajem. Żyli w prawdzie.
- Wierzyli w to, co Pan Jezus im mówi. Wiedzieli, że to jeden z nich i że to może być każdy z nas. Pada też taka odpowiedź Jezusa. Jeden z Dwunastu, ten, który ze Mną rękę zanurza w misie. Trudna to i jakże bolesna odpowiedź. Jeden z Dwunastu… jeden z Jego najbliższych uczniów. Jeden z Jego wyznawców. Czyli powraca raz jeszcze jeden z nas. Co działo się w Sercu Pana Jezusa? Oto jeden z najbliższych Go zdradza. Co dokonywało się w sercu każdego z Dwunastu? W końcu, co działo się w sercu Judasza, który już wiedział, że Pan Jezus wie. Jak każdy z Dwunastu odebrał to przesłanie?! Nasuwa się dziesiątki pytań: czemu, gdzie, kiedy? Już wspomniane wyżej jak do tego mogło dojść? Jakie motywy kierują zdrajcą? Czy zdradziłbyś Pana? Za co? Za ile? Czy nasze grzechy nie są zdradą Boga?
- Przychodzi dalsze tłumaczenie, które mrozi krew w żyłach. Owo biada, które rozrywa serce. Przychodzi myśl o wiecznym potępieniu, o skazaniu na śmierć i na dodatek buntuje się umysł ludzki, gdyż zły podsuwa mu myśli o tym, że to wina Boga, że mógł temu zapobiec, a teraz pastwi się nad „biednym” Judaszem. Tak, biedny jest ten, który dla korzyści zdradza swego przyjaciela, najbliższą osobę. Jakże jest biedny?! Bóg nie odrzuca tego człowieka. Nie skazuje go. Jak dobrze się przypatrujemy to widzimy, że wbrew pozorom nie rozpoznali, że jest mowa o Judaszu. Każdy z nich maczał dłoń w misie. I moglibyśmy dodać każdy z nas w jakiś sposób maczał palce w tej zdradzie, która doprowadziła do zbrodni najokrutniejszej, w której człowiek zabija swego Stwórcę i Pana.
- Zaiste pamiętać nam trzeba, że bliskość fizyczna (modlitwa, czytanie słowa Bożego, Komunia św., adoracja, chodzenie do kościoła) – owo zanurzenie ręki w misie – nie są gwarancją bycia-w-Nim. Chodzi nie o rękę czy słowo, ale o serce. Bliskość nie jest gwarantem przynależności. Judasz był tak blisko i nikt się nie domyślał, że knuje coś takiego. Apostołowie raczej nie widzieli w nim złego człowieka. Pan przyjmuje to upokorzenie. Wie, że nadeszła Jego godzina, a zdemaskowanie zdrajcy mówi, że to Jezus jest Panem sytuacji.
Na koniec porozmawiam z Panem Jezusem o tym wydarzeniu, o tym jak przeżywa każdą zdradę.
Czuwać, czuwać i jeszcze raz czuwać
Staję w obecności Pana.
Wyobrażę sobie, że siadam na ziemi w ogrodzie Getsemani. Znużony zasypiam i budzę się. Nie potrafię wytrwać mimo dobrych chęci. Pan Jezus mnie budzi, a ja zasypiam. Jakże smutno w mym sercu, gdy odkrywam, że zdrajca już przyszedł.
W tej modlitwie proszę o łaskę czujności i modlitwy.
Tekst ewangelii: Mk 14,32-42
A kiedy przyszli do ogrodu zwanego Getsemani, rzekł Jezus do swoich uczniów: "Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem będę się modlił". Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: "Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie!" I odszedłszy nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby - jeśli to możliwe - ominęła Go ta godzina. I mówił: "Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]!"Potem wrócił i zastał ich śpiących. Rzekł do Piotra: "Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe". Odszedł znowu i modlił się, powtarzając te same słowa. Gdy wrócił, zastał ich śpiących, gdyż oczy ich były snem zmorzone, i nie wiedzieli, co Mu odpowiedzieć. Gdy przyszedł po raz trzeci, rzekł do nich: "Śpicie dalej i odpoczywacie? Dosyć! Przyszła godzina, oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy, oto zbliża się mój zdrajca".
- Choć krótka to jednak smutna była to droga, a przecież szli do miejsca, w którym tyle razy spotykali się na modlitwie. Przyprowadzał ich tutaj Jezus, aby z dala od zgiełku miasta uspokoić serca i umysły. I tym razem, po tylu wrażeniach, które ich dotknęły przychodzą do ogrodu Getsemani – do tłoczni, gdzie wyciskano wino z gron winnych. Wiedzieli na czym polega ten proces, ale raczej żaden z uczniów nie odnosił tej wiedzy do tego, co miało się niedługo wydarzyć.
- Sytuacja raczej im znana, że Pan Jezus idzie sam na modlitwę. Rzekł do nich, by usiedli. Zna ich zmęczenie. Zapewnia, że On będzie się modlił. Bierze ze sobą Piotra, Jakuba i Jana. Oni tak blisko Niego. Wziął ich na Tabor i tacy przemienieni powrócili. Jednak niewiele o tym mówili. Jakby nie mogli. Z relacji późniejszej wiadomo, że to w ich obecności począł drżeć i odczuwać trwogę. Raczej żaden z trójki nie był na to przygotowany. Wstrząsnęło nimi. Nigdy jeszcze nie widzieli w takim stanie Mistrza. Zapewne to wszystko, co zostało wypowiedziane tak poruszyło do głębi serce Jezusa. Nie wiedzą jak się zachować.
- Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie! Wzywa ich do czujności. Robił to wcześniej, jednak nigdy nie odczuli tego tak boleśnie, bo padły słowa o śmierci i poczuli jej bliskość. Wystraszyli się. Bardzo. Na dodatek widzieli, że gdy odszedł nieco dalej to upadł, a nawet dotarły do nich słowa o godzinie, której chciałbym uniknąć. Słowa modlitwy łączyły się z tym, co usłyszeli w Wieczerniku: Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]! To nie przelewki. Wiedzą, że dokonuje się ofiarowanie całkowite. Ich Mistrz wyraża zgodę na wszystko.
- Raczej nie wytrzymali napięcia. Bo gdy powrócił do nich to zastał ich śpiących. Zmorzyło ich. Zbyt wiele mocnych uderzeń w tak krótkim czasie. Uciekają w sen. Nie chcą widzieć. Nie chcą słyszeć. Boją się śmierci i sami wchodzą w jej objęcia, by zapomnieć. Także Szymon, który zapewniał o bliskości z całą pewnością siebie. Usłyszał słowa mocne: Szymonie, śpisz? Mówiłeś, że będziesz ze Mną, a jednej godziny nie mogłeś czuwać? Tyle w nas dobrych chęci, a gdy przychodzi co do czego to jedna godzina dłuży się nam w nieskończoność. Nie jesteśmy w stanie opanować snu. Warto zastanowić się głęboko na ową jedną godziną. To raptem 4 procent dnia.
- To nie wyrzut. Ciągle płynie zachęta: czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe. Pokusa jest obecna i aktywna. Najlepszą obroną to czujność i modlitwa. Nie zważać tylko na ochotę. Tu trzeba konkretów. Ochota wybucha entuzjastycznie i jakże szybko znika jak rosa wraz ze wschodzącym słońcem. Czujność sprawia, że widzimy i przygotowujemy się. Modlitwa łączy nas ze Źródłem i powtarzamy modlitwę Syna Bożego: Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]!
- Taka słabość apostołów. Gdy czuwać mają zasypiają. Nie wiemy, co w takich chwila odpowiedzieć. Pozostaje zaufanie. I to wiele razy się dzieje. Przychodzi taka chwila, w której pada stwierdzenie: Śpicie dalej i odpoczywacie? Dosyć! Przychodzi ten moment, że trzeba się ruszyć. Snem nie odsunie się tej godziny. oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy, oto zbliża się mój zdrajca. Trzeba wyjść na spotkanie zdradzie. Kosztuje drogo, bo Jezus znajdzie się w rękach grzeszników. On chce tego, bo wie, że potrzebujemy. Już wydał się w nasze ręce, gdy przyjął nasze ciało w tajemnicy Wcielenia. Teraz podejmuje mękę, która zaprowadzi Go na śmierć. Czuwajmy! Módlmy się!
Na koniec porozmawiam z zaspanym Piotrem.
Wyrok na siebie samego
Staję w obecności Pana.
Wyobrażę sobie, że owa niesprawiedliwość dzieje się na moich oczach i nic nie mogę zrobić. Zobaczę te oczy żądne mordu na Jezusie, oczy zaślepione nienawiścią. Pan odpowiada milczeniem, które jest miłosierdziem.
W tej modlitwie proszę o łaskę wierności składania świadectwa.
Tekst ewangelii: Mk 14,53-65
A Jezusa zaprowadzili do najwyższego kapłana, u którego zebrali się wszyscy arcykapłani, starsi i uczeni w Piśmie. (…) Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić, lecz nie znaleźli. Wielu wprawdzie zeznawało fałszywie przeciwko Niemu, ale świadectwa te nie były zgodne. A niektórzy wystąpili i zeznali fałszywie przeciw Niemu: "Myśmy słyszeli, jak On mówił: "Ja zburzę ten przybytek uczyniony ludzką ręką i w ciągu trzech dni zbuduję inny, nie ręką ludzką uczyniony"". Lecz i w tym ich świadectwo nie było zgodne. Wtedy najwyższy kapłan wystąpił na środek i zapytał Jezusa: "Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciw Tobie?" Lecz On milczał i nic nie odpowiedział. Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: "Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?" Jezus odpowiedział: "Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi". Wówczas najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: "Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Słyszeliście bluźnierstwo. Cóż wam się zdaje?" Oni zaś wszyscy wydali wyrok, że winien jest śmierci. I niektórzy zaczęli pluć na Niego; zakrywali Mu twarz, policzkowali Go i mówili: "Prorokuj!" Także słudzy bili Go pięściami po twarzy.
- Prywatne spotkanie. Załatwianie interesów pod ladą, za plecami, między sobą, by nikt się nie dowiedział. Próbuje się zamieść pod dywan. Tak zrobić, by niewielu się dowiedziało. Stąd nie ma oficjalnego spotkania (zresztą noc na to nie pozwalała) – Jezusa zaprowadzona do najwyższego kapłana, u którego zebrali się wszyscy arcykapłani, starsi i uczeni w Piśmie. Wedle prawa było to nielegalne zgromadzenie. Tak to wygląda gdy ktoś chce swoje interesy załatwiać kosztem innych ludzi. Ci wszyscy czuli się zagrożeni osobą i dziełem Mistrza z Nazaretu. Poczuli, że ktoś depcze im po piętach, że zbyt wiele pyta. Zagrożenie więc należy po zlokalizowaniu usunąć, bo spędza sen z powiek.
- Ewangelista podaje, że usilnie szukali świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Obsesja? Niedawno jeszcze mówiło się w naszym kraju: dajcie mi człowieka, a ja znajdę paragraf. Wtedy z igły robi się widły. Tyle z tym, że pierwszy strach pada na oskarżycieli. Nie chcą podjąć trudu rozeznawania, budowania na faktach. Chcą załatwić od ręki. Zabić i będzie spokój. Zgładzić z powierzchni ziemi i nie będzie problemu. Zamieść pod dywan!
- Pojawia się problem, albowiem mimo usilnych starań nie znaleźli paragrafu. A dzieje się tak nawet jeśli wielu zeznawało fałszywie przeciwko Niemu. Nie ma w tym spójności. Czyż oskarżyciele tego nie widzieli? Wszyscy grali. Udawali, że wszystko jest w porządku. Idziemy w zaparte. Tak długo szukać będziemy, aż znajdziemy. Wtedy pojawiła się dla nich okazja, albowiem niektórzy wystąpili i zeznali fałszywie przeciw Niemu: Myśmy słyszeli, jak On mówił: Ja zburzę ten przybytek uczyniony ludzką ręką i w ciągu trzech dni zbuduję inny, nie ręką ludzką uczyniony. Jednakże i tutaj świadectwo ich nie było zgodne. Sytuacja wymykała się spod kontroli.
- Jednak ciemność nocy i działanie wbrew prawu zaślepia jeszcze bardziej. Zadziałał sam najwyższy kapłan. Staje na środku, by był dobrze widoczny przez wszystkich i zwraca się do Jezusa. Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciw Tobie? A co miał odpowiedzieć skoro świadectwa były fałszywe i najwyższy kapłan o tym wiedział. Niezgodność i niespójność winna poprowadzić w kierunku dokładnego wypytywania świadków, co mogłoby doprowadzić do załamania się całkowitego linii oskarżenia. Nie zrobili tego. Nie uczynił tego i Jezus, bo prowadziłoby to do śmierci fałszywych świadków. Dlatego milczał i nic nie odpowiedział. To był akt miłosierdzia, a także akt zaproszenie do przemyślenia.
- W końcu najwyższy kapłan zadaje „ostateczne” uderzenie. Zna odpowiedź. Wie jak odpowie Jezus. Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego? Czy mógł milczeć? Nie. Jezus nie wstydzi się swego Ojca. Kocha Go. Przyszedł, aby wypełnić Jego wolę i nigdy w czasie ziemskiej wędrówki nie wyparł się Ojca. Pada odpowiedź, która jak się domyślamy będzie wyrokiem śmierci. Pan Jezus jakby sam na siebie wystawił wyrok. Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi. Na nic się zdadzą teatralne gesty rozdzierania szaty najwyższego kapłana. To nie on. To Jezus podjął decyzję. Wypełnić wolę Ojca. W Ogrójcu widział jaki jest sposób realizacji i podjął trud męki i śmierci, by wybawić lud. Jezus jest suwerenny. To wolna, dobrowolna decyzja podjęta w zjednoczeniu z Ojcem.
- Najwyższy kapłan rzekł: Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Nie potrzebowali ich. Jeszcze nie pojmali Jezusa, a już wydali na Niego wyrok śmierci, a teraz chcieli pod płaszczykiem praworządności (naginając prawo ze wszystkich stron) to usankcjonować. A więc pada słyszeliście bluźnierstwo? Cóż wam się zdaje? Wiadomo, że teraz wszyscy uczestnicy tego zgromadzenia w świetle prawa wydają wyrok, że winien jest śmierci. Uff. Udało się. Teraz to już możemy robić, co nam się żywnie podoba. Jest nikim. Nie zagraża nam. Co się dzieje? I niektórzy zaczęli pluć na Niego; zakrywali Mu twarz, policzkowali Go i mówili: "Prorokuj!" Także słudzy bili Go pięściami po twarzy.
Na koniec porozmawiam z Panem Jezusem o Jego miłosiernym milczeniu.
Wewnętrzne dziedzińce
Staję w obecności Pana.
Wyobrażę sobie, że jestem obecny na wewnętrznym dziedzińcu i widzę, co żołnierze robią Panu Jezusowi. Co się rodzi w mym sercu.
W tej modlitwie proszę o łaskę światła na moje „ukryte” dziedzińce, by wyszedł z nich, o szacunek do każdego człowieka.
Tekst ewangelii: Mk 15,16-20
Żołnierze zaprowadzili Go na wewnętrzny dziedziniec, czyli pretorium, i zwołali całą kohortę. Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać: "Witaj, Królu Żydowski!" Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i przyklękając oddawali Mu hołd. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego purpurę i włożyli na Niego własne Jego szaty.
- Przykro nam kiedy słyszymy o tym, co żołnierze robią z Panem Jezusem. Poruszają nam wiadomości o tragediach ludzi, na których uwzięli się inni, rzekłbym cała kohorta. Jakże można z człowieka uczynić zabawką? I czyni to drugi człowiek. Na dodatek jest to uderzenie w najbardziej czułe „miejsca”. Czemu nie dano Panu Jezusowi spokoju? Czy skazany nie ma żadnych praw? Tak. Po ludzku nie ma. My ludzie tak czynimy. Gdy już skażemy w sercu to tenże jest skażony, a więc można z nim zrobić, co mi się żywnie podoba. Taka sama dynamika działa na wewnętrznym dziedzińcu.
- To ważna informacja: wewnętrzny dziedziniec określa przestrzeń, w której czuję się u siebie, otoczony swoimi (tak samo myślącymi i działającymi). Jednocześnie wewnętrznie, a więc poza oczyma, tak często wścibskimi innych ludzi. Po co mają wiedzieć? To moja/nasza zabawa. Lepiej ukryć, by nikt nie zepsuł tej rozrywki powołując się na prawa człowieka. Skazaniec nie ma żadnych praw i można z nim uczynić wszystko. Jest nikim. Nie istnieje. Pan Jezus pozostawiony całkowicie w rękach katów, którzy szukają taniej i okrutnej rozrywki. Wiemy, że chodziło o grę w króla, a słyszeli, że za króla uważał się Ten, który został skazany na śmierć. Do zabawy potrzeba widzów – gapiów. Ileż człowieka w człowieku jeśli w takim czymś uczestniczy? Niekoniecznie musi to być fizyczne biczowanie, bicie po twarzy, zakładanie korony cierniowej…
- Piłat w relacji innego z ewangelistów po tej zabawie wyprowadza Jezusa do tłumu i woła oto Człowiek. A zabawa polegała na tym, że wołano oto król i stosowano niby cały proces koronacji króla. Tyle z tym, że zamiast korony ze złota włożono Jezusowi na głowę wieniec z ciernia, zamiast płaszcza królewskiego kawałek szmaty, a przy pozdrowieniu, przy którym padano na twarz i nie śmiano podnieść oczy by spojrzeć królowi w oczy, oni biją Go po twarzy. Naśmiewają się. Plują Mu w twarz. Co musi się wydarzyć w sercu człowieka by był zdolny do czegoś takiego?!
- Syn Boży przyjmuje to wszystko na siebie. Tak, Ja Jestem Królem. To Jego tytuł chwały! Król nad królami! Jednakże jest to Król, który oddaje się w ręce swoich poddanych. Czyńcie ze Mną, co chcecie. Czyni to z miłości. Czemuż to na miłość człowiek odpowiada nienawiścią? I to jaką nienawiścią?! Dlaczego wbrew najgłębszemu pragnieniu odrzucamy dar miłości nieskończonej zamieniając go na chwile rozrywki i zabawy, która upadla i poniża drugiego człowieka? Czy nie pomyślałem, że za chwilę ja mogę znaleźć się na jego miejscu? Jezus podejmuje to szyderstwo, kpinę, oplucie. Bierze na siebie, byśmy nie musieli przez to przechodzić. A człowiek nie opamiętał się, nie opamiętuje się!
- Ciągle w wewnętrznych dziedzińcach bawi się przednie. Żyje w ułudzie, że nikt nic nie wie. Gdy skazuję brata czy siostrę na śmierć to sprawiam, iż staje się nikim, że przestaje istnieć, zabieram mu wszelkie prawa, a więc i ja – sędzia – i wszyscy naokoło dają sobie prawo do zabawy. Nie trzeba wychodzić na zewnątrz, żeby zelżyć, żeby ukoronować cierniem, żeby bić po głowie, naśmiewać się z czego się da, drwić ze świętości drugiego, szydzić z tego, co dla niego jest święte. Zaiste, to może dokonywać się i dokonuje się w pretorium mego serca, gdzie wraz z całą kohortą „podpowiadaczy” bawimy się przednie nie zważając na to, że wywołuje to smutek, płacz, żal, rany i śmierć innych. Czy można bawić się kosztem innych? Żadną miarą.
- Na koniec żołnierze, gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego purpurę i włożyli na Niego własne Jego szaty. Oprawca myśli, że tak łatwo jest wrócić do rzeczywistości. Pobawiliśmy się, a teraz ubrać we własne szaty i już wszystko w normie. Czy rzucone w powietrze słowo nie ma mocy dynamitu czy też inne środka wybuchowego? A kto potem to pozbiera? Jest opowieść o kobiecie, która dużo plotkowała i za pokutę otrzymała zadanie, by wziąć poduszkę, rozpruć ją i w wietrzną pogodę rozsypać pierze i potem je pozbierać. Niemożliwością ludzką jest to uczynić. Tak samo zadane rany nie da się zagoić nakładając na nie pozory normalności. Zaiste, wyjdzie na jaw to, co czynimy na wewnętrznych dziedzińcach, a na dachach będzie się ogłaszało to, co mówimy na ucho. Z obfitości serca bowiem mówią usty.
Na koniec porozmawiam z Panem o zabawach, które z ludzi czynią przedmioty.
Milczenie miłości na przekleństwo i drwinę
Staję w obecności Pana.
Wyobrażę sobie, że trwam pod krzyżem. Kolejne grupy przewijają się u jego stóp. Fale nienawiści rozlewają się i wydaje się, że zaleją. Jednak nic z tego nie wychodzi. Ukrzyżowany rozlewa miłość.
W tej modlitwie proszę o łaskę milczenia w chwilach, gdy dosięgają mnie przekleństwa, drwiny i lżenia ze strony ludzi.
Tekst ewangelii: Mk 15,29-32
Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go, potrząsali głowami, mówiąc: "Ej, Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, zejdź z krzyża i wybaw samego siebie!" Podobnie arcykapłani wraz z uczonymi w Piśmie drwili między sobą i mówili: "Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli". Lżyli Go także ci, którzy byli z Nim ukrzyżowani.
- Nienawiść jest ślepa. Oślepia i zaślepia jeśli na nią pozwolimy. Ślepiec nie zobaczy nieludzkiego cierpienia, które jest zadawane i do którego się przyczynia. Co więcej, będzie go zadawał i więcej. Trochę na zasadzie rozwścieczonego człowieka, który traci opanowanie i rzuca się i czym popadnie. Nienawiść, której jesteśmy świadkami jest karmiona kłamstwem. Zachwiany porządek rzeczy. Poruszone fundamenty prawdy. To sprawia, że człowiek się chwieje i przewraca. Nie widzi tego, bo oślepia go kłamstwo i nienawiść. Kłamstwo bowiem jest wejściem w królestwo ciemności, a tam nic i nikogo nie widać. W ciemności rodzi się nienawiść, bo człowiek zaczyna się bać i poddawać strachowi, a więc drugi jest wrogiem, który mi zagraża.
- Kłamstwo pada jedno – to, które jest fundamentem oskarżenia przeciw Panu Jezusowi. Kłamstwo, że chce zniszczyć świątynię! Ważniejsza dla nich jest świątynia niż Ten, który w niej ma zamieszkiwać. Nie da się żyć na dłuższą metę w fałszu. Słyszeli to ci, co tam przechodzili. Skoro znali oskarżenie to znaczy, że towarzyszą Jezusowi od pałacu arcykapłana, gdzie ono padło. Nie wiemy kto to był. Przeklinali Jezusa, a więc byli wrogo nastawieni. Dali się porwać manipulacji albo też widzieli w Nim, jak arcykapłani, wroga ich interesów. Przekleństwo oślepia jeszcze mocniej. Nie idzie w powietrze! Ono wysadza w powietrze mury i fundamenty. Niszczy doszczętnie. Wtedy robi się miejsce na działanie złego. I to przede wszystkim u tych, co przeklinają, a nie u tych, co przeklinanymi są. Świadczy o tym ich wołanie: …zejdź z krzyża i wybaw samego siebie! Kuszą Syna Bożego, choć sami nie zdają sobie z tego sprawy, że oto On za nich się wydaje, aby każdego wybawić.
- Nienawiść objawia się też w formie drwin ze strony arcykapłanów. Drwina i cynizm to oręż tych, którzy uważają, że mają przewagę, ale nie argumentów, ale władzy i siły. Tak naprawdę nie mają żadnych argumentów. Wszystkie zostały wybite im z ręki przez milczenie Jezusa. Zdają sobie sprawę, że zadrwili z Boga i Jego prawa, że uprawomocnili swą nędzę. Robią to między sobą, by nie wyszło – ach, te ciągłe ukrywanie prawdziwej twarzy – że oni tacy zaciekli. Przecież oni nic złego nie zrobili. Należy bronić Boga, świątyni i prawa, nawet za cenę nagięcia czy złamania tegoż prawa. Między sobą, bo nie wolno wyrwać się z tego „kręgu”. Trzeba więc krakać między wronami jak wrony. Drwią z największego daru jaki otrzymał człowiek i ludzkość od Boga. Drwią ze zbawienia. Dlaczego? Bo oni go nie potrzebują. Uważają się za samowystarczalnych, a więc Bóg jest im potrzebny do załatwiania własnych interesów. Jakże okrutnie brzmi ta drwina: Innych wybawiał, siebie nie może wybawić.
- Są jeszcze ci dwaj, co byli z Nim ukrzyżowani. Ewangelista napisał, że lżyli Go. Niektóre ze znaczeń, a są ich dziesiątki to: nie szczędzić gorzkich słów, obrażać, obrzucać obelgami, wymyślać, znieważać. Skąd tyle nienawiści? Jakże zło pomstuje na dobro! Jakże złość nie znosi dobroci!
- Zauważmy, że w wypadku dwóch pierwszych grup zbliżających się do krzyża atakowana jest prawda o Bogu, który zbawia, który płaci dług nie do spłacenia przez ludzi, dług, który zaciągnęliśmy przez tajemnicę nieprawości. To ostatni atak nieprzyjaciela natury ludzkiej, który doskonale wie, co się dzieje i nie chce dopuścić do tego. Zaiste o to chodzi w tej pokusie wypowiedzianej przez arcykapłanów i uczonych w Piśmie: Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli.
- Ani szatanowi ani człowiekowi nie uda się zmanipulować Boga. Syn wie, że tak ma być. Syn przyjmuje w całej pełni wolę Ojca. Przyjmuje na siebie urągania, drwiny i przekleństwa. Odpowiada dobrem na zło, co jeszcze bardziej rozwściecza zebranych adwersarzy. Chcieli Go złamanego, upodlonego, żebrzącego o litość, które raczej nie zamierzali użyć. A tutaj przed nimi pokorny, umęczony i milczący. Przyjmuje tak okrutną mękę i śmierć bez robienia wyrzutów, bez oskarżania, bez spektakularnych zejść z krzyża, by coś udowodnić. Oni, zaślepieni pychą nie chcą zobaczyć tego, co Wszechmocny pragnie im dać.
Na koniec posiedzę z Panem Jezusem, tam pod krzyżem, z boku. Widząc tych podchodzących i bluźniących na różny sposób. Posiedzę i nic nie powiem. Tylko wsłucham się w milczenie przebaczające i miłujące Pana.
Modlitwa w mroku
Staję w obecności Pana.
Wyobrażę sobie, że jestem w ciemnościach. Nic nie widzę, choć wiem, że przede mną jest Krzyż, na którym Ukrzyżowany dopełnia dzieła zbawienia.
W tej modlitwie proszę o łaskę trwania przy Chrystusie i uczenia się modlitwy (w) mroku.
Tekst ewangelii: Mk 15,32-37
A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: "Eloi, Eloi, lema sabachthani", to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: "Patrz, woła Eliasza". Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: "Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć [z krzyża]". Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha.
- Mrok ogarnął całą ziemię… trwa długi czas. Nikt nie wie co się dzieje. Skąd to wszystko. Takie „zaciemnienie” wprowadza lęk i panikę i to ogromną. Gdzie ci wszyscy, którzy są na Golgocie? Jak się zachowuję? Co robią? Z opisu ewangelisty dowiadujemy się, że słuchali, ale bez większej uwagi. Tak to było, gdy głosił w świątyni czy po miasteczka i wioskach Judei i Galilei. Słuchali piąte przez dziesiąte, a brali tylko to i na tyle, na ile im pasowało.
- Jednak w tej scenie skupmy się przede wszystkim na Bogu, który w Jezusie Chrystusie wchodzi w największą nieprzeniknioną ciemność człowieka. Człowiek stworzony jest przez Boga do bliskości z Nim, do głębokiej relacji ze Stwórcą. Grzesząc odwraca się od Boga, jakby wyrywa się z orbity, po której ma krążyć, gdzie centrum stanowi Pan i Król. I po czasie doświadcza okrutnej samotności. Bez Boga w człowieku, w jego głębi rodzi się piekło. Jezus Chrystus wchodzi w to piekło. Nic nie chce udowadniać. Wchodzi tam, gdzie człowiek woła: nie ma Boga. Wchodzi, by być z człowiekiem w tym doświadczeniu. I co robi? Pociesza? Głaszcze? Mówi, że będzie dobrze? Żadną miarą. Co słyszymy? Donośny głos (skąd Pan ma jeszcze siły?!). Głos, który woła odwiecznym z ludzkości i każdego zagubionego człowieka: Eloi, Eloi, lema sabachthani, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Tak woła Syn do Ojca, woła w imieniu ludzkości. Umiera za wszystkich i za każdego, a więc Jego wołanie obejmuje wszystkich i każdego.
- W tym wołaniu objawia się centrum tajemnicy krzyża. Bóg w takim stanie woła. Krzyk z raju gdzie jesteś do człowieka skierowany wyrywa się z piersi Syna. Gdzie jesteś Boże?! Bo jesteś. W beznadziei i niewierze ludzkości. W nienawiści, przekleństwach i drwinach. W opluciach i wszelkiego rodzaju zabawach z człowiekiem. Gdzie jesteś? A może dokładnie czy jesteś? Bo wierzę, że jesteś. A nie widzę…, bo ciemno; a nie słyszę…; bo głucho. Nie czuję, bo tak boli. Gdzie jesteś, Boże?! Jakże Syn zjednoczył się ze mną, człowiekiem, grzesznikiem.
- Mrok ogarnął całą ziemię… już sama ziemia odpowiedziała. W medytacji o grzechach własnych św. Ignacy Loyola zaprasza do szczególnej pracy. Grzech jest śmiercią. To on powoduje, że Syn idzie na mękę i śmierć, że umiera. Widząc szpetność i brzydotę własnego grzechu, odkrywając przeciwko komu zgrzeszyłem jestem zaproszony przez ojca Ignacego do wydania okrzyku pełnego zdziwienia i wielkiej miłości. Zapraszam do wydania tego okrzyku. A potem do przechodzenia w myśli wszystkie stworzenia i dziwienia się, jak one zezwoliły mi żyć, owszem przy życiu mię zachowały. Warto wspomnieć aniołów, którzy będąc mieczem Bożej sprawiedliwości, znosili mię i strzegli i modlili się za mnie? Nie sposób nie wspomnieć świętych, którzy znając moją grzeszność nie przestają wstawiać się za mną i modlić się za mnie. Więcej nawet, bo oto niebo, słońce, księżyc i gwiazdy, żywioły, owoce, ptaki, ryby i zwierzęta, a nawet ziemia sama nic mi nie uczyniły. Dalej podaje autor Ćwiczeń duchowych: … jak to się stało, że nie otworzyła się i nie pochłonęła mię, tworząc nowe piekło, abym na wieki doznawał w nim katuszy?
- Mrok ogarnął całą ziemię… a miłosierdzie Boże nigdy nie ustaje! Nic ani nikt nie jest na w stanie odłączyć od miłości Chrystusowej. I nawet jeśli nie rozumiemy i przekręcamy słowo Boże, gdy odwracamy się od Stwórcy, gdy doprowadzamy Go do tego krzyku On nie odwraca się od nas. Nie nuży się dawaniem miłosierdzia. Nigdy nie przestaje być miłosierdziem.
- Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć [z krzyża]. Jeszcze ostatnia pokusa złego. By zbawienie przyszło tak jak my chcemy, po naszemu. Nie sprawdza się! Ile czekamy na spełnienie naszych planów?! Jak długo jesteśmy w stanie trwać w ślepym uporze?! Czekamy, aż przyjdzie, a On zaskakuje nas swoim przychodzeniem. Nigdy nie gotowi. Nigdy nie przygotowani, bo w swoich zamiarach pochowani. Stoimy pod krzyżem i Eliasza czekamy.
- A Bóg robi swoje. Czy się nie przejmuje? Zapewne boli Go i smuci nasz upór i ślepota. Jednak, jak wyżej widzieliśmy nie zniechęca się… my czekamy, a On dopełnia dzieła: Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha. Oto dzieło Boga względem człowieka. Gdy go stwarzał to tchnął w jego nozdrza tchnienie życia i człowiek stał się istotą żywą. Kiedy ta istota przyjęła śmierć to po raz kolejny tchnął w doświadczeniu śmierci, aby dać po raz kolejny życie. Nie jestem sam. Nigdy. Bo On nigdy nas samych nie zostawia. Jest z nami w największej samotności. Jest. I wypełnia ją sobą.
Na koniec wsłucham się w tę krzyk-modlitwę Pana Jezusa i spróbuję włączyć się w nią sam i razem z chórami aniołów, świętych i całego stworzenia, w ów jęk rodzenia.