60 lat kapłaństwa ks. Tadeusza Chromika SJ byłego Krajowego Dyrektora AM w Polsce
Tadeusz Chromik urodził się 22 maja 1930 r. w Draganówce koło Tarnopola (Dzisiejsza Ukraina), w pobożnej rodzinie polskiej, która żyła dla Bożej sprawy i dla dobra polskiego narodu. Był jedenastym dzieckiem Jana Chromika (1880-1963) i Marii z domu Mróz (+1933).
Draganówka była wsią położoną na południowy zachód o kilkanaście kilometrów od Tarnopola. Rozciągała się po obu stronach rzeki Rudawy, dopływu Seretu. Nazwa „Draganówka” pochodziła od dragonów, tj. wojsk królewskich, które stały tam na straży wschodnich ziem Ojczyzny. W 1931 r. Jan Chromik sprzedał gospodarstwo oraz dom w Draganówce i nabył nowy majątek w osadzie zwanej Sienkiewiczówką, położoną 10 km od Tarnopola.
Osada powstała w 1922 r. na rozparcelowanym majątku. Ludnością tej nowej osady byli gospodarze przybyli z Gwoźnicy Górnej w pow. Strzyżów, woj. Rzeszowskie. Tam przeżyli oni lata rozwoju, złoty okres, ale i ciężką próbę życiową. 25 marca 1933 r., w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, zmarła matka Maria. Chorobę płuc i związane z tym cierpienie przyjmowała z pokornym poddaniem się woli Bożej. Modliła się o powołania dla swoich dzieci do stanu zakonnego i duchownego. Umarła zaopatrzona św. sakramentami, wpatrzona w obraz Bożego Serca. Spoczęła na cmentarzu parafii Dłużanka, do której należała Sienkiewiczówka. Przy jej śmierci była córka, służebniczka NMP s. Tekla. Najstarsza córka Karolina wstąpiła do sióstr służebniczek NMP i otrzymała imię Hermina. Zmarła 2 sierpnia 1935 r. w Piotrkowie Trybunalskim, w dwa lata po śmierci matki. Za niedługo ojciec Jan ożenił się z Bronisławą z domu Kos. Była ona teraz drugą matką dla czwórki najmłodszych osieroconych dzieci.
W 1939 r. wybuchła II wojna światowa i ziemie wschodnie aż po Przemyśl, Bieszczady i ku północy po Bug przeszły pod rządy ZSRR. Chromikowie mieszkali w Sienkiewiczówce do 10 lutego 1940 r. Tam do ich domu o godz. 7:00 rano wkroczyło wojsko rosyjskie i milicja z dekretem skazującym ich na zesłanie; przyjechali na saniach ukraińskich chłopów z sąsiednich wiosek. W ciągu godziny należało spakować najbardziej potrzebne rzeczy, tak aby zmieściły się na jednych saniach. Reszta ich dobytku pozostała wydana na pastwę losu i grabież ludzi z okolicznych ukraińskich wiosek.
Ze stacji kolejowej Hluboczek Wielki w wagonach towarowych zaplombowanych z zewnątrz wywieziono ich na Syberię. W wagonie przebywało w wielkim tłoku kilka rodzin. Czasami pociąg zatrzymywał się i pozwalano im nabrać sobie wody. Podróż trwała cały miesiąc, aż przywieziono wysiedleńców do stacji Muraszi przed Uralem. Stąd odbywała się dalsza podróż saniami doczepionymi do traktorów. Jechali przez lasy około 100 km do „kwadratu 99”. Tam zastali drewniane baraki i okropne warunki mieszkaniowe. Tak to Jan i Bronisława z czworgiem dzieci znaleźli się na Syberii. Byli to dwaj bracia: Bolesław i Dominik oraz siostra Teresa i najmłodszy z rodzeństwa Tadeusz. Miał zaledwie dziesięć lat.
Rodzina spędziła na zsyłce 6 bardzo trudnych lat. Baraki, w których zamieszkali, były wybudowane z grubych kłód i belek ciosanych drzew, układanych na mchu. Były zapluskwione i stare, najprawdopodobniej z czasów rewolucji bolszewickiej, przeznaczone dla wrogów ludu. Dorośli pracowali przy wyrębie i zciąganiu drzewa. Panował głód, wiele osób puchło i umierało z braku jedzenia. Wynagrodzenie za pracę było bardzo mizerne, nie zawsze starczyło na kupienie chleba na kartki w sklepie znajdującym się w ich kwadracie. Dzieci zostały odseparowane od rodziców i umieszczone w odległym o 5 km „kwadracie 98”. Tam poddawano ich indoktrynacji i uczono języka rosyjskiego w prowizorycznej szkole. W kilku izbach przebywało po 16 dzieci. Rano i wieczorem przychodził do nich kierownik szkoły i enkawudzista. Obaj bacznie je śledzili. Na modlących się wylewali wodę i wyśmiewali ich praktyki religijne. Mimo represji dzieci w szkole umieściły krzyż. Enkawudzista chciał go usunąć, ale próbując go ściągnąć, upadł. To wszystko mobilizowało dzieci i nastrajało do buntu.
Później warunki bytowe na zsyłce trochę się poprawiły, zaczęła napływać pomoc z Ameryki z darami z UNRRY, była to żywność i odzież. To znacznie polepszyło los skazańców. Mimo prób indoktrynacji ateistycznej władzy i pozbawiania zesłańców jakiejkolwiek nadziei na powrót do Ojczyzny, nie utracili swego przywiązania do polskości i wiary katolickiej. W 1941 r. na wiosnę w „kwadracie 99” zapanował tyfus. Wymierały całe rodziny. W 1942 r. ogłoszono wśród zesłanych młodych mężczyzn pobór do wojska do nowo powstałej Armii Kościuszkowskiej. Najstarszy z wywiezionych synów rodziny Chromików, Bolesław, zapisał się i odszedł do wojska. Jan pozostał z trojgiem najmłodszych dzieci. Bronisława, druga żona Jana, dobra i troskliwa, umarła na Syberii na zapalenie płuc jeszcze w pierwszym roku zesłania i tam na obczyźnie została pochowana.
W 1944 r. po dokładnym przygotowaniu Chromikowie uciekli z obozu nocą przed świtem Wielkanocy. W świeżym padającym śniegu uciekali z obozu ojciec wraz z dwójką dzieci, Teresą i Tadeuszem. Uciekli w stronę stacji kolejowej Muraszi. Dominik uciekł tam wcześniej. Na stacji spotkali się z nim i po miesięcznym pobycie u syna Dominika w Muraszi wyjechali pociągiem na Kaukaz. Tam w górach warunki były znośne. Pracowali w wytwórni win. Wygnanie jednak trwało i pogłębiało tęsknotę za Ojczyzną i za resztą rodziny. Odmawiali nowennę do Serca Jezusa za pozostałe rodzeństwo o zachowanie ich przy życiu.
W 1946 r. na wiosnę na kaukaskiej ziemi rozeszła się radosna wieść o możliwości powrotu do Polski. Namawiano ich, aby nie wyjeżdżali (nie chciano tracić taniej siły roboczej). Jan powiedział dyrekcji: Już dawno jesteśmy gotowi do wyjazdu. Czekamy tylko na otwarcie drogi. Na pożegnanie każda rodzina dostała po 10 litrów wina.
Nikt z Chromików nie zginął, choć znajdowali się w rożnych niebezpieczeństwach. Syn Kazimierz, który ocalał z wywózki był wojskowym łącznikiem pod Monte Cassino. Wyszedł z wojny bez poważnych ran. Podmuch pocisku uszkodził mu lekko nogę, gdy wraz z motocyklem spadł ze zbocza góry. Stanisław wrócił z wojny bez szkód, a Bolesław będąc lotniczym radiooperatorem, został postrzelony w samolocie w czasie akcji. Wyskoczył jednak ze spadochronem i nieprzytomnego znalazł na pniach nadbrzeżnych patrol angielski. Zabrany do szpitala odzyskał po trzech dniach przytomność i później powrócił do zdrowia. Brat Józef po skończonej wojnie wstąpił do jezuitów w Starej Wsi.
Z przymusowej wywózki na Sybir i po tułaczce na Kaukazie Chromikowie jako repatrianci na wiosnę, około 10 kwietnia 1946 r., powrócili do Polski, na Śląsk. Ludzie wychodzili z wagonów i z płaczem całowali ziemię. Szybko rozeszła się po mieście wieść, że wracają do kraju sybiracy. W Prądniku czekał na nich syn Stanisław, a po kilku dniach wszyscy przyjechali do Bytomia i ostatecznie zamieszkali w Nowych Budach w powiecie Prądnickim. Z czasem zaczęli odchodzić z domu, aby służyć Bogu i Matce Najświętszej: Teresa, do sióstr służebniczek NMP, a Dominik do jezuitów. W tym zakonie byli już ich dwaj bracia: Franciszek i Józef. 30 lipca 1949 r. dołączył do nich najmłodszy Tadeusz. Ojciec Jan powiedział Tadeuszowi, który mu oznajmi swoją decyzję pójścia do zakonu: Synu, jak cię Pan Bóg woła, idź. W ten sposób złożył Bogu ofiarę całopalną ze swych czterech synów - i dał im błogosławieństwo na drogę życia zakonnego u jezuitów.
Schorowany Jan Chromik zamieszkał na starość w jezuickim kolegium w Starej Wsi k. Brzozowa, gdzie przebywał aż do śmierci. Staruszek nikomu nie przeszkadzał i nie naprzykrzał się, był spokojny, delikatny i głęboko rozmodlony. Żył jak zakonnik poświęcony Bogu i tak dojrzewał duchowo. Pogrzeb odbył się 25 listopada 1963 r. Został pochowany w kaplicy cmentarnej w jezuickim grobowcu w Starej Wsi. Mszy przewodniczył. ks. Franciszek Chromik, a w asyście byli ks. Józef i ks. Tadeusz Chromik, nasz tegoroczny jubilat. Za trumną szła rodzina: dwie rodzone siostry będące zakonnicami, s. Tekla i s. Teresa, trzej świeccy bracia, Kazimierz, Stanisław i Bolesław razem z bratem zakonnym, jezuitą Dominikiem, i szedł też długi szereg sióstr służebniczek NMP.
Najmłodszy z dzieci Chromików - Tadeusz, myśląc o swej przyszłości, zdecydował się pomagać ludziom i został zakonnikiem. Stało się to 30 lipca 1949 r. Po skończonym dwuletnim nowicjacie w Starej Wsi studiował filozofię w Krakowie, a w Warszawie teologię, po czym został wyświęcony na kapłana 29 czerwca 1959 r. przez bpa Jerzego Modzelewskiego, sufragana warszawskiego. Świecenia kapłańskie miały miejsce w kaplicy św. Andrzeja Boboli w Warszawie, przy ul. Rakowieckiej 61. Profesję zakonną złożył 2 lutego 1967 r. Jego dewizą życiową były słowa: Modlitwa - to nie sprawa czasu, ale miłości. Jako młody kapłan gorliwie oddał się pracy duszpasterskiej, entuzjastycznie przeżywał II Sobór Watykański. Zaangażował się w grupę katechetyczną zorganizowaną przez ks. prof. Jana Charytańskiego SJ, której celem było opracowanie materiałów katechetycznych do nauczania religii. Pod kierunkiem tego profesora przygotował na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie doktorat z katechetyki. Po ukończeniu studiów był wykładowcą „multimediów” (wówczas środków audiowizualnych) na ATK w Warszawie. Jako członek Centrum Katechetycznego był współautorem wielu wydań katechizmów. Przez ponad 25 lat pisał też nabożeństwa biblijne do miesięcznika „Biblioteki kaznodziejskiej”. Był też przełożonym wspólnoty zakonnej- superiorem w Wambierzycach (1984-1990). W 1991 r. został współpracownikiem miesięcznika „Posłaniec Serca Jezusowego”, a następnie w 1989 r. Dyrektorem Krajowym Apostolstwa Modlitwy. Funkcję tę pełnił do 25 sierpnia 2009 r. W roku 2006 założył biuletyn Apostolstwa Modlitwy: „Modlitwa i Służba”.
Ksiądz Tadeusz Chromik był cenionym rekolekcjonistą w kraju i poza granicami. W 2012 r. napisał książkę wydaną przez Wydawnictwo WAM: Serce Jezusa, komentującą wezwania Litanii do Serca Pana Jezusa, opartą na Słowie Bożym i Tradycji Kościoła. Pozycja ta pozwala lepiej poznać tajemnicę miłości Chrystusa - Boga i Człowieka. Autor komentuje poszczególne wezwania litanii, aby pomóc w zrozumieniu fundamentów chrześcijańskiej wiary, zwłaszcza osobom, które nie zetknęły się z literaturą teologiczną. Przywołuje wydarzenia ewangeliczne, nawiązuje do pism Ojców Kościoła, czasem prowadzi serdeczny dialog z Panem Jezusem, interpretuje niepokojące nurty współczesnej kultury. Rozważania te były i są nadal nieocenioną pomocą zarówno w osobistej, jak i wspólnotowej modlitwie podczas nabożeństw czerwcowych.
Obecnie ks. Tadeusz Chromik przebywa w Kolegium jezuitów w Krakowie, gdzie modli się za Towarzystwo Jezusowe i Kościół. Dnia 29 czerwca 2019 r. w Bazylice NSPJ w Krakowie obchodził swój jubileusz 60-lecia kapłaństwa wraz z dwoma współbraćmi święconymi wówczas razem z nim w Warszawie: ks. prof. Stanisławem Ziemiańskim SJ i ks. Józefem Żukowiczem SJ.
Dostojnemu Jubilatowi i jego współbraciom w kapłaństwie składamy najserdeczniejsze życzenia wielu łask od Boga i dobra od ludzi. Wdzięczni członkowie AM z Polski i byli współpracownicy z Krajowego Sekretariatu AM.
Na zakończenie pragnę jeszcze dodać kilka znaczących zdań. Po wielu latach po odwiedzinach tych stron, gdzie kiedyś była osada Sienkiewiczówka, ks. Józef Chromik napisał w swojej książce pt. Sienkiewiczówka na Kresach Wschodnich. Podole, wydanej w 2000 r., takie słowa: Nie pozostały nawet ruiny. Trudno rozpoznać miejsca, gdzie stały domy, gdzie rosły sady, gdzie były przydomowe ogródki i grządki z zielem i kwieciem, ale Sienkiewiczówka żyje w naszej pamięci (we wspomnieniach) i żyć będzie, póki my żyjemy. Nie tylko. Żyć będzie w historii, w dokumentach, kronikach, sprawozdaniach i opracowaniach zachowanych w różnych archiwach państwowych i kościelnych, rodzinnych i prywatnych. (...). skończyły się cierpienia i łzy na nieludzkiej ziemi… (...) Pozostały tylko wspomnienia i czas, który omija miejsca, które wspominamy.
Gdy rozmawiałem z ks. Tadeuszem w czerwcu 2019 r. przy okazji jego jubileuszu, aby móc skreślić to wspomnienie o jego rodzinie i o nim oraz zawrzeć w tym tekście autentyczne słowa naocznego świadka minionych dni, niewiele mógł mi już powiedzieć o swej rodzinnej historii. Skorzystałem więc z materiału spisanego przez jego siostrę Teresę - s. Herminę i jego brata ks. Józefa. Ksiądz Tadeusz jest najstarszym z nas w jezuickim kolegium w Krakowie, a czas codziennie odbiera mu już jego pamięć. Jest jednak cennym i dorodnym owocem Bożej łaski pośród naszej wspólnoty, obecnym ze swoją modlitwą, delikatnością i życzliwością. Gdy my śpimy, on się modli, a gdy my pracujemy w dzień on nieraz zasypia. Podchodzi wiele razy w nocy do książki i pali na korytarzu światło, aby zobaczyć swoje nazwisko wśród odprawiających następnego dnia Mszę św. w infirmerii o godz. 7.30. Czeka na wieczny odpoczynek i szczęśliwe spotkanie z Jezusem i swoimi najbliższymi. Powiedział mi, że wywózkę na Sybir odczytał jako wielką łaskę dla swojej rodziny, bo w tych strasznych wydarzeniach wojennych jednak ocalała ona od rzezi ukraińskiej. Bóg zapisał już w swym Sercu Jego i imiona osób mu ukochanych. Ufamy Stwórcy, że kiedyś dołączy i nasze imiona.