Zwolnij i przejrzyj...
Wakacje… Czas z utęsknieniem zwykle wyczekiwany przez rzesze dzieciaków, nastolatków i studentów, którym się marzy ucieczka od szkolnego rygoru w beztroski czas leniuchowania, wypraw krajoznawczych z rówieśnikami lub rodzicami, spotkań z przyjaciółmi nie tylko na portalach społecznościowych, ale także na łonie natury.
A dorośli… Nie każdy może się wyrwać z codziennego kołowrotu spraw zawodowych i domowych, a przecież człowiekowi należy się wypoczynek, odejście od rutyny dni, których niepowtarzalności i cudowności nie potrafimy nie tylko docenić, ale nawet zauważyć. Jakże często wstajemy rano z niechęcią, że oto znowu musimy pójść do pracy, zająć się dziećmi, rozwiązać konflikt z sąsiadami – i w takim nastroju wychodzimy z domu, nie myśląc ani przez chwilę, że przecież ten dzień z jego wschodem słońca albo kroplami deszczu jest nam darowany; i to samo w sobie jest cudem. Może więc chociaż w czasie letniego wypoczynku postarajmy się dostrzec coś więcej niż normalność i zwyczajność w każdej chwili spędzonej w domu lub poza nim…
Nim odkryjemy majestat i mistykę gór lub grozę nawet spokojnego morza, spróbujmy dostrzec piękno i niezwykłość naszego zwykłego otoczenia. Przyjrzyjmy się osiedlowym skrawkom zieleni, przejdźmy się po skoszonej łące, usiądźmy na ławce, by w spokoju przyjrzeć się ulotnemu przedstawieniu chmur zbyt szybko zmieniających swe konfiguracje, posłuchajmy śpiewu ptaków. Wokół nas kwitnie tak wiele krzewów, cieszą oczy kolorowe plamy kwiatów, jeszcze nie całkiem przeminął zapach Kochanowskiej lipy, w której cieniu znaleźć można odpoczynek, a tu już pachnie zżęte zboże, a las zaprasza na pierwsze grzybobranie… Pisze psalmista:
Boża rzeka jest pełna wody;
wszystkim przygotowujesz pokarm.
Oto jak przygotowujesz ziemię:
spulchniasz jej bruzdy,
wyrównujesz skiby,
użyźniasz ją obfitym deszczem,
błogosławisz zasiewy, by rosły.
Rok wieńczysz Twoimi plonami,
tam gdzie przejdziesz,
wzbudzasz świeżą zieleń.
Użyźniasz stepowe pastwiska,
a wzgórza przepasujesz weselem.
Łąki odziewają się stadami,
a doliny okrywają się zbożem…
Ps 65, 10-14
Potęga otaczającej nas natury winna nas zdumiewać, zachwycać i onieśmielać. A my – mając oczy, nie widzimy bogactwa odmian roślin i ich barwności, mając uszy, nie słyszymy cichego szmeru przepływającej wody ani nawet ryku wzburzonego morza, mając serce, nie potrafimy kochać ani drugiego człowieka, ani „brata naszego małego”. Jak to się stało, że dzisiejszy wspaniały świat zagłuszył w nas zachwyt nad światem? Nasze niespokojne dusze w odrętwieniu czekają na chwilę przebudzenia. Może właśnie podczas tych letnich chwil przeżyjemy „uzdrowienie” – zobaczymy wszystko jak ów niewidomy, któremu Pan Jezus przywrócił wzrok, a wraz z nim otworzył cały świat w jego wielobarwności i cudowności. Zatrzymani na chwilę w naszym pędzie – ku nieskończoności z Panem? czy tylko ku doczesnej stabilizacji z jeszcze większym kontem i lepszym samochodem? – odkryjmy tajemnicę świata w jego niepowtarzalnym pięknie i uporządkowaniu. Przeżywając tajemnicę przyrody w jej naturalnym odkryjmy prawdę o naszym istnieniu. Jesteśmy nie tylko cząstką tej przyrody, ale jak ona jesteśmy stworzeni przez Boga i prowadzeni przez Jego Ducha aż po kres naszego ziemskiego bytowania. Nauczmy się zatem radować każdą chwilą darowaną nam przez Pana, bowiem to On jest
(…) moim pasterzem,
nie brak mi niczego.
Pozwala mi leżeć
na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody,
bym odpoczął.
Ożywia mnie na nowo.
Prowadzi mnie
po właściwych ścieżkach…
Ps 23, 1-3
Ale nie tylko zachwyt winniśmy przeżywać. Okres urlopowego wypoczynku to również czas refleksji nad naszym miejscem we wszechświecie. Jesteśmy tylko elementem w ekologicznym łańcuchu, ale tak łatwo przychodzi nam o tym zapominać. Niszczymy więc przyrodę, zaśmiecamy lasy, bezmyślnie wycinamy tysiące drzew, zatruwamy rzeki i jeziora, dręczymy i zabijamy zwierzęta i ptaki. Kwaśne deszcze, ocieplenie klimatu, dziura ozonowa i zanieczyszczenia nuklearne to owoce działalności człowieka. Nasz system ekologiczny jest bardzo wrażliwy i jeżeli nadmiernie naruszymy stan jego równowagi, to możemy nieodwracalnie przerwać łańcuch pokarmowy, zatruć atmosferę albo spowodować rozszerzenie się efektu cieplarnianego, co uniemożliwi nie tylko życie „mniej ważnych gatunków” – bo takich nie ma – ale wszelkie życie na naszej planecie.
Tajfuny i olbrzymie pożary, wielkie powodzie i pustoszące tysiące kilometrów susze – czy to nie dramatyczny krzyk Ziemi, która zaczyna mieć dość swoich bezmyślnych i krótkowzrocznych mieszkańców? Bo wydaje się, że dla większości z nas jedynym bogactwem godnym uwielbienia jest pieniądz zapewniający dostatek i spełnienie marzeń. Żyjemy więc tak, jakby każda droga wiodąca do jego osiągnięcia była dobra i usprawiedliwiała wszelkie działania. Wszystko nam jedno, co się dzieje z naszą planetą. Co z tego, że za jakiś czas wyczerpią się zapasy ropy, cienka warstwa ozonu przyniesie śmierć drzewom, roślinom i zwierzętom, a przebywanie w ostrych promieniach słońca stanie się niebezpieczne dla człowieka? Co z tego, że sami doprowadzimy do zagłady tego świata? Przecież to nie nasz problem – my tylko chcemy żyć dostatnio. Po nas choćby potop – powiedział ktoś. Ale przecież po nas zostaną nasze dzieci, a potem dzieci naszych dzieci, i dalej ich dzieci… Dla któregoś pokolenia zabraknie świeżej wody, czystego powietrza, któreś pokolenie nie pozna smaku pachnącego nie chemią, tylko prawdziwym zbożem chleba, nie usłyszy śpiewu słowika… A może odpowiada nam wizja świata z filmów science fiction, w którym co prawda za człowieka pracować będą roboty, ale też pożywienie sprowadzi się do kilku kolorowych kapsułek. Piękno świata, który przeminął dzięki człowieczym działaniom, oglądać będzie można na olbrzymich ekranach w klimatyzowanych mieszkalnych klatkach, bez możliwości wyjścia na zewnątrz z powodu skażenia atmosfery i palącego działania słońca…
W Księdze Rodzaju Bóg powiedział do człowieka: Czyń sobie ziemię poddaną. Nie mówił: Niszcz, rabuj, dewastuj świat, który ci dałem we władanie. Stworzył ten świat w wielkim akcie miłości i uczynił nas współuczestnikami w jego budowie. W każdym więc elemencie tego świata powinniśmy – jak św. Franciszek z Asyżu – widzieć wspaniałe dzieło Boga i wyraz Jego miłości. I za Franciszkiem powinniśmy codziennie powtarzać: Pochwalony bądź, Panie, przez siostrę naszą, matkę ziemię, która nas żywi i chowa, i rodzi różne owoce z barwnymi kwiaty i zioła…