Poruszenia serca i pamięci - 22 XII 2024

22 gru 2024
ks. Robert Więcek SJ
 

4. Niedziela Adwentu;
Ewangelia według św. Łukasza 1, 39-45

Niosąca Jezusa – niesie Go na plecach i przez to Go nie widzi. Idąc do Ain Karem też nie widziała Jezusa, którego niosła.

Wiara bowiem nie widzi. Wiara słyszy. Kobieta w stanie błogosławionym oczekuje z niecierpliwością narodzin swego dziecka. Jest to pragnienie, żeby wreszcie je zobaczyć, wziąć na ręce, przytulić, usłyszeć… Czy nie dziwi to pragnienie? Przecież wie matka, że jej dziecko po narodzinach już nigdy nie będzie tak blisko jej, jak w tym błogosławionym czasie oczekiwania.

Kłócimy się, czy do ust, czy na rękę, czy na stojąco, czy na klęczkach… Tyle szumu. Tyle niepokoju. Każdy ma swoją rację. Tak bardzo chcemy ogarnąć zmysłami, uczcić formą, że zapominamy, że On jest blisko, tak blisko… I to, czego najbardziej potrzebuje Pan, to ukoić się w naszym wnętrzu biciem naszego serca.

Wcielenie porusza. Niesie w sobie moc nie ociągania się, tylko pośpiesznego wyboru i pójścia w górę, pod górę, czyli ku źródłom. Nie muszę widzieć. Mam pamiętać. Tak więc trzeba ćwiczyć pamięć. Nie ma lepszego ćwiczenia jak powtarzanie. Nie wmawiać sobie, a przypominać sobie, przywodzić na pamięć fakty.

Jeśli tajemnica wcielenia nie przeniknie mnie całego, to nie będzie narodzin! On przychodzi do mnie, do nas. Zawsze i wszędzie. Na każdym poziomie. W każdym wymiarze. Wejdzie, kiedy Go przyjmę. Ale nie tylko słowami. To przyjęcie wywołuje lawinę miłości, na którą się zgadzam i jej się poddaję. Nie chodzi mi o gwałtowność lawiny, a bardziej o niemożność jej opanowania. O jakże bronimy się wcielenia Syna Bożego! Wbrew pozorom niedowierzamy, albo nie chcemy, by się to dokonywało, albowiem zdajemy sobie sprawę, że poruszy nas.

Bez wcielenia w tu i teraz - a teraźniejszość wcale taka kolorowa nie jest - nic nie pojmiemy i nic nie przyjmiemy. Postawimy się z boku, obok drogi, na brzegu. Nigdy nie zasmakujemy wody rzeki, bo nie weszliśmy. Można być blisko źródła i… umrzeć z pragnienia.

Nie trzeba gór przenosić. Wystarczy odwiedzić kogoś i pozdrowić, a to wymaga wyjścia z własnych okopów, zamków, fortec. Niosąc Jezusa, którego wcale nie muszę widzieć, i dzieląc się Nim prostym witaj!, dzień dobry!, mogę sprawić, że poruszy się wnętrze tych, do których idziemy, z którymi żyjemy. Poruszyć pamięć. To taka Boża reanimacja serca ludzkiego.

Nawet nie wiemy, kiedy i jak Duch Święty napełnia nas i tych, którzy są obok nas. A Ten jest wiatrem, który wieje gdzie i jak chce i działa tak, jak i kiedy chce. Ten okrzyk Elżbiety: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona jest w stanie i z nas się wydobyć. Nie hamujmy tej spontaniczności Ducha. Wołajmy.

Przepiękna to tajemnica – gdzie Maryja, tam i Pan! Na te ostatnie dni Adwentu wołajmy: A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Usiądźmy w ciszy przed Matką Bożą, również oczekującą i dziękujemy za te dobre, błogosławione wspomnienia, które stają się miejscem spotkania z Nią, stają się modlitwą. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana.

 

Warto odwiedzić