Czego życzyć innym ludziom i sobie też?
Pierwsi chrześcijanie, podobnie jak starożytni greccy filozofowie, ukazywali szczęście jako cel człowieka. Opierali się na ośmiu Jezusowych „błogosławieni” (w języku greckim: szczęśliwi) z Kazania na Górze.
Według Orygenesa Bóg zszedł na ziemię, aby dać nam szczęście. Rodzi się ono z poznania Boga dzięki Jezusowi Chrystusowi. Szczęście jest skutkiem posiadania Chrystusa, a przez Niego – na drodze naśladowania Go – radowania się wspólnotą z Bogiem. Prawdziwe szczęście daje człowiekowi powrót do wspólnoty z Bogiem.
Tymczasem my…
Z okazji Nowego Roku (a także przy innych okazjach) najczęściej życzymy sobie szczęścia (ewentualnie „wszystkiego najlepszego”). Nie mamy jednak na myśli błogosławienia kogokolwiek. Raczej słowo to pada machinalnie, zastępując wszystkie inne życzenia. Jest wytrychem, którym radzimy sobie przy wszelkich okazjach. Często po prostu dlatego, że nie wiemy, czego życzyć komuś, a pod termin „szczęście” ludzie mogą sobie wszystko podstawić. Jest to nazwa tak nadużywana, że stała się niezwykle wieloznaczna, niejasna, nieostra.
Dla nas szczęście często jest tym samym co dobre zdrowie albo spora ilość pieniędzy. Szczęście kojarzymy też z poczuciem komfortu, bezproblemowości, spokoju, odprężenia. Reklama i marketing często eksploatują obiegowe pojęcia szczęścia. Wpajają nam jego obraz jako uśmiechniętej osoby (najczęściej ładnej kobiety), która łatwo i skutecznie radzi sobie z zaburzającymi szczęście problemami dzięki temu, że nabywa reklamowane produkty. Jest to idea zdobywania szczęścia poprzez zakup najnowszych materialnych dóbr. Co więcej, reklama najpierw podważa nasze dotychczasowe zadowolenie z życia, wytwarza w nas napięcie, podkreśla nieprzyjemny element życia albo wywołuje w nas jakieś poczucie braku, by następnie wskazać, gdzie mamy szukać rozwiązania: w sklepie, w zakupie, w przeprowadzeniu operacji finansowej. Rodzą się w nas potrzeby, których wcześniej nie mieliśmy. A te wywołują w nas niepokój, który niszczy nasze dotychczasowe poczucie względnego spokoju. Łatwo go zburzyć u osoby, która określa swoją wartość, tożsamość, czy znaczenie przez to, co posiada. Spokój szybko pryska również z powodu naszej tendencji do ciągłego porównywania się z innymi. A że zawsze znajdziemy wokół siebie bogatszych i biedniejszych, młodszych i starszych, zdrowszych, sprawniejszych, piękniejszych i bardziej chorowitych, brzydszych, nietrudno pozbawić się jakiejkolwiek radości z tego, co mamy. I to, co uważamy obiegowo za szczęście, pryska jak bańka mydlana.
Oczekiwania contra osiągnięcia
Socjolodzy, psycholodzy i filozofowie obserwują w człowieku bardziej subtelne mechanizmy frustrowania szczęścia. Stwierdzają, że poziom zadowolenia w życiu, swego rodzaju szczęścia, zależy między innymi od stosunku tego, co się w życiu osiągnęło, do tego, czego się oczekuje (N. Rescher). Jednak nasze oczekiwania często przerastają nasze osiągnięcia. Nawet jeśli sprawy idą obiektywnie lepiej niż wcześniej, to jednak na ogół z naszego punktu widzenia nie idą lepiej w tak szybkim tempie, jakbyśmy tego oczekiwali. Stąd nawet w okresie polepszania osobistej pozycji, dobrobytu i dobrostanu czy ogólnej prosperity, pojawia się w ludziach zjawisko wzrastającego niezadowolenia. Dobry obrót spraw powoduje, że następuje rozrost oczekiwań; osiągnięcie kolejnego poziomu zamożności prowadzi do wzrostu wymagań co do warunków życia. To wszystko jest jeszcze podsycane przez panoszący się narcyzm, kult samorozwoju i samorealizacji, szukanie własnej korzyści i maksymalizację zysku. Spirala się nakręca: nasze osiągnięcia są wyższe, a jednak rozczarowanie też staje się większe, właśnie z powodu wzrostu rozbieżności z naszymi oczekiwaniami. Oczekując więcej, często nie potrafimy uznać wartości naszych rzeczywistych osiągnięć. Jeśli coś uda nam się osiągnąć, łatwo i szybko dyskredytujemy sukces. Już nawet czując, że coś za niedługo uda nam się osiągnąć, podnosimy poprzeczkę i pęcznieją nasze aspiracje. A poprzeczki i aspiracje mogą rosnąć prawie w nieskończoność. Ten mechanizm jest wykorzystywany przez rynek pracy, a także marketing i reklamę, aby napędzać konsumpcję i obrót pieniędzmi.
Sens życia i szczęście
Szczęście to rzeczywistość z innego wymiaru życia. Nie znajduje się ono w czymś poza człowiekiem, w tym, co ma lub mógłby osiągnąć. W Ośmiu błogosławieństwach Jezus mówi o ludziach, którym czegoś brakuje. Pomimo tego niedostatku, albo nawet w tym niedostatku, są oni szczęśliwi. Również poza kontekstem religijnym wskazuje się na to, że jakiekolwiek przyjemności, mienie czy władza nie dadzą człowiekowi szczęścia. Victor Frankl, austriacki psychiatra i terapeuta, twórca logoterapii, mówi, że są to w istocie jedynie substytuty niespełnionej woli sensu, to znaczy, ludzie łudzą się, że zdławią nimi w sobie głęboko tkwiące ludzkie pragnienie odnalezienia sensu własnego życia.
Frankl podkreśla, że ludzka egzystencja, czyli swoisty dla człowieka sposób istnienia, zawsze jest skierowany (jeśli nie jest zaburzony) ku czemuś lub komuś innemu. Jest to albo sens, który osoba czuje, że ma wypełnić, albo inna istota ludzka, którą kocha. Frankl nazywa tę cechę ludzkiej egzystencji samotranscendencją: przekraczaniem siebie samego. Uważa ją za niezbędną dla bycia człowiekiem. Jest ona bardziej istotna niż tak dzisiaj podkreślana samorealizacja, czyli urzeczywistnienie swych możliwości. Samorealizacja jest jedynie skutkiem, nieintencjonalnym produktem ubocznym samotranscendencji. Pojawia się, gdy życie człowieka wypełnia się sensem i miłością. Nawet przyjemność czy w końcu szczęście stanowią skutek uboczny zaangażowania się w przekraczanie siebie. Dlatego według Frankla im bardziej szczęście czynimy celem, tym bardziej chybiamy owego celu.
Zapominając o sobie samych, oddając się ważnej sprawie lub drugiej osobie, stajemy się ludzcy. Stając się w pełni ludźmi, odczuwamy pełnię. A to jest inne słowo na szczęście. Frankl zauważa paradoks, który polega na tym, że im bardziej jesteśmy zanurzeni i pochłonięci czymś czy kimś innym niż my sami, tym bardziej rzeczywiście stajemy się sobą. Odkrycie sensu własnego życia, odkrycie tego, do czego lub dla kogo warto żyć, dawać swoje życie, przynosi szczęście. Szwajcarski duchowny luterański, lekarz i teolog, Albert Schweitzer, podkreślił jeszcze jeden ważny element: Tylko ci wśród was będą naprawdę szczęśliwi, którzy szukali i znaleźli, jak służyć. Potwierdza to Frankl: Kiedy służymy jakiejś sprawie lub pochłania nas miłość do innej istoty ludzkiej, szczęście zjawia się samo z siebie. Zamiast pytać, jak mam zdobyć szczęście, lepiej zapytać, jak mogę dawać szczęście innym.
Warto więc przemyśleć swoje życzenia, te świąteczne, noworoczne, urodzinowe czy imieninowe. Może sformułuj je tak: Życzę Ci, abyś potrafił odnaleźć i wypełnić sens twojego życia; abyś miał dla kogo lub dla czego żyć; abyś potrafił przekraczać siebie, by służyć innym, dawać im siebie, służyć wielkiej i ważnej sprawie.