Muzeum niespełnionych nadziei
Bez wątpienia było pierwszą tego typu placówką w III RP i ukochanym dzieckiem jej twórców – żołnierzy Armii Krajowej. Kiedy plany upamiętnienia dorobku Powstańców Warszawskich były jeszcze odległe, a Muzeum Wojska Polskiego z trudem zrywało z obecnymi na ekspozycji komunistycznymi zaklęciami, tam można było bez obaw prezentować prawdziwą historię Polskiego Państwa Podziemnego.
Muzeum Armii Krajowej w Krakowie, bo o nim mowa, było symbolem odkłamywania najnowszych dziejów Polski. Dlaczego nie jest nim teraz?
Akowcy wychodzą z podziemia
Mimo że formalnie muzeum powołano do życia 15 lat temu, to zaczęło działać już dekadę wcześniej. W lutym 1990 r. grupa krakowskich akowców zajęła bowiem za zgodą władz dotychczasowe Muzeum Lenina i po zlikwidowaniu ekspozycji poświęconej „wodzowi rewolucji”, rozpoczęła tworzenie własnej wystawy zatytułowanej Nasza droga do Niepodległości. Pojawiły się na niej skrywane dotychczas w prywatnych zbiorach cenne pamiątki – dokumenty, zdjęcia, a także mundury oraz pojedyncze sztuki broni, które szczęśliwie przeleżały w ukryciu okres PRL.
Ekspozycja przetrwała 2 lata. Okazało się, że o mieszczący dawne Muzeum Lenina budynek upomnieli się jego prawowici właściciele i z planowanej przyszłej siedziby muzeum kombatantów „grzecznie wyproszono”. Przez ten czas o pomyśle utworzenia stałej ekspozycji poświęconej Armii Krajowej zrobiło się jednak na tyle głośno, że trudno było ten postulat zignorować. Tym bardziej, że zgodę na zaopiekowanie się wystawą wyraziło wojsko, udostępniając na ten cel znajdujący się przy dworcu kolejowym w Krakowie zabytkowy budynek, będący w czasach zaborów stanowiskiem dowodzenia Twierdzy Kraków. Tam też 16 maja 1992 r. nastąpiło oficjalne otwarcie Muzeum Historii Armii Krajowej, którym zarządzać miała złożona przede wszystkim z dawnych żołnierzy AK fundacja. Mimo że w dalszym ciągu gromadzono cenne pamiątki, a w prace na rzecz muzeum zaangażowali się muzealnicy i naukowcy, dopiero 5 lat później władze samorządowe zdecydowały się na oficjalne wyrażenie poparcia dla działalności tej instytucji. Dzięki temu budynek muzeum został wyremontowany, a w 2000 r. placówka – już jako Muzeum Armii Krajowej – stała się samorządową instytucją kultury finansowaną przez władze Krakowa oraz woj. małopolskie.
W 2002 r. muzeum otrzymało imię gen. Emila Fieldorfa „Nila” – legendarnego dowódcy Kedywu AK i twórcy niepodległościowej organizacji „Nie”, zamordowanego przez komunistów w 1953 r.
Ku nowoczesności
Przez długie lata Muzeum AK było miejscem niemalże kultowym. Żeby się do niego dostać należało najpierw znaleźć ulicę Wita Stwosza, wejść na teren funkcjonującej tam jednostki wojskowej i pokonać zabłoconą ścieżkę prowadzącą do zbudowanego z czerwonej cegły koszarowego budynku. Tam na piętrze, w jednym dużym pomieszczeniu znajdowała się ekspozycja, której centralnym punktem była tzw. skrytka bieżanowska – składający się z kilkudziesięciu sztuk broni depozyt ukryty w 1945 r. i ujawniony przez jednego z akowców, Stanisława Wcisłę, dopiero po 52 latach. „Junak”, bo taki pseudonim nosił on w podziemiu, musiał po wojnie uciekać z kraju i na stałe osiadł w Kanadzie. Tam przez lata kolekcjonował broń palną (zgromadził ponad 200 sztuk), którą także postanowił przekazać do tworzącego się muzeum. Dzięki tym darom w krótkim czasie Muzeum AK zyskało ogromną kolekcję broni, której pozazdrościć mogły wszystkie muzea w Polsce.
Mimo bogactwa eksponatów oraz estymie, jaką cieszyło się przez lata, muzeum na początku XXI w. ograniczyło swoją działalność. Poza utrzymywaniem dotychczasowej ekspozycji nie angażowano się w prowadzenie poważnych badań naukowych czy też w edukację i popularyzację historii podziemia. Kiedy Muzeum AK wyraźnie stawało w miejscu, inne placówki tego typu nabierały rozpędu. W 2004 r. otwarto Muzeum Powstania Warszawskiego, które zarówno pod względem wizualnym, jak również dzięki bogatej narracji odebrało Muzeum AK palmę pierwszeństwa w podtrzymywaniu legendy Polskiego Państwa Podziemnego. Także na gruncie małopolskim pojawiła się konkurencja, gdy multimedialną ekspozycję, pod tytułem Kraków – czas okupacji 1939–1945, otworzyło w 2010 r. w Fabryce Emalia Oskara Schindlera Muzeum Historyczne Miasta Krakowa. Obydwie wystawy oraz towarzyszące im zaplecze deklasowały to, co można było w tym czasie zobaczyć w Muzeum AK.
Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom współczesnych widzów, władze muzeum zdecydowały się unowocześnić placówkę. Nowa ekspozycja została otwarta w 2012 r.
Forma czeka na treść
Na parterze zwiedzający może poznać historię II Rzeczpospolitej, przebieg kampanii wrześniowej i życie w obozach jenieckich... – dowiadujemy się na stronie internetowej muzeum. – W przestrzeni dotyczącej dwóch okupacji – niemieckiej i sowieckiej (...) zwiedzający może poznać realia życia codziennego, terror, politykę germanizacyjną. Główna część ekspozycji znajduje się jednak pod ziemią w dawnym schronie i dotyczy historii Polskiego Państwa Podziemnego i AK – od początku wojny, aż po represje sowieckie po jej zakończeniu. Muzeum informuje: Można tutaj nie tylko zobaczyć setki zdjęć i pamiątek (...), ale też dotknąć kadłuba brytyjskiego Halifaxa, który dokonywał zrzutów dla żołnierzy AK, obejrzeć wnętrze rakiety V-2, której rozpracowanie było największym sukcesem wywiadu AK, czy znaleźć się w ubeckim karcerze. Piętro budynku to z kolei przestrzeń wystaw czasowych oraz miejsce prezentowania broni z „kanadyjskiej” kolekcji Wcisły.
Na pierwszy rzut oka „nowe” Muzeum Armii Krajowej przypomina inne tego typu europejskie muzea. Oryginalne eksponaty umieszczone zostały w zrekonstruowanych wnętrzach, z głośników dobiega muzyka, na ekranach prezentowane są archiwalne filmy i zdjęcia oraz relacje świadków. Wszystko wygląda bardzo dobrze – problemem jest jednak to, że fragmenty ekspozycji nie układają się w żadną opowieść, nie przykuwają uwagi, nie zmuszają do refleksji, jaka powinna bez wątpienia nastąpić w takim miejscu jak to. Są jedynie zbiorem artefaktów – podanych w nowszych „gablotach” niż te z lat dziewięćdziesiątych.
Obecna forma Muzeum AK jest wprawdzie nowoczesna, ale nie towarzyszy jej odpowiednia treść. Czegoś wyraźnie zabrakło, a tym czymś jest odpowiedź na pytanie, dlaczego w ogóle Polskie Państwo Podziemne istniało. Wychodząc z wystawy, wiemy, że wojna się zaczęła, trwała, były walki, ofiary, a po wojnie miały miejsce represje – lecz sens tych wydarzeń nie jest jasny. Kiedy wychodzimy z Muzeum Powstania Warszawskiego, wiemy, że serce Powstania wciąż bije w stalowym monumencie, który przechodzi przez wszystkie poziomy muzeum. Gdy wychodzimy z Muzeum AK, zadajemy sobie pytanie, po co to wszystko było...