Odbiorcy Bożego działania - 8 II 2015
5. Niedziela zwykła;
Ewangelia: Mk 1, 29-39
Podczas wypełniania swej misji Jezus spotyka tłumy, które gromadzą się, by Go słuchać i doznać uzdrowienia na ciele i na duchu. Ale Pan spotyka także poszczególne osoby, które doświadczają mocy Jego działania.
Pan jest wrażliwy na każdą ludzką biedę, z którą się spotyka, i porusza Go u ludzi zarówno opętanie przez demona, paraliż, jak i zwykła gorączka, taka jak ta, z powodu której cierpiała teściowa Szymona. Pan ujął ją za rękę, a gorączka ustąpiła. Kiedy stajemy przed Panem na modlitwie, to nieraz łatwiej poprosić o rozwiązanie wielkich problemów czy uzdrowienie z poważnych chorób niż po prostu powiedzieć Mu, że jest mi źle, że czuję się przygnębiony czy choćby zmęczony. Sądzimy, że nie warto Pana fatygować takimi drobiazgami. A Pan chce być blisko nas, chce nas wspierać w każdym naszym utrapieniu. Czy potrafię spontanicznie mówić Panu o tym, co przeżywam, i prosić Go, aby mi pomagał, aby mnie umacniał?
Znamienne jest, że Pan, po modlitwie na miejscu pustynnym, po rozmowie ze swym Ojcem wyrusza dalej w drogę, choć wielu Go szukało. Jezus poszukuje kolejne osoby, które jeszcze nie słyszały Dobrej Nowiny i nie doświadczyły miłości Boga. Czy to znaczy, że przestało Mu zależeć na tych, których już spotkał? Czy to znaczy, że ich opuścił? Żadną miarą. To znaczy, że jest czas Bożego nawiedzenia, kiedy doświadczamy intensywnie działania Pana, i czas, w którym trzeba żyć tym nawiedzeniem, kiedy mamy dobrze używać naszej wolności, ćwiczyć się w wierności Jego natchnieniom i wzrastać w wierze, nadziei i miłości. A Pan znowu przybędzie i udzieli nam swych kolejnych darów i pomocy. Boże działanie nie ma zwolnić nas z naszej aktywności, ale pobudzić do hojnej odpowiedzi i współpracy z Panem. Zaufanie to nie bierne poddanie. Jak przeżywam moje poddanie się Bogu? Czy nie prowadzi mnie ono do bierności i zrzucania odpowiedzialności za siebie i za życiowe decyzje?