Dotknięcie Jezusa - 12 II 2012

10 lut 2012
ks. Artur Wenner SJ
 

6. Niedziela zwykła

Ewangelia: Mk 1, 40-45

Biblijni trędowaci niekoniecznie byli chorzy na trąd we współczesnym znaczeniu. Prawdopodobnie tym określeniem obejmowano różne schorzenia skóry, które nieraz ustępowały. Człowiek uznany przez kapłana za trędowatego musiał opuścić wspólnotę. Od tej chwili był traktowany jako człowiek nieczysty, z którym nie wolno się było zadawać. „Trędowaci” zatem musieli trzymać się z dala od „normalnych”, czyli zdrowych ludzi. To właśnie wykluczenie, izolacja były nieraz czymś znacznie gorszym niż sama choroba.

Do Jezusa zbliża się jeden z takich nieszczęśników i pada na kolana, prosząc Go o pomoc. Uznaje się za człowieka, który już tylko może prosić o pomoc, bo sam nic zrobić nie jest w stanie. Gest upadnięcia na kolana wyraża jego stan wewnętrzny. To człowiek, który nie tylko czuje swoją słabość, swoją bezradność, ale też człowiek, którego cierpienie prowadzi do pokory, do zgięcia kolan. Upaść przed kimś na kolana to pokonać w sobie pychę i poczucie samowystarczalności. Nieraz w naszym życiu maska człowieka silnego, poczucie: przecież ja sobie zawsze poradzę, odgradzają nas nie tylko od Boga, ale także od innych ludzi. Wtedy człowiek cierpi, jednak zwykle długo walczy z sobą, zanim zdobędzie się na to, by stanąć w prawdzie.

A jaka jest moja pycha? Czy potrafię przed Bogiem paść na kolana i prosić Go, aby mnie oczyścił z moich grzechów, z mego niedowiarstwa, z mego spojrzenia z góry na innych?

Jezus nie brzydzi się trądem. Nie tylko nie odtrąca nieczystego, ale przybliża się, wyciąga rękę i dotyka go. Najpierw sam pozwala poruszyć się wewnętrznie niedolą tego człowieka, budzi się w Nim żal, współczucie, poczucie solidarności. Dotknięty w sercu dotyka fizycznie chorego. Mógł to uczynić na odległość, ale wtedy nie przekazałby swego uczucia, nie przygarnął całego człowieka z jego chorobą. Czy doświadczyłem już w swoim życiu dotknięcia Jezusa?

 

Warto odwiedzić