Dni krzyżowe
Nastały ciepłe majowe dni. Po południu trochę padało, lecz zza chmur znów szybko wyjrzało słońce. Ziemia lekko parowała. Mokrą od deszczu wiejską drogą kroczyło dwoje dzieci. Dziewczynka trzymała w ręku dużą parasolkę.
– Filip, chodź, bo się spóźnimy – poganiała młodszego brata Patrycja.
Przy furtce za zakrętem czekała już jej najlepsza koleżanka, Iwonka, ze swą młodszą siostrą, Basią. Iwonka ubrała się odświętnie, założyła ulubioną bluzkę z damą w kapeluszu. Patrycja dostrzegła, że opustoszałą zwykle o tej porze dnia drogą szło teraz sporo ludzi. Wszyscy oni opuścili domostwa, ciągnąc ku wzgórzu, na którym stała niewielka, murowana kapliczka, wzniesiona bardzo dawno temu. W ich miejscowości Dni krzyżowe łączyły się niezmiennie z postacią św. Stanisława.
Wedle krążących wśród okolicznych mieszkańców i przekazywanych z pokolenia na pokolenie podań św. Stanisław podróżował do swego rodzinnego domu w Szczepanowie. Zapadał zmierzch. Biskup postanowił zatrzymać się na noc w najbliższej wiosce. Jego odzienie – strój wędrowca – w niczym nie zdradzało prawdziwego pochodzenia. Nieufni ludzi, widząc obcego, odmówili mu gościny. Św. Stanisław zmuszony był spędzić noc w stogu siana na pobliskim wzgórzu. Dopiero następnego dnia mieszkańcy zorientowali się, jak szczególny gość szukał u nich schronienia. Jako zadośćuczynienie, w miejscu, gdzie nocował biskup Stanisław, wznieśli krzyż. Z czasem powstała tam kapliczka. Od dawien dawna na trzy dni przed uroczystością Wniebowstąpienia, wypadającą czterdzieści dni po Zmartwychwstaniu Pańskim, mieszkańcy okolicznych miejscowości schodzili się tam, by prosić o Boże błogosławieństwo. Pierwszego dnia modlono się o urodzaj i zachowanie zbiorów od klęsk żywiołowych, drugiego w intencji pracy ludzkiej, trzeciego zaś za głodujących. To od polnych krzyży, do których udawano się z procesją, by odprawić przy nich nabożeństwo błagalne, dni te nazwano „krzyżowymi”.
– Nasza babcia także od najmłodszych lat uczestniczyła w nabożeństwach na wzgórzu – powiedziała Patrycja. – Jaka szkoda, że ma już mniej sił i nie może w nich wziąć udziału.
– A wiecie, że u naszej cioci w mieście nie ma zwyczaju procesji? – zapytała Iwonka.
– Może u nich nie ma polnych krzyży – zamyśliła się Patrycja.
W czyimś ogródku pachniał mocno bez, zwisały jak lampiony drobne bladoróżowe róże. Dziewczynki opowiadały o Dniach krzyżowych młodszemu rodzeństwu. Asfalt zastąpiła teraz polna droga, wiodąca w pobliżu stawu, będącego pozostałością dworskiego majątku, słychać było wyraźnie donośne kumkanie żab. Przefrunął spóźniony motyl.
– Czy pamiętasz, Filip, kim był biskup Stanisław ze Szczepanowa? – zapytała Patrycja
– Przecież niedawno siostra katechetka mówiła nam o nim na religii – prychnął chłopiec.
Powtórzył, co zapamiętał: św. Stanisław był biskupem krakowskim, zginął męczeńską śmiercią. Który z władców wybrał go na swego patrona, a który ustanowił order jego imienia, nie potrafił sobie przypomnieć, wiedział jednak, że św. Stanisław – jeden z pierwszych polskich świętych – jest patronem Polski, oraz że wspomnienie o nim kościół obchodzi na początku maja.
Dotarli już do podnóża wzniesienia i szli pod górkę, ku widniejącej w oddali kapliczce. Spieszyli się, by zająć jak najlepsze miejsca. Droga już się skończyła – maszerowali teraz przez łąki. Dolinę, gdzie ukryła się wieś, osnuła wieczorna mgła. Coś poderwało do lotu dwa spłoszone bociany.
– Nasz dziadek zawsze mawiał: na św. Stanisława rośnie koniom trawa – powiedziała Iwonka.
Dziewczynki odruchowo spojrzały na otaczającą ich łąkę. Rzeczywiście, trawa była już bujna i dość wysoka. Soczystą zieleń barwiły plamami kwiatki. Dominowały pospolite mlecze i dmuchawce, ale nie brakowało również żółtych kaczeńców, fioletowych maślanek i polnej koniczyny oraz niezapominajek. Czy wyrośnie ich dostatecznie dużo? Wkrótce procesja Bożego Ciała i Patrycja z Iwonką jak co roku będą sypać kwiaty.