Kto Krzyż odgadnie, ten nie upadnie…

11 wrz 2012
ks. Jakub Kołacz SJ
 

Krzyż, który miał być znakiem hańby Jezusa, a dla Jego uczniów krwawą przestrogą, w rzeczywistości stał się znakiem zwycięstwa i tronem Króla Niezwyciężonego, dla wszystkich zaś, którzy poszli za Nim, źródłem mocy, jakiej nic nie jest w stanie pokonać. Jak to możliwe, że przez wieki chrześcijanie dumni są z tego, co miało ich przerazić? Trudno powiedzieć. Pan to sprawił i cudem jest w naszych oczach!

Możemy sobie wyobrazić, że kiedy Piłat zdusił w końcu w sobie tę iskierkę współczucia, jaka nakazywała mu droczyć się z Żydami w obronie Jezusa, i gdy wydał wyrok skazujący (sam w teatralnym geście umywając ręce), wówczas oskarżyciele aż podskoczyli z radości, ale w sercach uczniów zaległa martwa cisza… Jezus został skazany na ukrzyżowanie. Od momentu wydania wyroku śmierci wypadki potoczyły się szybko i dopiero kiedy Pan w końcu zawisł na krzyżu na Golgocie, przyszedł czas, aby upaść na kolana i dogłębnie poczuć ogrom nieszczęścia i bólu. A wtedy rzeczywiście cały świat zamienił się w jedno wielkie cierpienie, obrazowo wyrażone słowami anonimowego poety:

Miotany boleścią duszy,
Pod karą śmierci się zniża,
Cierpi w okropnej katuszy
Zbawca przybity do krzyża.
Ręce, nogi rozdzierały
Srogim gwoździem srogie katy;
Pluszczący ranami cały
Krwi świętej przywdział szkarłaty.

Czy mogło być gorzej? Wtedy, gdy te wypadki miały miejsce, wydawało się pewnie, że już nic gorszego ani samemu Jezusowi, ani Jego bliskim, ani uczniom nie mogło się przydarzyć. Wszyscy więc spędzili jakiś czas na rozpamiętywaniu własnego nieszczęścia, które w kluczu sukcesu i chwały, jakie obiecywali sobie apostołowie, gdy zostawiali swoje domy i wszelki dobytek, by iść za Panem, było zupełnie bezproduktywne i niepotrzebne. Miało to jednak tę dobrą stronę, że właśnie wtedy – bolejąc nad losem Chrystusa – wszyscy jasno zdali sobie sprawę, jak bardzo Go kochali. A była to miłość jak najbardziej prawdziwa. Pomogły im w tym wyrzuty sumienia, bo w takiej sytuacji często chciałoby się cofnąć wskazówki zegarów, aby raz jeszcze przeżyć rożne sytuacje, tym razem jednak nie popełniając bolesnych błędów. Pomógł im w tym widok ran zadanych Jezusowi, gdyż właśnie wtedy wielu zaczęło sobie uświadamiać, że zło, które posuwa się do takich okropności, to nie tylko sprawa rzymskich żołnierzy – wykonawców wyroku – ale że drzemie ono w każdym człowieku. Potrzebny był ten czas żałoby, aby łzy żalu oczyściły dusze uczniów z wszelkich złości, podejrzliwości i chęci zrobienia przy Jezusie kariery. I rzeczywiście tak się stało, bo kiedy o poranku trzeciego dnia – który dziś obchodzimy jako Wielkanoc – w sercach uczniów zrodziła się nadzieja, że Jezus żyje, wówczas po raz pierwszy zdali sobie sprawę, co tak pięknie wyraził poeta, że Krew najświętsza to nie była zwykła krew, ale purpurowa królewska szata, a Jego krzyż to nie narzędzie hańby, ale tron Władcy całego świata.

Dzięki zwycięstwu nad śmiercią, jakie odniósł Jezus, uczniowie zaczęli zupełnie inaczej spoglądać na to, co wydarzyło się do tej pory. Zrozumieli też w końcu zapowiedzi swego Nauczyciela, a zwłaszcza słowa, gdy mówił im, że tak trzeba, że musi cierpieć. Pojęli, dlaczego w Ogrodzie Oliwnym Pan zabronił Piotrowi wymachiwać mieczem. Zrozumieli słowa, które odnosiły się do Mesjasza w Starym Testamencie. W końcu stało się dla nich jasne, że Jezus umarł za wszystkich, a zatem diametralnie zmieniła się perspektywa patrzenia Boga na świat: od kiedy Bóg umarł na krzyżu, On już nie spogląda z nieba (odległy i niedostępny), ale patrzy na świat z krzyża – i choć nadal jest wszechmocnym Bogiem, to jednak jest „pobrudzony” ludzkimi grzechami i człowieczym cierpieniem. Dziś już dobrze wiemy, że w krzyżu nie tylko kryje się męka, ale także mądrość cierpienia – mądrość Krzyża.

To wszystko doprowadziło do tego, że ci, którzy ukochali Jezusa, ukochali też Jego krzyż, patrząc na niego jako na bramę do zbawienia. Bramę ciasną i wąską, przez którą – aby się przecisnąć – trzeba się mocno natrudzić. Dlatego ten, kto zrozumiał sens cierpienia Jezusa, może modlić się słowami innego poety:

Krzyżu dziwnie dobroczynny,
Ty oświecasz całą ziemię;
Na tobie cierpiąc niewinny
Chrystus zbawia ludzkie plemię.

O najwyższe drzewo lube,
Niczym z tobą cedr libański;
Rodzisz nie jabłko na zgubę,
Lecz żywota owoc Pański!

Święto Podwyższenia Krzyża Świętego – choć okoliczności jego ustanowienia są zupełnie inne – jest wyjątkową okazją, aby na to narzędzie męki spojrzeć jako na nowy początek. W tym właśnie ma pomagać wizja poety, mająca swe korzenie w nauczaniu teologów pierwszych wieków chrześcijaństwa: wizja krzyża jako nowego rajskiego drzewa, rodzącego owoc zbawienia. Już nie owoc śmierci i nieposłuszeństwa, ale owoc życia.

Rajskie drzewo i drzewo krzyża stanowią całkowite przeciwieństwa, które można by wymieniać bez końca. Ograniczmy się wyłącznie do jednego: jak w raju Bóg powiedział, że pierwsi rodzice mogą zrywać owoce ze wszystkich drzew poza tym jednym, tak w dziele zbawienia świata wskazał, że jedynym owocem dającym życie jest Jezus Chrystus. Powinniśmy więc wyciągać rękę po ten Owoc i spożywać, abyśmy mogli żyć. Ostrzeżeniem zaś dla nas niech będą wszyscy ci, którzy pomimo tak jasnych wskazówek i gorącego zaproszenia, wciąż rozglądają się za smaczniejszymi owocami, jakie oferuje im świat.

 

Przeczytaj także

Bożena Leszczyńska OCV
ks. Bogdan Długosz SJ
ks. Stanisław Łucarz SJ
św. Cyryl Aleksandryjski
ks. Ottavio De Bertolis SJ
Piotr Pikuła
ks. Marek Wójtowicz SJ

Warto odwiedzić