Dzieci są darem

22 sty 2015
Katarzyna Kmiecik
 

Dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy: cieszyć się bez powodu, być ciągle czymś zajętym i domagać się ze wszystkich sił tego, czego się pragnie. (Paulo Coelho)

Kiedy słyszę od koleżanek, że posiadanie dzieci ogranicza, że są to same wyrzeczenia, nie mogę tego pojąć. Dzieci są darem, darem od Pana Boga. I nawet jeśli trzeba zrezygnować z jakichś przyjemności „bo są dzieci”, to szybko zostanie to wynagrodzone przez ich uśmiech, przytulenie i miłość, jaką dziecko obdarza mamę i tatę. Z jednej strony fajnie być wolnym, bez zobowiązań, być panią swojego życia, spać do południa i mieć dużo wolnego czasu. Ale z drugiej strony prędzej czy później dopadnie nas samotność, ogromna pustka, której nie da się w żaden sposób zastąpić wyjściem do kina czy na zakupy. Chodzi mi oczywiście o świadomą rezygnację z posiadania dzieci w związku małżeńskim.

Moje życie bez dzieci nie miałoby sensu. Byłoby puste i na pewno nie tak ciekawe. Mimo wielu trosk, trudów, zmęczenia, wystawionej nieraz na próbę cierpliwości, wychowywanie dzieci jest ogromną radością i darem. Mama nie może iść na zwolnienie lekarskie, ale nieraz doświadczyłam, że w trudnych sytuacjach (gdy akurat nie ma nikogo do pomocy) siły zawsze się znajdą. Wiele razy się mówi, że dzieci są czystą kartą, są niewinne, szczere do bólu, przez co bardzo prawdziwe. Nie są jeszcze „skażone” internetem, złym światem, który nas otacza. Chciałoby się je jak najdłużej chronić. Ale z drugiej strony, kiedyś zetkną się z rzeczywistością dorosłych, dlatego nie można ich izolować.

Obserwowałam swoje dzieci od urodzenia. To bardzo ciekawe: patrzyłam jak się rozwijają, rosną, zmieniają, dojrzewają. W pierwszym roku życia najbardziej to widać, kiedy z noworodka staje na własnych nóżkach, wszędzie zagląda, po wszystko sięga i wszystko poznaje. Moja młodsza pociecha, synek, niezwykle intensywnie poznaje otaczający go świat. Dobrze wie, gdzie co leży, gdzie nie wolno wchodzić... Najmniej interesują go... zabawki. U moich dzieci wyraźnie widać, jak są różne, jak odmienne mają temperamenty. Synek – bardzo energiczny, ogromnie ciekawy wszystkiego, co go otacza, musi dotknąć, zrzucić, zobaczyć, powąchać... Córka – przeciwnie – też była ciekawa świata, ale na swój sposób. Pomalutku, delikatnie; zabezpieczenia na szuflady w mieszkaniu nie były potrzebne. Rodzeństwo, a tak różne, inne... I każde z nich potrzebuje miłości, przytulenia, pogłaskania, poświęcenia uwagi. To wszystko wydaje się takie oczywiste.

Kiedy na początku września zawiozłam dzieci do szkoły i do żłobka i wróciłam do pustego domu, chciało mi się płakać. To był czas dla mnie, mogłam się rzucić „w wir porządków” i nadrabiania zaległości. Bez przejmowania się, czy np. jak włączę odkurzacz, nikogo nie obudzę. A ja miejsca nie mogłam sobie znaleźć. Plątałam się po domu i myślałam, czy synek nie płacze, czy na pewno ma dobrą opiekę, jak córka czuje się w nowej szkole... Jednak bardzo potrzebowałam „przestrzeni czasowej” nie tylko na te przyziemne porządki, ale też dla siebie na odpoczynek psychiczny. Bo gdy są dzieci, i to tak małe, uwaga musi być skupiona w dwustu procentach, oczy i uszy dookoła głowy i najlepiej w każdym pokoju. I dlatego od czasu do czasu potrzebne jest oderwanie się. Po paru dniach przestawiłam się na taki rytm i wróciłam do pracy. Szczęśliwa i spełniona mama to też szczęśliwe dzieci. Oczywiście żadna skrajność nie jest dobra i wyręczanie się w nieskończoność nianiami, bo „mama robi karierę”, nie jest moim zdaniem dobre. Na wszystko trzeba mieć czas, co oczywiście jest trudne, ale jeśli się chce, to się da, tylko trzeba wszystko zorganizować.

Rozwój dziecka to czasem bardzo burzliwy czas. Właśnie w taki wiek wkracza moja córka, która poznaje świat „bardziej dorosły” i pomału staje się nastolatką. Targają nią różne emocje. Przekonałam się, że od radości do wybuchu złości jest bardzo blisko, ale wiem, że to związane jest z okresem dorastania. Cieszy mnie to, że – na razie – chętnie ze mną rozmawia, a ja chcę jej słuchać.

Życie jest pełne niespodzianek, a jeśli się ma dzieci, to tych niespodzianek jest jeszcze więcej. W swoim domu, w swojej rodzinie staramy się z mężem zapewnić naszym dzieciom bezpieczeństwo, przygotować je jak najlepiej do życia, ukazać im prawdziwe wartości. Niepokoję się jednak czasami, widząc zagrożenia płynące ze świata, w którym nie brak zła i ludzi podstępem manipulujących młodym człowiekiem. Powierzam więc moje dzieci Matce Bożej, bo modlitwa daje nadzieję i wewnętrzny spokój. Tymczasem przed nami nowy rok. Zapewne będzie pełen wrażeń i emocji, mam nadzieję, że przede wszystkim pozytywnych.

 

Przeczytaj także

Elżbieta i Zbigniew Jęczmykowie – misjonarze świeccy SMA
ks. Marek Wójtowicz SJ
ks. Tadeusz Chromik SJ
ks. Jan Konior SJ
ks. Stanisław Biel SJ

Warto odwiedzić