Śmierć Mojżesza

14 mar 2013
ks. Stanisław Łucarz SJ
 

Mojżesz wstąpił ze stepów Moabu na górę Nebo... Pan rzekł do niego: „Oto kraj, który poprzysiągłem Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi tymi słowami: Dam go twemu potomstwu. Dałem ci go zobaczyć własnymi oczami, lecz tam nie wejdziesz”. Tam, w krainie Moabu, według postanowienia Pana, umarł Mojżesz, sługa Pański. (Pwt 34, 1. 4-5)

Sama śmierć Mojżesza nie jest niczym niezwykłym. Umierając, podzielił los wszystkich ludzi. Ważne są jednak dla nas okoliczności jego odejścia. Mojżesz wyprowadził Naród Wybrany z Egiptu, prowadził go przez czterdzieści lat przez pustynię, aż doprowadził go praktycznie do granic Ziemi Obiecanej, jednakże sam tam nie wszedł. Pan pokazał mu tę Ziemię jedynie z daleka – z góry Nebo. Dlaczego? Odpowiedź daje Księga Liczb tuż po opisie zatwardziałości serca Izraelitów przy wodach Massa i Meriba: Rzekł Pan do Mojżesza i Aarona: „Ponieważ Mi nie uwierzyliście i nie objawiliście mojej świętości wobec Izraelitów, dlatego wy nie wprowadzicie tego ludu do kraju, który im daję” (Lb 20, 12).

Czyżby Bóg był aż tak mściwy, że za jedno przewinienie karze Mojżesza w tak straszliwy sposób? Gdzie podziała się w tym przypadku Jego miłość i czułość, którą Izraelowi i samemu Mojżeszowi tyle razy objawiał? Czy jest aż tak zmienny, że strach Mu zaufać? To pytania, które mogą się w nas rodzić.

Trzeba pamiętać, że przewinienie Mojżesza było szczególnego rodzaju. Jego życiową misją było nie tylko prowadzenie Izraela, ale i objawianie mu natury Boga, która w powyższym cytacie nazwana jest świętością. Było i jest to nadal szczególnie ważne, gdyż najbardziej podstawową pokusą, jakiej doświadczał Izrael i jakiej my doświadczamy, jest zafałszowywanie natury Boga. To ciągle powtarzająca się rajska pokusa – korzeń wszystkich innych pokus. Jest to owo „kłamstwo pierworodne”, które niczym złowieszczy cień ciągnie się przez historię. Głównym zaś zadaniem Mojżesza jako proroka było przeciwstawianie się tej właśnie pokusie, i to nie tylko w swoim życiu osobistym, ale także w życiu całego narodu. Niestety, przy wodach Meriba jej uległ – zachwiał się w swym powołaniu. Zaczął wątpić i, co więcej, tę wątpliwość publicznie wyrażać. Czy Bóg może być aż tak miłosierny, żeby dać wodę grzesznym i zbuntowanym Izraelitom? Kara, którą Bóg mu wymierzył, nie jest zemstą. Wręcz przeciwnie! Bóg zawsze jest Miłością – także wtedy, kiedy karze. Jest ona dla Mojżesza i dla nas wszystkich znakiem, jak bardzo Bogu zależy na naszej właściwej wierze i na objawianiu Jego natury. Nasza zachodnia tradycja nieco zagubiła tę wrażliwość. Skoncentrowaliśmy się raczej na moralności, podczas gdy dla tradycji wschodniej największymi nie są grzechy przeciwko moralności, lecz grzechy przeciwko dogmatom, a istotą dogmatów jest właśnie właściwa wiara i objawianie prawdziwej natury Boga. Cała bowiem moralność rodzi się z poznania natury Boga, której nasza ludzka natura jest obrazem. Błędy dotyczące natury Boga skutkują błędami w odniesieniu do natury człowieka, w fałszywej wizji człowieka, która rodzi potem fałszywą moralność.

Jest jeszcze inny – nie mniej ważny – aspekt tej Bożej „kary”. Mojżesz nie wchodzi do Ziemi Obiecanej. Widzi ją tylko z oddali. Lecz i ci Izraelici, którzy weszli do Kanaanu, w istocie nie weszli do tej prawdziwej Ziemi Obiecanej. Stosunkowo szybko przekonali się, że ta ziemia, choć bogata i piękna, ma swoje wady i zagrożenia, że nie jest na miarę ich nieskończonych pragnień, że w istocie jest tylko zapowiedzią innej Ziemi Obiecanej, którą zaczęli z czasem przepowiadać prorocy. Zatem Mojżesz nie stracił aż tak wiele. Tak jak i my nie tracimy aż tak wiele, jak się może wydawać, gdy Pan Bóg z jakiejś racji nie pozwala nam osiągnąć jakiegoś pięknego ziemskiego celu. Wszystkie bowiem ziemskie cele – nawet te najpiękniejsze – mają tylko względną wartość i odsyłają nas do jedynego celu. Niekiedy jest wręcz rzeczą konieczną, abyśmy nie byli w stanie ich osiągnąć, aby – owszem – w pewnym bólu, nasze serce otwarło się na cel jedyny i prawdziwy, którym jest sam Bóg.

 

Warto odwiedzić