Zazdrość
„Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże ma to wszystko?”. I powątpiewali o Nim. (Mt 13, 54-57)
Skąd bierze się to negatywne uczucie, które tak bardzo niszczy ludzkie relacje, a do którego tak trudno jest się człowiekowi przyznać? Myślę, że podstawową przyczyną zazdrości jest nieumiejętność pogodzenia się z tym, że ktoś przekracza określoną dla danej społeczności miarę przeciętności. W gruncie rzeczy, takim niewychylającym się żyje się łatwo i spokojnie. Nikomu się nie narażą, o nic się nie upomną, najłatwiej skryją się w masie anonimowości.
No, ale tacy ludzie też niczym znaczącym się nie wyróżnią. Postęp tworzą ludzie nieprzeciętni, ale też tacy są najtrudniejsi i stanowią prawdziwe zagrożenie dla przeciętniaków. Zawyżają poprzeczkę, której tamci nie są w stanie pokonać.
Tak Izraelici nie mogli znieść Jeremiasza, który zapowiadał im zagładę grzesznego miasta. Oni oczekiwali tylko przyjemnych proroctw, nawet gdyby to miały być jedynie fałszywe wróżby. Dlatego taki trudny prorok musiał zginąć.
Tak mieszkańcy Nazaretu nie mogli znieść Jezusa. Pytali z niedowierzaniem: Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Przecież to tylko syn cieśli, którego rodzinę dobrze znali. I powątpiewali o Nim. I Jezus nie mógł wśród nich wiele dobra uczynić, właśnie z powodu ich niedowiarstwa.
Tak powątpiewali o św. Ignacym ci, którzy żyli byle jak, pamiętając, że podobnie żył kiedyś ich kompan z wojska. Tymczasem wrócił jakiś odmieniony. Dla niego już nie wojaczka, romanse i bogactwo były celem życia, ale Bóg i Jego wola.
A jednak dzisiaj to właśnie tacy ludzie są dla nas wzorem i z ich duchowego bogactwa korzystamy. Ci, którzy zazdrośnie z nimi walczyli, dawno już poszli w niepamięć. Prawdziwemu dobru żadna zazdrość nie zaszkodzi, bo ono jest z Boga.