Upominanie miłosierdziem względem duszy
W pluralistycznym społeczeństwie ludzie posługują się różnymi, mniej lub bardziej spójnymi systemami wartości, bardzo odmiennymi stylami życia, i są zachęcani, aby samemu sobie kreować nie tylko sposób życia, ale nawet własną tożsamość.
Stąd może powstawać bardzo wiele niezgodności, sprzeczności oraz konfliktów. Bardzo łatwo może rodzić się potrzeba zwrócenia uwagi, podważenia czyichś opinii, kwestionowania zachowań. Jednym upominanie przychodzi bardzo łatwo, nie mogą się wprost powstrzymać, by piętnować, nieraz bardzo ostro, najmniejsze objawy niewłaściwego postępowania. Inni, przeciwnie, choć odczuwają taką potrzebę, to łatwo się usprawiedliwiają i unikają zwracania uwagi tym, którzy niewłaściwie postępują, uważając, że nie ma co się wtrącać.
W tradycji chrześcijańskiej upominanie jest jednym z uczynków miłosierdzia względem duszy, pierwszym w tym zestawie: „grzesznych upominać”. Łagodniejsze formy upominania można znaleźć w sformułowaniach dwóch następnych uczynków: „nieumiejętnych pouczać” oraz „wątpiącym dobrze radzić”. Jednak chrześcijanie chyba w większości przypadków zapominają o tych praktykach duchowych, a jeszcze częściej gubią wymiar miłosierdzia konieczny do właściwego ich wypełnienia. Upomnienia niebywale szybko cisną się na usta. Zwłaszcza, gdy jest dużo emocji, czujemy się niejako przymuszeni, a upominanie dobrze rozładowuje napięcie i daje (złudne) poczucie własnej sprawiedliwości. Tymczasem upominanie to coś w rodzaju sztuki. Wymaga sporej kultury osobistej, choćby minimalnej intelektualnej ogłady, a przede wszystkim głębokiego życia duchowego.
Upominanie w Biblii
W Piśmie Świętym znajdziemy sytuacje, w których Bóg nakazuje upominać. Taki nakaz często otrzymują prorocy. W Księdze Jonasza czytamy: Pan przemówił do Jonasza po raz drugi tymi słowami: „Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam”. Jonasz wstał i poszedł do Niniwy, jak powiedział Pan (Jon 3, 1-3). Warto zwrócić uwagę, że inicjatorem upominania jest sam Bóg. To nie Jonasz wymyśla sobie, że będzie upominał, bo mu się coś nie spodobało. Inspiruje Bóg, On zleca upominanie, a nawet wkłada w usta Jonasza swoje słowa. Tak więc upominanie Jonasza staje się tak naprawdę przekazywaniem upominania Boga. Jonasz pełni funkcję prorocką, jest głosem Boga. Od razu można dodać, że na mocy chrztu każdy chrześcijanin ma udział w funkcji prorockiej. W niej zawiera się także upominanie.
Jezus obwarowuje upominanie bliźniego różnymi zastrzeżeniami. W jednym miejscu zakazuje osądzania: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni (Mt 7, 1). A przecież wydanie jakiegoś sądu jest podstawą upominania. Czy Jezus chce nam powiedzieć, abyśmy zamykali oczy na zło, naiwnie mówili sobie, że chodzi o dobro, rezygnowali z wysiłku rozeznawania? Na pewno nie. W innym miejscu Ewangelii Jezus wręcz nakazuje: Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go (Mt 18, 15). Zaleca przy tym czterostopniowy proces upominania bliźniego: najpierw w cztery oczy, a jeśli to będzie nieskuteczne, to z dwoma świadkami, a potem jeszcze przed całym zgromadzeniem. Ostatecznie zaleca po prostu pozostawienie osoby samej sobie. O trudnościach z upominaniem wiedział dobrze św. Paweł, który pisze do Koryntian: Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamysły serc (1 Kor 4, 5). Potrzeba nam dużo pokory, gdyż nasza wiedza o drugim człowieku jest często bardzo powierzchowna.
W każdym razie Biblia wskazuje, że choć upominanie jest trudną sztuką, to jednak nie możemy tak łatwo się usprawiedliwić i uciec od jej praktykowania. Zarówno Nowy, jak i Stary Testament, a także Tradycja Kościoła polecają zwracać uwagę czyniącym zło. To wskazuje, że człowiek jest odpowiedzialny za swojego bliźniego.
Święty Ignacy Loyola o upominaniu
Święci, zwłaszcza założyciele zakonów, starali się formułować szczegółowsze zalecenia dotyczące upominania. Wiedzieli, że spełnia ono ważną funkcję w formacji duchowej, pomaga kształtować centralną cnotę zakonną - pokorę. W swoich listach Ignacy formułuje kilka wskazówek. Po pierwsze, podkreśla, żeby to [upominać] mógł ktoś dobrze robić, musi mieć autorytet i miłość, która powinna być dobrze znana. Przy braku jednego z tych czynników napominanie nie osiągnie skutku, jakim powinna być poprawa; i dlatego właśnie nie jest dobrze, by wszyscy udzielali uwag. Jest tu zawarta troska o skuteczność upominania, jego pomocność w kształtowaniu człowieka w dobrem. Dlatego nie każdy ma predyspozycje, aby właściwie realizować upominanie. Potrzebny jest pewien autorytet moralny, bycie otaczanym szacunkiem i poważaniem. Nade wszystko konieczna jest miłość, jako źródło i motyw upominania. Święty Ignacy jest też świadomy pewnych złudzeń, gdyż im bardziej jest ktoś wrażliwy na błędy drugich, tym mniej jest wrażliwy na swoje i tym mniejszą zwraca na nie uwagę, a przez to sam mniejsze robi postępy. Sam Ignacy prosił swoich pierwszych towarzyszy o pomoc w drodze do doskonałości ludzkiej i duchowej, innymi słowy, prosił o upominanie go. Mówił im, że w dwojaki sposób mogą mu pomóc do udoskonalenia jego własnej duszy. Po pierwsze, przez osobistą doskonałość. Po drugie przez zwracanie mu uwagi na to, co według nich nie jest zgodne z upodobaniem Bożym, pamiętając jednak, by takie zwrócenie uwagi poprzedzała modlitwa. Często funkcje upomnienia może pełnić po prostu nasze właściwe zachowanie, właściwa postawa. Może ona stać się wyrzutem, pobudzać kogoś do myślenia, inspirować do zmiany. Dalej, upomnienie winno być rozeznane na modlitwie i mieć na względzie jedynie to, co się Bogu podoba lub nie podoba, a nie moje własne odczucia, uprzedzenia, stereotypy, wyobrażenia o tym, co słuszne lub niesłuszne.
Jak upominać?
Skoro upominanie jest czymś ważnym, to powstaje pytanie, jak realizować ten element chrześcijańskiego prorockiego powołania. Jak sprawić, by stało się ono rzeczywiście uczynkiem miłosierdzia?
Na upominającym ciąży duża odpowiedzialność, którą łatwo sobie uświadomić choćby wtedy, gdy wyliczymy przynajmniej niektóre ukryte założenia, jakie musi przyjąć taka osoba. Po pierwsze upominający, aby być uczciwy, musi być przekonany, że jego system wartości jest jedynym prawdziwym i niekwestionowanym systemem. Do tego rodzaju przekonania należy również to, że sam żyje tymi wartościami. Po drugie, winien bardzo dobrze znać cenione przez siebie wartości, rozumieć, o czym one mówią, dostrzegać ich wzajemne powiązania. Po trzecie, musi rozumieć postawę lub zachowanie upominanego, umieć odczytać wartości, które one wyrażają, i jasno określić, dlaczego pojawia się konflikt, sprzeczność, niekonsekwencja itp. Choćby te trzy punkty ukazują, że upominanie to odpowiedzialne i wymagające zadanie.
Przejdźmy teraz do warunków skutecznego upominania. Najpierw można zwrócić uwagę, że prorockie upominanie chrześcijanina powinno wyrastać w jakiś sposób z inicjatywy Boga, z Jego impulsu rozeznanego we własnym sercu. To oczywiście zakłada naszą bliską i autentyczną relację z Nim, pogłębioną modlitwę. Następnie upominanie winno kierować się czystą intencją, miłością do osoby i szacunkiem do niej. To oznacza, że dostrzegam wartość danej osoby, kieruję się pragnieniem jej dobra, rozwoju i zbawienia. To nie oznacza zgody na czyn tej osoby. Tego odróżniania osoby od czynu trzeba się stale uczyć. Dalej, trzeba też w pokorze być świadomym własnych słabości i niekonsekwencji. Takie unikanie postawy wyższości, bycia lepszym, samo jest w stanie otworzyć upominanego na dialog. W końcu winno się także brać pod uwagę sytuację upominanej osoby, szerszy kontekst jej problemów i możliwości. Nie chodzi o rozmywanie odpowiedzialności, ale o stworzenie poczucia, że upominanie rozgrywa się w klimacie zrozumienia i troski.
Myślę, że te zbiory założeń i warunków pozwalają na to, by upominanie stało się uczynkiem miłosierdzia i osiągnęło swój cel – prawdziwe dobro, szczere nawrócenie, harmonię w relacjach międzyludzkich, pokój w sercach upominającego i upominanego.