Nieszczęśliwe macierzyństwo Ewy

19 sie 2024
ks. Stanisław Łucarz SJ
 

Adam potem poznał żonę swoję Hewę, która poczęła i porodziła Kaina, mówiąc: „Otrzymałam człowieka przez Boga”. I zasię porodziła brata jego Abela. Księga Rodzaju 4, 1-2

Bóg zamierzył macierzyństwo i ludzką płodność jako radość miłości i dawania życia na Jego obraz. Nie przypadkiem tekst natchniony stwierdza z mocą, że Bóg stworzył człowieka mężczyzną i kobietą, na obraz Boży stworzył ich… A zatem w Bogu zawarte jest zarówno ojcostwo i macierzyństwo, jak i to, co je konstytuuje – dawanie życia. To On jest pierwszym Dawcą życia i dzieli się tym z człowiekiem. Jak więc w Bogu owo dawanie życia jest miłością i radością, tak też miało być w człowieku. Grzech pierworodny położył się na tym Bożym darze złowrogim cieniem. Pan Bóg zapowiada, że zwłaszcza macierzyństwo Ewy doświadczy boleśnie jego konsekwencji. Owszem, pozostanie ono radością, ale jakże często przez łzy.

O tymże macierzyństwie Ewy mówią pierwsze wersety 4. rozdziału Księgi Rodzaju zaczynające się od słów: Adam potem poznał żonę swoję Hewę… Celowo sięgam tu po staropolskie tłumaczenie o. Jakuba Wujka SJ, gdyż ono w tym przypadku znacznie lepiej oddaje hebrajski oryginał. Przekład Biblii Tysiąclecia, do którego się przyzwyczailiśmy, używa tu słów: zbliżył się do swej żony Ewy, co owszem, jest naszym sposobem wyrażania się, ale zatraca głębię tekstu oryginalnego. Święty Jan Paweł II rozważając ten werset w katechezach środowych, pisze: Warto się istotnie zastanowić nad wymową tego tekstu biblijnego, tego jednego słowa „poznał”, które – przy pozornym braku precyzji terminologicznej – pozwala nam zatrzymać się przy tej głębi, przy tym wymiarze, których współczesne, czasem bardzo precyzyjne terminy właśnie nas pozbawiają. Słowo to bowiem wskazuje na coś znaczenie wyższego i głębszego niż tylko zbliżenie cielesne. Papież pisze: realność małżeńskiego zjednoczenia, w którym mężczyzna i kobieta stają się jednym ciałem, zawiera w sobie nowe, w pewnym sensie definitywne odkrycie sensu ludzkiego ciała w konstytutywnej dla niego męskości i kobiecości… Chodzi o to, że wówczas odsłaniają się wzajemnie przed sobą tą szczególną głębią własnego ludzkiego „ja”, o której stanowi właśnie ich płeć: męskość i kobiecość. Wówczas też w sposób szczególny kobieta jest poznawczo „dana” mężczyźnie, a on jej. Ukryty w tym słowie Boży zamiar zjednoczenia nie tylko dwóch ciał, ale przede wszystkim osób, zawiera w sobie zarówno wzajemne obdarowanie, jak i staje się źródłem daru życia dla osoby trzeciej, a w konsekwencji niesie w sobie ojcostwo i macierzyństwo.

Ten Boży plan dla człowieka nie zostaje zniszczony przez grzech, ale – jak będą podkreślać Ojcowie Kościoła – przezeń „zacieniony”, i będzie to niestety cień śmierci. Człowiek odcięty poprzez grzech od źródła życia, którym jest Bóg, będzie go szukał w źródłach pośrednich, które – jeśli nie czerpią z Boga – wcześniej czy później wysychają, stając się ciągle niespełnioną obietnicą. Bodaj najważniejszym z tym pośrednich źródeł życia jest ludzka płciowość, w które grzech i jego konsekwencje odciskają się ze szczególną mocą. Ileż nadziei w niej pokładanych i ileż związanych z nią zawodów. Już Ewa tego doświadcza, a wyraża się to w słowach: Ewa poczęła i porodziła Kaina. To jej pierworodny, w którym złożyła tyle nadziei, jak podkreśla komentarz do Biblii Jerozolimskiej, interpretujący jej słowa: Otrzymałam mężczyznę od Pana jako okrzyk radości pierwszej kobiety, która z niewoli małżonka stała się matką mężczyzny. Zapewne i narodziny jej drugiego syna Abla były powodem do radości, ale radości, która z czasem zamieniła się w smutek i łzy, widziała przecież narastający konflikt pomiędzy braćmi, który zakończył się w sposób najgorszy z możliwych – bratobójstwem.

Tekst biblijny podkreśla, że Kain nie postępował dobrze. Stąd u starożytnych interpretatorów Pisma Świętego zrodziło się pytanie, czy aby na pewno jego ojcem był Adam. Co więcej, pojawiło się nawet przypuszczenie, że Kain był owocem nierządu, jakiego dopuściła się Ewa z wężem, czyli że rzeczywistym ojcem Kaina był sam szatan. Sporo informacji na ten temat można znaleźć w starożytnych pismach żydowskich: w talmudzie, w targumach czy w żydowskiej literaturze apokryficznej. Wzmianki o tym znajdują się także w apokryfach chrześcijańskich, jak choćby w Protoewagelii Jakuba, która wkłada w usta św. Józefa – po tym jak dowiedział się, że Maryja jest brzemienna – słowa: Któż porwał ode mnie dziewicę i skalał ją? Czyżby u mnie powtórzyły się dzieje Adama? (ProtEwJak 13, 1).

To oczywiście wątek marginalny, którego nigdy nie podjęła nauka Kościoła. Nie jest on jednak wyłącznie ślepą uliczką interpretacyjną. Zawiera się w nim bowiem pewna słuszna intuicja, którą należy wydobyć. Otóż w Psalmie 51 znajdujemy słowa, które Dawid odnosi do siebie, ale które jak najbardziej odnoszą się do Kaina: W grzechu poczęła mnie matka (Ps 51, 7b). Poprzez grzech pierworodny szatan – by użyć słów talmudu – wstrzyknął w Ewę swą duchową truciznę, która potem zaowocowała w Kainie w postaci złych czynów i ostatecznie w grzechu morderstwa. Tak więc można powiedzieć, że duchowym ojcem Kaina jest diabeł. Jest to zgodne ze słowami Pana Jezusa, który wyciąga podobny wniosek w dyskusji z Żydami twierdzącymi, że Bóg jest ich ojcem. Jezus im odpowiada: Gdyby Bóg był waszym Ojcem, to i Mnie byście miłowali. Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę… Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma (J 8, 42. 44).

Macierzyństwo Ewy jest zatem mieszaniną szczęścia i nieszczęścia, pięknego Bożego obrazu, ale dotkniętego skazą trucizny szatana, radością z nowego życia i nadzieją na lepsze jutro, które zacieniają dramat morderstwa i śmierci. To czekanie na nowe macierzyństwo, na którym spoczywa cień mocy Najwyższego (Łk 1, 35).

 

Warto odwiedzić