Uroczystość Chrystusa Króla - rozważania rekolekcyjne 2021

17 lis 2021
o. Robert Więcek SJ
 

I. (Po)wstań!

Dajmy się wziąć za rękę, by wspólnie podążać w duchowej pielgrzymce, która prowadzi nas ku królowaniu Pana Jezusa. I to w sytuacji, w której trwa coś, czego nie mogliśmy przewidzieć, a mianowicie w kolejnych miesiącach trwania w mniejszym czy większym natężeniu pandemii. To dla całego świata, Kościoła, naszych wspólnot i nas samych trudne wyzwanie. Można usiąść i płakać. Załamać ręce. Dlatego niech dotrze do nas wołanie Pana Jezusa: Tobie mówię: wstań! (por. Łk 7,14). Wstań, w które wpisane jest stań!

Stań(my) w prawdzie, bo zmierzyliśmy się z cierpieniem, spowodowanym utratą bliskich osób i społecznym odizolowaniem. Nie chowajmy głowy w piasek. Nie odwracajmy się jakoby nic się nie stało. Nie chodzi o bicie głową w ścianę czy walkę z wiatrakami. To konkretne sprawy, które wyszły na jaw – trudne sytuacje zdezorientowania, problemy rodzinne, brak pracy, depresja, samotność czy uzależnienia. Także narastający stres, napięcia i wybuchy złości, wzrost przemocy.

Jest druga strona medalu. Ujawniły się nasze zdolności, dla przykładu predyspozycji do bycia solidarnym. Byliśmy świadkami osób walczących o życie, siejących nadzieję, broniących wolności i sprawiedliwości, będących twórcami pokoju i budowniczymi mostów. Kiedy człowiek upada, w pewnym sensie upada ludzkość. Ale kiedy człowiek powstaje z upadku, to tak, jakby podnosił się cały świat. Dlatego Bóg mówi do każdego z nas: (Po)wstań!

Tylko w tej postawie widzimy lepiej, widzimy dokładniej, z właściwej perspektywy. By to się stało to trzeba wyjść z kotliny i wejść na szczyt wzgórza, bo z góry widać lepiej. To tak rozciągający się widok ze szczytu na to, co w dole.

Ten widok z góry możemy połączyć z wyobrażeniem króla i królowania – na wysokim tronie… i takie spojrzenie z góry, które niesie w sobie dosyć negatywną konotację. Spojrzeć na kogoś z góry to niemiłe doświadczenia dla oglądanego. Takim spojrzeniem obrzucali Pana Jezusa faryzeusze, także król Herod, do którego posłał Go Piłat. Takie spojrzenie można dostrzec u króla Agrypy, przed którym Paweł Apostoł daje świadectwo o swoim nawróceniu związanym ze spotkaniem z Jezusem (por. Dz 26,13). Tutaj Jezus choć patrzy na Pawła z wysoka (z opisu wynika) nie jest to spojrzenie z góry.

Kiedy Pan Jezus staje przed Piłatem (J 18,33b-37) dokonuje się to na „wywyższeniu”. Piłat spogląda z góry opierając się na swojej władzy otrzymanej od cezara. Wtedy pada pytanie o króla i królowanie: Czy Ty jesteś Królem żydowskim? Wiele razy nieprzychylna władza żydowska próbowała zadawać tak pytania, by Jezus nie mógł się obronić. Tu mamy też taki manewr, choć nie wiemy czy planowany.

Piłat miał władzę nad Jezusem. Ten został wydany w ręce namiestnika, albowiem tylko namiestnik wydawać mógł wyrok śmierci. Odpowiedź negatywna byłaby zanegowaniem całej misji Syna Bożego. Natomiast Jezusowe tak, jestem królem to nic innego jak wyrok śmierci. Piłat wiedział bowiem, że ten, kto czyni się królem jest wrogiem cezara (co zresztą później wykorzystał Sanhedryn szantażując namiestnika). I musiał zareagować.

Natomiast w dialogu z Piłatem Syn Boży przedstawia mu inny wymiar swego królestwa: Królestwo moje nie jest z tego świata i dalej: Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd. Przecież każdy zdrowo myślący zapytałby, a kiedy przegrałeś bitwę, gdzie jest twoje wojsko? Jezus odpowiada: Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom

Nie sposób w naszej refleksji nie udać się oczyma wyobraźni na miejsca objawienia się Króla nad królami czyli… na Golgotę! Oto wywyższenie. Oto tron. Nikt nigdy o takim czymś nie pomyślał. Nie pojęto słów proroków zapowiadając to Wydarzenie. Oto nasz Król zawisł na drzewie krzyża. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu. Każdy wierzący stoi pod Krzyżem – z wiarą i pokorą. Każdy wierzący w Ukrzyżowanym widzi swego Pana i Króla, w Nim odkrywa właściwy Bogu sposób królowania. W końcu i tego zapomnieć nie wolno ani odrywać od siebie, że powstaje z martwych. W tym wołaniu (po)wstań jest także zaproszenie do powstania-z-kolan (efekt upadku, poddania się, zniechęcenia), do powstania-z-grobu (śmierć grzechu i wszystko związane z tajemnicą nieprawości).

Dlatego zachęceni przykładem św. Ignacego Loyoli, wyobrażając sobie Chrystusa, Pana naszego, obecnego i wiszącego na krzyżu rozmawiać z nim [pytając go], jak to on, będąc Stwórcą, będąc Panem i Królem naszym, do tego doszedł, że stał się człowiekiem, a od życia wiecznego przeszedł do śmierci doczesnej i do konania za moje grzechy. (…) I tak widząc go w takim stanie przybitego do krzyża, rozważyć to, co mi się wtedy nasunie (Ćwiczenia duchowe nr 53).

 

II. Kto jesteś Panie? … Nie uciekaj…

Patrzy i woła z góry po imieniu… powołanie i na Golgocie… także przy nawróceniu Szawła u bram Damaszku…

Góra to ulubione miejsce spotkania Syna z Ojcem. Nie jest to postrzępione, niedostępne pasmo czy szczyt. Św. Ignacy Loyola, gdy stawia nad przed Królem Wszechświata to zachęca, by rozważyć, jak Chrystus, Pan nasz, staje na wielkim polu w okolicy Jerozolimy, na miejscu niskim, cały piękny i wdzięczny [miły] (Ćwiczenia duchowe nr 144). Ta Boża góra naznaczona jest łagodnością, rzekłbym owiewana powiewem łagodnego wietrzyku i to stamtąd schodzi po całonocnej modlitwie Pan całego świata i wybiera tak wiele osób – Apostołów, Uczniów itd. i rozsyła ich po całym świecie, rozsiewając [przez nich] swoją świętą naukę wśród ludzi wszystkich stanów i wszystkich pozycji społecznych (Ćwiczenia duchowe nr 145). Woła nas po imieniu. Zna nas osobiście. Rozlega się: Piotrze, Janie, Jakubie… brzmi także Szawle, Szawle u bram Damaszku. Wiem, kim jesteś, wiem, co zamierzasz, ale mimo wszystko zwracam się właśnie do ciebie.

Albowiem jedynie osobiste, nie anonimowe spotkanie z Chrystusem zmienia życie. Jezus, nasz Król, dobrze zna nasze wnętrze. To Jego łaska sprawia, że prześladowca (Szaweł) staje się naśladowcą (Paweł), że przechodzi od niewiedzy do poznania. Z góry, od Ojca świateł, zstępuje na świat łaska, ta niezasłużona i bezwarunkowa miłość, światło, które radykalnie zmieni życie człowieka.

By to stało się mym udziałem to trzeba mi poznać. Św. Ignacy Loyola w kontemplacji o Wcieleniu, która następuję po kluczowej medytacji o Wołaniu króla kładzie nacisk na ten wymiar wejścia w relację z Panem. Tutaj prosić o dogłębne poznanie Pana, który dla mnie stał się człowiekiem, abym go więcej kochał i więcej szedł w jego ślady (Ćwiczenia duchowe nr 104).

Czyż w naszych sercach raz po raz nie pojawia się to jakże ważne pytanie Szawła: Kto jesteś, Panie? (Dz 26, 15). To zbyt mało usłyszeć o Chrystusie od innych. Konieczna jest osobista, bezpośrednia rozmowa z Nim, nawet jeśli być może mamy jeszcze nieuporządkowane serce, umysł pełen wątpliwości albo wręcz pogardy wobec Chrystusa i chrześcijan. Odpowiedź Pana jest bezzwłoczna: Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz.

Pan Jezus utożsamia się z Kościołem i chrześcijanami. Do tego spotkania Szaweł widział Jezusa tylko poprzez wiernych, których zamykał w więzieniach, za których skazaniem na śmierć sam głosował. Widział także, jak chrześcijanie odpowiadali dobrem na zło, na nienawiść – miłością, akceptując niesprawiedliwości, przemoc, obelgi i prześladowania znoszone dla imienia Chrystusa. Choć o tym nie wiedział, to spotkał już Chrystusa: spotkał Go w chrześcijanach!

Dziś wiele razy padają słowa: Jezus tak, Kościół nie. Jednak nie można poznać Jezusa, nie znając Kościoła. Nie można poznać Jezusa inaczej, jak poprzez braci i siostry z Jego wspólnoty. Nie można mówić, że jest się w pełni chrześcijanami, jeśli nie żyje się eklezjalnym wymiarem wiary. To jest „góra”, na którą wchodzimy i z której rozlega się głos Dobrego Pasterza, Tego, który daje życie swoje za owce. Króla, który jest przy swoich poddanych.

W medytacji Wołanie króla tenże zwraca się do wiernych: Przeto ten, co zechciałby pójść za mną, powinien ze mną się trudzić, aby idąc za mną w cierpieniu, szedł też za mną i w chwale (Ćwiczenia duchowe nr 95).… w praktyce oznacza to, że powinien zadowolić się tym samym pożywieniem, co i ja, tym samym napojem i odzieżą itd. Podobnie winien tak samo jak ja pracować za dnia, a czuwać po nocy itd., aby wreszcie stał się uczestnikiem mego zwycięstwa, jak był uczestnikiem moich trudów (Ćwiczenia duchowe nr 93).

Stawiamy opór wobec takiej „góry”. Nie zgadzamy się na patrzenie z góry (to ludzkie) i nie akceptujemy tego spojrzenie z wysokości miłosierdzia Bożego na nas. Wierzgamy przeciwko ościeniowi. Bóg w Synu przemawia do nas od wieków. To nie jest jednorazowe trącenie. To ziarenko do ziarenka, by była odpowiednia miarka. Pan chce nas przyciągnąć do siebie. Jakże słodko brzmią słowa: Jak długo będziesz ode mnie uciekał? Dlaczego nie słyszysz, że cię wołam? Czekam na twój powrót. Gdzie jesteś? Nie chowaj się po krzakach. Gdy jest się w górach to rozpala się ogień, by ogrzać zmarznięte ciało. Także w naszych, niekiedy stwardniałych (zatwardziałych) sercach jest ogień, którego nie da się ugasić. Kto wie czy skały w sercu nie są najtrudniejsze do zdobycia?!

Dla Boga nie ma osoby, która byłaby stracona. Dopóki żyjemy nie jesteśmy poza zasięgiem łaski i miłosierdzia Bożego. Krzyż, na którym zawisł i skonał nasz Pan i Król, jest tego przyciągającym znakiem. Każdy sakrament pojednania i każda Eucharystia są wejściem na Golgotę i usłyszeniem jak ważny jestem dla Ojca. O żadnym z nas nie można powiedzieć: jest zbyt daleko… jest zbyt późno… I choć przeciwstawiamy się i robimy na opak to w sercu nosimy ukrytą potrzebę zaangażowania się, kochania ze wszystkich sił, identyfikowania się z pewną misją! To jest w nas i to widzi Pan Jezus wołając do każdego z nas z osobna: Wolą moją jest podbić świat cały i wszystkich nieprzyjaciół i tak wejść do chwały Ojca mego. Przeto ten, co zechciałby pójść za mną, powinien ze mną się trudzić, aby idąc za mną w cierpieniu, szedł też za mną i w chwale (Ćwiczenia duchowe nr 95).

 

III. Od góry wspaniałości do góry pokory

Niekiedy jesteśmy podobni do góry, która przypomina bardziej nadmuchany balon. Tyle z tym, że wystarczy malutka igiełka, by wszystko prysnęło jak bańka mydlana, by zniknęło jak poranna rosa w promieniach słońca. Oto nadymanie sobą – choroba egoizmu, która popycha nas na szczyty, z których spadamy z łoskotem. Niekoniecznie owa wielkość jest pustką czy tylko wyobrażeniem.

Szaweł, który wdrapywał się wytrwale na taką górę (dziś moglibyśmy mówić o górze kariery) był napełniony sobą, uważając się za wielkiego ze względu na swoją spójność moralną, na swój zapał, swoje pochodzenie, swoją kulturę. Jak pamiętamy, był przekonany, że postępuje sprawiedliwie. Oto chodząca góra wspaniałości! Wręcz wzór do naśladowania. Natomiast Pan Jezus pokazuje, że słabość, małość i pokora są szczytami do zdobywania… nasz Król objawia się w tych trzech wymiarach od chwili Wcielenia po Śmierć na krzyżu.

Wznosimy się na wzniesienia, pagórki czy wierzchołki pychy – takie baloniki na sznurku, a gdy objawia się Pan, zostajemy „uziemiony” i stajemy się ślepy. To trzęsienie ziemi, które – po czasie się okazuje – zrównało doliny i góry, wyrównało teren. Oto będąc na górze pychy odkrywamy, że nic nie widzimy, że jest pustka, że to , co poruszało nas z tak wielkim zapałem – i Szawła zapał do likwidowania chrześcijan – było zupełnie błędne. I powietrze uchodzi z balona, uchodzi nasza wielkość. Co odkrywamy? Że jesteśmy zagubieni, krusi i mali. Czy nie takim objawia się nam Ojciec w Jezusie Chrystusie? Wiedzą o tym taternicy, alpiniści i himalaiści, a mianowicie, że pokora (której jednym z objawów jest świadomość własnych ograniczeń) jest fundamentalna! Potrzebujemy oślepienie, aby utracić swoje punkty odniesienia, by zostać samemu,  w ciemności. To, co uchwytne to światło, które zobaczyliśmy, i głos, który usłyszeliśmy. Cóż za paradoks: właśnie wówczas, gdy ktoś odkrywa, że jest ślepym, zaczyna widzieć! I to jak. I to z jakiej niskości, która jest wielkością.

Oto doświadczenie spotkania z Ukrzyżowanym – najmniejszym z najmniejszych, Sługą sług – pokornym i słabym. Nieba sięgamy, a więc na niebotyczny szczyt się wdrapujemy postępując Jego śladami. Gdy spadnie się z góry to zderzenie z ziemią jest bolesne, ale jakże uzdrawiające, bo zaczyna się po niej chodzić w prawdzie. Syn zstąpił z niebios, by nam objawić, że wędrówka ziemska jest drogą w prawdzie. Moglibyśmy powiedzieć, że wszyscy mamy stać się Pawłami, co znaczy małymi. To nie na pokaz, to jest owoc spotkania z Chrystusem vel stanięcia w prawdzie o sobie. Mała Tereska lubiła powtarzać, że pokora jest prawdą.

W naszych czasach to historie warunkują nasze dni – dotyczy to zwłaszcza sieci społecznościowych. Posty są kunsztownie przygotowane, z wieloma ustawieniami, kamerami, zróżnicowanymi tłami. Często ludzie szukają świateł reflektorów, zmyślnie ustawionych, aby móc pokazać „przyjaciołom” i followersom obraz siebie samych, który czasem nie odzwierciedla prawdy. Chrystus, światło Południa, przychodzi, by oświecić nas i by przywrócić nam naszą autentyczność, uwalniając nas ze wszystkich masek. Pokazuje nam wyraźnie kim jesteśmy, bowiem kocha nas takich, jakimi jesteśmy. Dokonuje się to w sposób pełny na Golgocie!

Spojrzenie z góry Bożej (bo tutaj jest i Tabor i Golgota) sprawia, że nawracanie się nie ma nic wspólnego z utratą czy cofnięciem się. Nosi znamiona otwarcia na zupełnie nową perspektywę. Kontynuujemy wędrówkę do naszych Damaszków, jak Mędrcy do Betlejem, lecz już nie jesteśmy tymi, kim byliśmy wcześniej, jesteśmy innymi osobami. Można bowiem nawrócić się i odnowić w codziennym życiu, wykonując czynności, które zazwyczaj wykonujemy, ale z sercem przemienionym i nowymi motywacjami. Tu i teraz tak często jest przestrzeń naszej wspinaczki i zdobywania szczytów. Choć po nawróceniu cel i perspektywa podróży zmieniają się radykalnie. Z takiej góry widać rzeczywistość nowymi oczami. W przypadku Pawła przedtem były to oczy prześladowcy-mściciela, odtąd będą to oczy ucznia-świadka. Nie zabraknie Ananiaszy, których Pan Jezus będzie posyłał. Nie braknie też czasu na pogłębienie osobistego doświadczenia i odkrywanie nowej tożsamości danej przez Pana Jezusa. Oto owoce wchodzenia na tron Boży. I Jego królowania.

Ważnym jest trwanie przed Ukrzyżowanym, jednak nie możemy się tu zasiedzieć. Nasz Król powstał z martwych. Bez Zmartwychwstałego nasz zapał niekoniecznie pójdzie we właściwym kierunku. Gdy pojawiają się bowiem ciemności to zatracamy się w bitwach pozbawionych sensu i… stajemy się agresywni. Sprawy bez Boga przeradzają się w destrukcyjne ideologie, których bronimy po trupach. Jakbyśmy szukali nie pokoju, a nowych pól bitewnych, rozsiewamy truciznę (plotki, fake newsy itp.). Kiedy Jezus wkracza w życie Pawła, nie przekreśla jego osobowości, nie likwiduje jego zapału i jego pasji, ale sprawia, że te jego zdolności stają się owocne, aby uczynić z niego wielkiego ewangelizatora aż po krańce ziemi.

Usłysz, bracie, siostro: …ufam ci. Znam twoją historię i biorę ją w swoje ręce, wraz z tobą. Nawet jeśli często byłeś przeciwko mnie, wybieram ciebie i czynię cię moim świadkiem. Jak już wspomnieliśmy Boża logika może z najgorszego prześladowcy uczynić wielkiego naśladowcę. Oświetlony w swej ślepocie światłem Chrystusa staję się Jego świadkiem!

 

IV. Powstań i świadcz!

We Chrzcie świętym otrzymaliśmy nowe życie – każdy! Początek we Wcieleniu. Oto bowiem mamy spojrzenie Trójcy Przenajświętszej z góry na ziemię. Taką jaką jest, bez ubarwiania, bez retuszów. Bóg widzi dobrych i złych, sprawiedliwych i niesprawiedliwych. I patrzy z miłością. Posyła Syna z góry na ziemię.

A z ziemi, ku górze biegnie spojrzenie Matki Najświętszej i tych, co pragną pełnić wolę Ojca… wpatruje się w oczy Boga i w Jego Serce. W Niej jest wzór takiego spojrzenia: wertykalnego (pionowego) ku Bogu i horyzontalnego (poziomego) ku drugiemu. Otóż tyle  gór zdobywamy, omijamy. Czasami trudzimy się całe życie…

We Chrzcie zostaliśmy zanurzeni w śmierci Jezusa, by mieć udział w Jego zmartwychwstaniu – to jest wejście po dokonanym wyborze w królowanie Pana i Króla. Nie jako pachołkowie, ale jako słudzy pod Jego Sztandarem. Mamy stawać obok (nie z boku) Krzyża jak to uczyniła Matka Jezusa, Maria Magdalena i Jan Apostoł. Tam jest nasze miejsce. Naprzeciw (nie przeciw) Krzyża i przy Krzyżu.

To jest królowanie – nie dotyczy jakiegoś idealnego królestwa, a realnego, rzeczywistego, prawdziwego. Tu na ziemi się zaczynającego, a w niebie mającego swój koniec. Królem jest Pan Jezus. Za Nim chcemy iść. Jego naśladować.

Nie mamy się tylko przyglądać (jak przez szybkę w cukierni) Królowi i królowaniu Chrystusa. Odkrywając to dociera do każdego z nas fakt, że otrzymujemy także misję od Pana: będziesz mi świadkiem! Jeśli poświęcimy się tej misji to nasze życie się odmieni.

Od bycia obok/pod Krzyżem przechodzimy do powstania. Wołanie jest proste: powstań! Nie możesz pozostać na ziemi użalając się nad sobą. Masz coś innego do zrobienia. Bądź świadkiem dzieł, które Jezus zaczął w tobie wypełniać. Powstań w imię Chrystusa, Króla i Pana!

Powstań i świadcz o swoim doświadczeniu ślepca, który napotkał światło, zobaczył dobro i piękno Boga w sobie samym, w innych i we wspólnocie Kościoła, która przezwycięża każdą samotność.

Powstań i świadcz o miłości i szacunku, które można wprowadzać w relacje międzyludzkie, w życie rodzinne, w dialog pomiędzy rodzicami i dziećmi, młodymi i starszymi.

Powstań i broń sprawiedliwości społecznej, prawdy i prawości, praw człowieka, prześladowanych, ubogich i kruchych, tych, którzy nie mają głosu w społeczeństwie, migrantów.

Powstań i świadcz o nowym spojrzeniu, które pozwala ci patrzeć na stworzenie oczami pełnymi zachwytu, pozwala ci rozpoznawać w planecie Ziemi nasz wspólny dom i daje ci odwagę bronienia ekologii integralnej.

Powstań i świadcz o tym, że przegrane życie może być odbudowane, że osoby, które już obumarły w duchu, mogą powrócić do życia, że osoby zniewolone mogą na powrót stać się wolnymi, że serca pogrążone w smutku mogą odzyskać radość.

Wstań i świadcz z radością, że Chrystus żyje! Nieś jego przesłanie miłości i zbawienia wśród twoich rówieśników, w szkole, na uczelni, w pracy, w świecie cyfrowym, wszędzie.

Pan Bóg, Kościół, papież ufają wam i ustanawiają was świadkami wobec tylu innych młodych ludzi, których spotykacie na „drogach do Damaszku” naszych czasów. Nie zapominajcie: jeśli ktoś rzeczywiście doświadczył miłości Boga, który go zbawia, nie potrzebuje wiele czasu, by zacząć Go głosić, nie może oczekiwać, aby udzielono mu wielu lekcji lub długich instrukcji. Każdy chrześcijanin jest misjonarzem w takiej mierze, w jakiej spotkał się z miłością Boga w Chrystusie Jezusie.

Powstańmy i bądźmy prawdziwymi pielgrzymi, a nie turystami wiary! Jeśli trzeba to idźmy do naszych Damaszków i do naszych Jeruzalem. W tej drodze otwórzmy się na niespodzianki Pana Boga. Z Golgoty, gdzie Król umiera w ciemności, rozbłyskuje światło na świat cały. Oto nasze królowanie – bycie źródłami światła w świecie i dla świata.

Wsłuchajmy się w głos Boga, który płynie z Krzyża i z poranka zmartwychwstania – oto dwa miejsca królowania naszego Pana. On także przemawia przez świat, przez naszych braci i nasze siostry. Wejście w królowanie Pana Jezusa pomaga nam nawzajem wspólnie powstawać. W tym trudnym momencie historii świata stawać się mamy prorokami nowych czasów, pełnych nadziei! Świadkami Króla!

 

Warto odwiedzić