Kontemplacja
Słowo kontemplacja może nie wszystkim Czytelnikom jest dobrze znane. Pochodzi ono z języka łacińskiego i łączy w sobie spokojne oglądanie przesycone myślą. Stoję przed pięknym obrazem Ukrzyżowania, patrzę, ale też patrząc - myślę.
Mówiąc poprzednio o rozmyślaniu, wyróżniliśmy pamięć, która dostarcza nam materiału, rozum, który ten materiał rozwija i pogłębia, uczucie, które budzi się pod wpływem myśli poruszającej naszą duszę i wreszcie wolę, która sprawia, że rozważanie wywiera wpływ na nasze postępowanie, na kształt naszego życia. Zostawiliśmy na boku wyobraźnię, a wiemy przecież, jaki wpływ wywiera ona na całość naszego życia, jak działa nieraz daleko silniej niż rozum. W kontemplacji wprowadzamy wyobraźnię w sferę naszej modlitwy.
Tak często oglądamy filmy w telewizji czy kinie. Jak one powstają? Najpierw układają się w pewną całość w wyobraźni pisarza. Czerpie on materiał do scenariusza, do historii tego, co dzieje się w filmie, z pamięci, w której tkwią nie tylko myśli, ale i obrazy. Każdy z nas ma w swej pamięci „magazyn” doznanych kiedyś wrażeń wzrokowych, słuchowych, dotykowych, zapachów, smaków. Pamiętamy je i gdy się powtarzają, są nam już znajome. To wszystko przetworzone przez wyobraźnię pisarza, przesycone zarazem myślą, zjawia się w jego dziele. Reżyser, który tworzy film, widzi to, co autor napisał jeszcze bardziej obrazowo i nadaje mu kształt życia.
Bierzemy do ręki Ewangelię. Czytamy urywek o rozmnożeniu chleba. Zamykamy oczy i widzimy okolicę, w której to zdarzenie miało miejsce: łąkę, trawę, może stok wzgórza. Zmęczony tłum. Słyszymy szmer głosów. Chrystus przestał mówić. Co będzie dalej? Grupka Apostołów koło Chrystusa, rozmowa. Weźmijcie do ręki Ewangelię wg św. Mateusza, rozdz. 14, w. 15 i nn. i powolutku starajcie się sobie to wszystko wyobrazić, jak gdybyście byli świadkami tego zdarzenia, jak gdybyście byli w tłumie, pośród innych. W ten sposób wchodzimy w świat Chrystusa, w to, co kiedyś się działo, ale co nie straciło dla nas swego znaczenia, co nadal, choć w odmienny sposób, jest aktualne. To wejście wyobraźnią w ewangeliczne zdarzenie prowadzi do spotkania z Chrystusem, do poznania Go, do ponownego zastanowienia się nad tym, kim On jest. Jaki był dobry, myślący o ludziach i zarazem jak cicho, bez zwracania na siebie uwagi - Apostołowie po prostu roznoszą chleb - jest potężny. Tu nie trzeba wiele myśleć, trzeba po prostu patrzeć, słuchać, odczuwać.
Przeprowadzając taką kontemplację, odgrywamy jak gdyby podwójną rolę, bo i tego, który tworzy film, i tego, który go ogląda. Tu jednak rola twórcy jest trochę podświadoma. Nie mamy się starać o to, by misternie tworzyć ten nasz wewnętrzny film, lecz przede wszystkim, by patrzeć, słuchać, odczuwać. Film wyobraźni musi się przekształcać w ewangeliczną rzeczywistość. Ja muszę być w tym tłumie, blisko Apostołów i Chrystusa. To kontemplowanie, odczuwanie tego, co się dzieje, budzi myśli, uczucia, działa na wolę i wszystko dzieje się podobnie, jak to ma miejsce w rozmyślaniu.
Kilka uwag. Ten film, o którym mówiliśmy, musi się rozwijać w wolnym tempie, musi się czasem zatrzymać, byśmy mieli czas na zastanowienie się, na dostrzeżenie jakiegoś ważnego szczegółu. Musimy cieszyć się tym, czego jesteśmy świadkami. Ewangelia jest pisana po prostu, obrazowo, ale nie można jej czytać szybko. Kontemplacja polega na „smakowaniu". Mamy może jakiś swój ulubiony obraz, widzieliśmy go już kilka razy, ale zawsze na nowo możemy przed nim w kościele czy w muzeum usiąść i patrzeć.
Nie każdy ma również żywą wyobraźnię i nie każdemu ten sposób modlitwy będzie odpowiadał. To nic nie szkodzi, trzeba wtedy rozmyślać w sposób, o którym mówiliśmy uprzednio, nie siląc się na tworzenie obrazów.
Czy tego sposobu modlitwy o spokojnym rytmie, w którym jest mniej rozważania, aktywności, a więc przyjmowania (patrzenie, słuchanie, odczuwanie) nie da się stosować z wykluczeniem wyobraźni? Owszem, ale jest to nieco trudniejsze i wymaga już pewnego doświadczenia w obcowaniu z Bogiem. Nie będę tu wchodził w teorię, wyjdę od przykładu. Klęczę przed tabernakulum, czy wystawionym Najświętszym Sakramentem i myślę sobie tylko: On tu jest i staram się po prostu tylko odczuwać Jego obecność. Albo siedzę w ciszy gdzieś, miejsce nieważne, i myślę: Duch Święty mieszka we mnie. Ufam, że jestem w stanie łaski. Albo też nieraz rozważam prawdę o Ojcostwie Boga i myślę tylko: Ojciec, przez czas dłuższy.
Ten sposób modlitwy jest o tyle trudniejszy, że wymaga już pewnej umiejętności utrzymania się w skupieniu na jednej myśli przez dłuższy czas. Bóg staje się jednak w takiej modlitwie szczególnie bliski i obecny.
Celem modlitwy myślnej jest możliwie głębokie zrozumienie Boga i „zaprzyjaźnienie się z Nim”. On nam to ofiarowuje. Chce być na co dzień Tym, Który wskazuje drogę, pomaga, prowadzi i cieszy się z tego, że z Nim przebywamy, bo nas po prostu kocha.