Meczet Wniebowstąpienia
Na szczycie Góry Oliwnej (808 m n.p.m.) znajduje się miejsce, które starożytna tradycja chrześcijańska wiąże z jednym z najważniejszych wydarzeń zbawczych. Wyznajemy je w Credo w słowach: wstąpił na niebiosa. Jest to z jednej strony miejsce radości, bo - jak śpiewamy w liturgii Kościoła na święto Wniebowstąpienia: Pan wśród radości wstępuje do nieba, wynosi On bowiem do nieba naszą ludzką naturę, ale też i dlatego, że jest to miejsce bardzo piękne z roztaczającymi się wokół przepiękną panoramą. Z drugiej strony jest to też miejsce smutne, i to co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze samo Wniebowstąpienie nosi w sobie posmak pożegnania. Widać to po Apostołach, którzy tęsknie wpatrują się w niebo, gdy obłok zabrał im Jezusa sprzed oczu. A po drugie z tego powodu, który zawarty jest już w samym tytule tego artykułu: Meczet Wniebowstąpienia. Otóż budowla, która to wydarzenia zbawcze upamiętnia, należy już od wieków do muzułmanów i chrześcijanie chcący do niej wejść, muszą zapłacić za wstęp.
Historia tego miejsca jest bardzo podobna do dziejów innych miejsc świętych w Palestynie. Jej początki wiążą się ściśle z opisem ewangelicznym wniebowstąpienia, a najbogatszy w szczegóły opis znajdujemy w Ewangelii św. Łukasza (24, 50-53) i w Dziejach Apostolskich (1, 9-12). To właśnie św. Łukasz wskazuje, że miejscem wniebowstąpienia była Góra Oliwna, a jeśli Góra Oliwna, to trudno się dziwić, że starożytna tradycja chrześcijańska ulokowała je właśnie na jej wierzchołku. Tam też w IV wieku wybudowano kościół upamiętniający wstąpienie Pana Jezusa do nieba.
Był to kościół szczególny, bo mający kształt ośmiokąta, z otwartą kopułą, tak żeby z jego wnętrza widać było niebo. Nazwano go po grecku Imbomon, czyli „na szczycie”. Jego fundatorką była nie jak w przypadku większości budowli z IV wieku św. Helena, lecz świątobliwa patrycjuszka rzymska z rodu cesarskiego, o imieniu Poemenia. Z początkiem V wieku św. Melania Młodsza (383-439) również rzymska patrycjuszka, ale i ascetka, ufundowała obok niego klasztor. Kompleks ten przetrwał do roku 614, kiedy to – podobnie jak wiele innych świątyń chrześcijańskich – zniszczyli go perscy najeźdźcy. Jeszcze w tym samym wieku odbudował go ze zniszczeń mnich Modest. Posiadamy opis już odbudowanego kościoła, przekazany przez biskupa galijskiego Arkulfa, który pielgrzymował do miejsc świętych około roku 670. Opis ten zawarł opat Adaman, w spisanych pod koniec VII wieku Opowieściach biskupa Arkulfa (De Locis Sanctis). Według tego opisu był to okrągły kościół, z trzema wewnętrznymi portykami i z okrągłą kaplicą w środku. Dach kaplicy był otwarty tak, by wskazywać na niebo. Przy wschodniej stronie tejże kaplicy umieszczony był ołtarz, osłonięty niewielkim daszkiem. Pośrodku natomiast znajdował się kamień, otaczany szczególną czcią pielgrzymów. Dopatrywano się bowiem na nim śladów stóp Pana Jezusa, odciśniętych tam w chwili, gdy wstępował do nieba.
Krzyżowcy przebudowali to sanktuarium i utworzyli tam klasztor Kanoników Regularnych św. Augustyna. Po zdobyciu Jerozolimy przez Saladyna w roku 1187 muzułmańscy zwycięzcy zburzyli cały kompleks klasztorny, pozostawiając jedynie samą kaplicę wniebowstąpienia i zamieniając ją na meczet. Jednak napływ pielgrzymów chrześcijańskich ciągle trwał, dlatego z racji praktycznych, ale też by okazać łaskawość chrześcijanom, Saladyn polecił zbudować nieopodal okazały meczet dla miejscowych muzułmanów, zaś pielgrzymom chrześcijańskim umożliwić dostęp do tego miejsca. Od tamtego czasu nieprzerwanie kaplica ta pozostaje w rękach muzułmańskich i jest meczetem, przy czym chrześcijanie mogą z niej korzystać na określonych warunkach i za opłatą. Jej punktem centralnym pozostaje wspomniany kamień z odciśniętymi – według tradycji – stopami Pana wstępującego do nieba. Pewnym zaskoczeniem dla pielgrzyma może być fakt, że jest tam odciśnięta tylko jedna stopa. Czyżby – pytają niektórzy żartobliwie – Pan Jezus wstępując do nieba, odbił się z jednej nogi? Otóż, był tam też i ślad drugiej stopy. Został jednak przeniesiony do meczetu Al Aksa, na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. W czasach św. Ignacego Loyoli, założyciela Zakonu Jezuitów, były tam jeszcze odciski obydwu stóp. A oto bardzo ciekawa relacja samego św. Ignacego o pobycie w meczecie Wniebowstąpienia, zawarta w jego autobiografii noszącej tytuł Opowieść pielgrzyma; Ignacy opowiada tam o sobie w trzeciej osobie, określając się mianem „pielgrzyma”:
[Pielgrzym] poczuł wielkie pragnienie, żeby ponownie odwiedzić Górę Oliwną… Na Górze Oliwnej jest kamień, z którego Pan nasz wstąpił do nieba, i widać na nim jeszcze ślady stóp Jego. To właśnie chciał ponownie zobaczyć. Tak więc nie powiedziawszy o tym nikomu i nie biorąc z sobą przewodnika – a ci, co idą bez Turka jako przewodnika narażają się na wielkie niebezpieczeństwo – odłączył się od innych pątników i udał się samotnie na Górę Oliwną. Ale strażnicy nie chcieli mu pozwolić tam wejść. Dał im więc nożyk ze swoich przyborów do pisania, które nosił przy sobie. Potem odprawiwszy z wielką pociechą modlitwy zapragnął iść do Betfage. Tam sobie przypomniał, że nie dość dobrze obejrzał na Górze Oliwnej, w którą stronę była zwrócona prawa stopa Jezusa, a w którą lewa. Powrócił więc tam i dał strażnikom, o ile wiem, nożyczki, aby mu pozwolili tam wejść.
W naszych czasach w bezpośredniej bliskości tego meczetu miało miejsce wydarzenie o przełomowym znaczeniu dla Kościoła. Otóż 5 stycznia 1964 roku, w czasie pielgrzymki papieża Pawła VI do Ziemi Świętej, w pobliskim kościele należącym do prawosławnych Greków doszło do pierwszego spotkania św. Pawła VI z patriarchą Konstantynopola Atenagorasem I. Kościół ten nosi symboliczne imię Viri Galilaei – „Mężowi Galilejscy” i upamiętania miejsce, z którego uczniowie – jak czytamy w Dziejach Apostolskich – obserwowali wniebowstąpienie Pana. Święty Łukasz zauważa: Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: „Mężowie Galilejscy, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1, 10-11). Było to pierwsze po wiekach spotkanie patriarchów chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu. Tam właśnie Atenagoras I ze św. Pawłem VI przekazali sobie pocałunek pokoju, co stało się wstępem do zniesienia ekskomunik, które dzieliły Kościół katolicki od Kościoła prawosławnego przez ponad 1000 lat, i do dialogu ekumenicznego trwającego do dziś. Można by zatem powiedzieć, że podzielni „mężowie galilejscy” patrząc na Jezusa, zaczynają zbliżać się do siebie, i że rozpoczęło się to w tym samym miejscu, w którym kiedyś stali razem, patrząc na Pana wstępującego do nieba.