Przyjęcie w Betanii
Pamiętne przyjęcie w Betanii, o którym mówi Ewangelia (J 12, 1-8), miało wyraźny związek z Ostatnią Wieczerzą. Stanowiło do niej wstęp i uczestniczyło w jej błogosławieństwie.
W Betanii znajdował się dom przyjaciół Jezusa: Łazarza, Marty i Marii. Każda przyjaźń potrzebuje domu, tak jak i każdy dom, aby był prawdziwym domem, potrzebuje przyjaźni. Dom w Betanii szczycił się przyjaźnią Chrystusa i przez to stanowi figurę Kościoła.
Przyjaźń zobowiązuje tych, którzy przyjmują przyjaciela, aby mu serdecznie towarzyszyć, umieścić go w centrum uwagi, patrzeć na niego, rozmawiać z nim i słuchać. Najważniejsze zaś, aby duch przyjaźni pozwolił spotkać się sercom i wzajemnie zrozumieć. Właśnie Maria to rozumienie wyraziła najpiękniej i najbardziej przekonująco. Namaściła Chrystusowi stopy drogocennym, nardowym olejkiem, którego woń rozniosła się po całym domu. Nadto jeszcze wytarła stopy Mistrza własnymi włosami. Jej wyznanie miłości było wzruszająco czyste, mocne, bez żadnej dwuznaczności, niewinne jak miłość dziecka.
Judasz natomiast gwałtownie się sprzeciwił temu gestowi, potępiając Marię, a pośrednio skierował krytykę na Jezusa. Według apostoła, to Nauczyciel pierwszy powinien zareagować energicznie i zwrócić uwagę egzaltowanej kobiecie, że lepiej by zrobiła, gdyby swoich uczuć „nie wylewała” Mu na stopy, ale aby je skierowała w stronę biednych, wrzucając pieniądze przeznaczone na drogi olejek do wspólnej kasy, którą on zarządzał i z której nieuczciwie korzystał.
Jezus, biorąc w obronę Marię, bronił ludzkiego prawa miłości, prawa do tego, aby można ją Jemu swobodnie okazać, wyrazić. By nie blokowały jej żadne przepisy i pryncypia. Miłość bowiem ma wartość mistyczną. Widzi dalej i rozumie więcej aniżeli rozum człowieka, dając mu przez to możliwość znalezienia się bliżej Boga, niż korzystając z jakiejkolwiek innej drogi. Daje mu możliwość partycypowania w tym, co jest jeszcze dla zmysłów niewidoczne, co się ma dopiero zdarzyć (tak jak w tym wypadku, chodziło o pogrzeb Chrystusa).
Ponadto każda prawdziwa miłość, oprócz tego, że jest zawsze wsparciem dla osoby kochanej, jest również błogosławieństwem dla tego, kto kocha. Nie ma w tym nic dziwnego, wszak stanowi wypełnienie podstawowego przykazania Bożego, aby miłować Boga całym sercem, całą duszą, z wszystkich sił i z wszystkich myśli człowieka.
Warto przypomnieć jeszcze i to, iż Chrystus powiedział, że wypełnić przykazanie miłości Boga może tylko ten, kto zdolny jest do miłości człowieka. Dlatego, kto twierdzi, że kocha Boga, a gardzi człowiekiem, jest hipokrytą i nie ma w nim nie tylko miłości Boga, ale nie ma w nim też miłości człowieka, w tym również prawdziwej miłości dla samego siebie.