Było warto

09 kwi 2014
Mikołaj Świerad
 

Nie tylko Lipnica Murowana organizowała swój konkurs na wielkanocną palmę. Od niedawna miała go także miejscowość, w której żyła Małgosia. Wydawało się, iż do Świąt Zmartwychwstania Pańskiego zostało jeszcze sporo czasu, gdy w trakcie niedzielnej Mszy ksiądz proboszcz, przypominając o zbliżających się uroczystościach, zachęcił wiernych do udziału w tym osobliwym współzawodnictwie.

Słyszała komunikat, jednak propozycja tatusia zupełnie ją zaskoczyła. Oglądali właśnie program rozrywkowy, gdy rzekł niespodziewanie:

– Słyszeliście, w konkursie można brać udział całą rodziną. Opracujmy coś wspólnie.

Pierwszą myślą, jaka pojawiła się w głowie dziewczynki, było: Po co?, kolejną: Chyba mi się nie chce, ale tata najwyraźniej przygotował się na tę ewentualność.

– Tylko nie mówcie z Jackiem, że jesteście zajęci – zwrócił się do Małgosi.

– Rozumiem, takie przedsięwzięcie wymaga pewnego poświęcenia z pewnością łatwiej jest nie wziąć w nim udziału. Zauważcie jednak, iż nie powiedziałem „zróbcie”, ale zaproponowałem „zróbmy razem”.

O rety – westchnęła w duchu zrezygnowana dziewczynka – czy można czytać w cudzych myślach?

Spojrzała z wyczekiwaniem na mamę, mając nadzieję na pomoc w wymiganiu się od pomysłu taty. Na próżno.

– Ciekawe, z czego w ogóle ją zrobimy – narzekał Jacek, wracając z siostrą ze szkoły.

Zupełnie niepotrzebnie.

 

– Wstąpiłam do sąsiadów – mama odstawiła mokre kozaki, żeby obeschły – przyniosłam wierzbowe i wiklinowe witki.

Po kolacji zasiedli do stołu. Gosia marudziła:

– Przecież to tyle pracy, a muszę się jeszcze pouczyć. Czy zdążę?

– Dziś zrobimy jedynie konstrukcję. Chodzi o to, żeby w miarę możliwości, codziennie dokładać do naszej palemki jakiś nowy element – objaśnił tato.

 

Poszło szybciej niż się spodziewała. Łącząc gałązki, rozmawiali z sobą o tym, co w szkole.

No, nie było tak znów długo – pomyślała Małgosia.

Nadszedł następny wieczór.

– Teraz zastanówmy się, czym możemy przyozdobić naszą palmę – oznajmiła mama.

Gosi trudno było powiedzieć, kiedy z Jackiem przestali traktować pomysł taty jako niechciany obowiązek. Szybko polubili wieczory spędzane wspólnie na żartach, opowiadaniach i rozmowach, podczas których konkursowa palma wzbogacała się o nowe elementy dekoracyjne. Rodzice zapominali wtedy o pracy, a pies łasił się pod nogami, wyraźnie uradowany z obecności domowników.

I właśnie wówczas, gdy czekała na kolejny wspólny wieczór, rozchorowała się mama, a później Jacek. Zabiegany tata dwoił się i troił, by zdążyć ze wszystkimi obowiązkami – robienie palmy musieli odłożyć na potem. Tyle że potem wypadła wywiadówka, jakaś niespodziewana delegacja... Ani się obejrzeli, jak do Niedzieli Palmowej pozostało kilka dni.

Czy zdążymy? – myślała z niepokojem Gosia.

Kiedy po dłuższej przerwie udało im się znów razem zasiąść przy kuchennym stole, dziewczynka odczuła wyraźną ulgę.

Zbliżał się dzień kanonizacji papieża Jana Pawła II. Młodszy brat uczył się wiersza o Ojcu Świętym i teraz recytował go, dokładając ozdobne papierowe kwiatki.

– Układaj porządnie – Gosia skarciła Jacka. Pozostało zaledwie kilka poprawek, ale bratu najwyraźniej nie chciało się przykładać do pracy. Wcześniej nie, lecz teraz dbała, aby ich konkursowy wytwór prezentował się jak najładniej.

– Popatrzcie, chyba się udało – na twarzy taty zagościł wyraz autentycznej radości.

Mama wyjęła aparat i zrobiła zdjęcia.

Na koniec ustawiła autowyzwalacz – sfotografowali się razem. Radio skończyło właśnie emisję słuchowiska dla dzieci. Idąc do swojego pokoju, Małgosia raz jeszcze spojrzała na stojącą na stole palmę i wtedy zrozumiała, że rodzicom być może wcale nie chodziło o przygotowanie palmy, lecz o przygotowanie czegoś wspólnie.

Tak rzadko robimy coś naprawdę razem – pomyślała.

 

Nie wygrali, choć owszem, ich praca została wyróżniona. Odbierając gratulacje, Gosia wiedziała już, po co się zgłosili. Nawet gdyby nie otrzymali wyróżnienia, i tak było warto.

 

Warto odwiedzić