W szkole Jezusa
Wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. Łk 4, 22
Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli. Jakie słowa? Słowa proroka Izajasza o Mesjaszu posłanym, aby ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie (Łk 4, 18), wszystkim potrzebującym pociechę i pomoc. Te słowa wypełniły się w Jezusie, bo nikt inny nie byłby w stanie tak bardzo pochylić się nad potrzebującym człowiekiem, jak On to uczynił.
Te słowa mają się jednak wypełniać także w naszym życiu. To przecież my, chrześcijanie, wpatrując się w Jezusa, idąc za Nim, mamy się do Niego upodabniać, chcąc tak jak On służyć naszym bliźnim. W tym służebnym pochyleniu się nad potrzebującym człowiekiem wyraża się nasza miłość do Boga, bo przecież jeśliby kto mówił: „Miłuję Boga”, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4, 20).
W naszym życiu łatwiej niż nam się wydaje oderwać miłość Boga od miłości bliźniego, służbę Bożą od służby człowiekowi. Można w źle pojmowanej pobożności szukać usprawiedliwienia dla braku zainteresowania ludzkimi potrzebami. Można sobie powiedzieć: chodzę do kościoła, przystępuję do sakramentów świętych, modlę się, zachowuję przykazania, wobec tego jestem w porządku. Tymczasem tak nie jest. Jeśli chcesz być dobrym chrześcijaninem, a nawet dobrym księdzem czy zakonnikiem, to musisz być najpierw dobrym człowiekiem, czyli takim, który obok siebie widzi innych ludzi: ich cierpienia, kłopoty i potrzeby. Oni są rzeczywistym sprawdzianem twojej dobroci i pobożności.
Bóg w Osobie Jezusa wszedł w życie ludzi, aby te dwa światy z sobą połączyć, aby nas praktycznie pouczyć, że na wzór Jezusa żyjemy dla Boga i ludzi, dla nieba i ziemi. Tych rzeczywistości nie tylko nie wolno rozdzielać, ale trzeba uznać, że one się wzajemnie warunkują. To co jest w nas Bożego i na Boga otwiera, nie tylko nie przeszkadza, ale wręcz pomaga, by nasz świat mógł być bardziej ludzki.