Natalia
Dwa maleńkie oczęta zdolne kruszyć najtwardsze serca. Każdy gest, każda mina wprawiająca w zachwyt, napawająca dumą, wywołująca przy tym uśmiech całego ciała. Nowe życie, tak bezbronne, tak zależne w każdym calu, tak ufne całym swoim jestestwem. Wielka radość przeplatająca się z obawą i strachem.
Czy podołam, nie zawiodę, nie skrzywdzę? A to dopiero początek naszej wspólnej drogi, na której mam pełnić rolę drogowskazu. Jak przygotować się do tej arcytrudnej roli? Przedtem wszystkie myśli były skoncentrowane na szczęśliwym rozwiązaniu, pragnieniu pierwszego spotkania, przytuleniu tego ucieleśnionego szczęścia.
Teraz są to godziny wpatrywania się w maleństwo pogrążone w spokojnym śnie niezmąconym żadną troską. Czas zdaje się stać w miejscu, nie mieć znaczenia. Mała pociecha przysłania wszystkie sprawy, troski dnia powszedniego. Takie chwile mogą trwać wiecznie.
Szybka refleksja, czy przykład życia wart jest przekazania, powielania? Czy moja wiara to szczere uczucie, zdolne swoją mocą zaszczepić owocne ziarno na tym dziewiczym terenie? Na pewno warto wylać nieco wody, która pozwoli użyźnić grunt. Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia, lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie, ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem (Mt 3, 11-12). Nawiązać w ten sposób pierwsze połączenie, „wykupić” dobry niebiański abonament. Wspomniana wcześniej woda niczym krew baranka na domach Izraelitów chronić będzie przed niebezpieczeństwem pierworodną córeczkę.
Taki mały człowiek, a tak ważny jest dla Boga, tylko musi Go poznać. Trzeba zatem odpowiednio mu Go przedstawić. Wtedy przyniesiono Mu dzieci, aby włożył na nie ręce i pomodlił się za nie; a uczniowie szorstko zabraniali im tego. Lecz Jezus rzekł: „Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie; do takich bowiem należy królestwo niebieskie”. Włożył na nie ręce i poszedł stamtąd (Mt 19, 13-15).
Hmmm, a może moglibyśmy się uczyć od siebie nawzajem, może to ja, postrzegając świat przez jej pryzmat, sam zyskam, ubogacę się w wierze. W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: „Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?”. On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje” (Mt 18, 1-5).
Chwila, chwila.... taki brzdąc, czy nie za wcześnie rozmyślam na temat jego zbawienia? Słowa Psalmu 8 zdają się temu zaprzeczać: O Panie, nasz Boże, jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi! Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa. Sprawiłeś, że [nawet] usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę, na przekór Twym przeciwnikom, aby poskromić nieprzyjaciela i wroga.
Tak wiele pytań, obaw... Mała istotka, jej ciepły oddech na policzku – cały świat.
Powtarzając jak w kolędzie: Podnieś rączkę Boże Dziecię..., błogosław swoim małym przyjaciołom, błogosław wszystkim dzieciom na całej ziemi! Od siebie mogę dodać: a rodzicom udziel spokoju ducha i niezłomnej wytrwałości, obdarz darem mądrej miłości.