Ostatnia rozmowa św. Augustyna ze swoją matką

17 lut 2019
ks. Marek Wójtowicz SJ
 

Od wielu już lat 11 lutego, we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes, obchodzony jest w Kościele Światowy Dzień Chorych. I w tym roku papież Franciszek kieruje do nas list z tej okazji. W tym biuletynie piszę o potrzebie najważniejszej rozmowy z osobami chorymi, o potrzebnym pożegnaniu, o śmierci i nadziei na życie wieczne w Bogu.

Każdy z nas wcześniej czy później zetknie się z ciężką i nieuleczalną chorobą rodzica, rodzeństwa, kogoś z rodziny, przyjaciół czy sąsiadów. Czasem trudno nam się zdobyć na spotkanie z chorą osobą w jej domu, w szpitalu, w hospicjum czy w mieszkaniu kogoś znajomego. Pytamy samych siebie, co powiem chorej osobie? A może ktoś nie życzy sobie, by go odwiedzić w takim stanie? Zdarzają się takie sytuacje, że chory chce przeżyć ten najtrudniejszy dla niego czas samotnie. Trzeba umieć to uszanować.

Nade wszystko warto opanować wewnętrzny opór i zdecydować się – o ile to możliwe -  na rozmowę czy odwiedziny ciężko chorej osoby z naszego otoczenia. Do takich odwiedzin często zachęcał nas św. Jan Paweł II, który nie unikał spotkań z chorymi w szpitalach. Wchodził bez lęku na oddziały paliatywne, by nieść pociechę i powiedzieć ludziom tam cierpiącym, że są w samym sercu wspólnoty Kościoła. Idąc tam z Jezusem, nadawał sens cierpieniom chorych, przypominając, że mają coś bardzo ważnego do przekazania ludziom żyjącym dzisiaj w pogoni za atrakcyjną i prestiżową pracą, za nowymi wrażeniami, egzotycznymi podróżami czy za pieniądzem na giełdach świata. Jesteśmy tak bardzo zabiegani, zapracowani, że nie mamy już sił nawet na spokojną rozmowę z żoną czy mężem, z córką czy synem, na odwiedziny kogoś w szpitalu, nie mamy czasu na wypoczynek czy na spokojny sen.

W tak opisanej sytuacji bardzo pożyteczną lekcją może być lektura fragmentów z książki Wyznania św. Augustyna, który na kilku stronach swego autobiograficznego dzieła opisał ostatnie rozmowy prowadzone w Ostii ze swoją bardzo ciężko chorą matką, św. Moniką. Właśnie ona przez kilkanaście lat wytrwale modliła się o jego nawrócenie i doczekała się duchowego owocu. Warto rozważyć niektóre fragmenty wspomnianej rozmowy z IX rozdziału tego niezwykle głębokiego dzieła. Święty Augustyn tak pisze o swojej matce:

Była też służebnicą Twoich sług. Którykolwiek z nich ją poznał, ten sławił, czcił i miłował Ciebie w niej. Bo czuł w jej sercu Twoją obecność, której też dawało świadectwo całe jej świątobliwe życie. Tylko jednego miała męża. Rodzicom swoim odwdzięczyła się za to, co od nich otrzymała. Domem troskliwie i pobożnie się zajmowała i sławiono ją za uczynki miłosierne. Wychowała dzieci i tylekroć na nowo przeżywała ból macierzyński, ilekroć widziała, że one od Ciebie odchodzą.

Następnie Święty wspomina rozmowę o życiu wiecznym ze swoją ciężko chorą matką:

Gdy zbliżał się dzień, w którym miała odejść z tego życia - ów dzień Ty znałeś, a my nie wiedzieliśmy o nim - zdarzyło się, jak myślę, za tajemnym Twoim zrządzeniem, że staliśmy tylko we dwoje, oparci o okno, skąd się roztaczał widok na ogród wewnątrz domu gdzieśmy mieszkali - w Ostii u ujścia Tybru. Tam właśnie, z dala od tłumów, po trudach długiej drogi nabieraliśmy sił do czekającej nas żeglugi. W odosobnieniu rozmawialiśmy jakże błogo. Zapominając o przeszłości, a wyciągając ręce ku temu, co było przed nami, w obliczu prawdy, którą jesteś Ty - wspólnie zastanawialiśmy się nad tym, czym będzie wieczne życie zbawionych, to, czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, i co w serce człowiecze nie wstąpiło (por. 1 Kor 2, 9). W tęsknocie otwarliśmy nasze serca dla niebiańskiego strumienia płynącego z Twojego zdroju, zdroju życia, który u Ciebie jest, abyśmy na tyle zroszeni jego wodą, na ile to było dla nas możliwe, zdołali w jakiś sposób dosięgnąć myślą owej wielkiej tajemnicy.

W kolejnym fragmencie św. Augustyn przytacza treść rozmowy z matką, która doczekała się spełnienia największego pragnienia jej serca - powrotu jej syna do Boga:

Ty wiesz, Panie, że kiedyśmy w owym dniu to mówili, pośród tych słów rozsypywał się nam w marność świat doczesny ze wszystkimi swoimi rozkoszami. Wreszcie rzekła ona: „Synu, mnie już nic nie cieszy w tym życiu. Niczego już się po nim nie spodziewam, więc nie wiem, co ja tu jeszcze robię i po co tu jestem. Jedno było tylko życzenie, dla którego chciałam trochę dłużej pozostać na tym świecie: aby przed śmiercią ujrzeć ciebie chrześcijaninem katolikiem. Obdarzył mnie Bóg ponad moje życzenie, bo widzę, jak wzgardziwszy szczęściem doczesnym stałeś się Jego sługą. Co ja tu robię jeszcze?”.

Augustyn opisuje także ostatnie godziny życia św. Moniki:

Podczas choroby pewnego dnia omdlała i na krótki czas straciła przytomność. Zbiegliśmy się do niej, lecz niebawem odzyskała przytomność, popatrzyła na stojących nad nią - mnie i mego brata - jakby ze zdziwieniem i zapytała: „Gdzie byłam?”. A gdy spostrzegła, że stoimy niemi z przerażenia i smutku, powiedziała: „Tu pochowacie waszą matkę”. Ja nadal milczałem i dusiłem w sobie płacz. Brat zaś powiedział coś w tym sensie, że byłoby dla niej lepiej gdyby umarła we własnym kraju, a nie na obczyźnie. Spojrzała na niego z niepokojem i same jej oczy wyrażały naganę za takie poglądy. A zwróciwszy wzrok ku mnie, rzekła: „Słyszysz, co on mówi?”. I znowu przemówiła do nas obu: „To nieważne, gdzie złożycie moje ciało. Zupełnie się o to nie martwcie! Tylko o jedno was proszę, żebyście - gdziekolwiek będziecie - wspominali mnie przed ołtarzem Pańskim”.

Święty przekazuje nam w Wyznaniach doświadczenie wielkiego smutku:

Gdy zamykałem jej oczy, spłynął do mego serca niezmierny smutek, który przelałby się obfitymi łzami, gdybym nie powstrzymywał tego płaczu rozpaczliwym wysiłkiem woli, dopóki oczy nie oschły. Ciężkie to było zmaganie. Adeodat, ledwie skonała, wybuchnął głośnym płaczem. Wszyscy razem musieliśmy go uciszać. Także we mnie wszystko, co było dziecinne, wzbierało płaczem, ale bardziej dojrzały głos serca upomniał mnie i zmusił do spokoju. Nie wydało się nam godziwe, żeby śmierć takiej matki oblewać łzami, osnuwać skargą i lamentem. Tak się zazwyczaj opłakuje śmierć uważaną za nieszczęście albo za całkowite unicestwienie. Ona zaś ani nie umierała nieszczęśliwie, ani nie osuwała się w nicość. Byliśmy tego pewni, bo wiedzieliśmy, jak cnotliwie żyła, a przy tym wiara nasza była prawdziwa, nie udawana, oparta na niezachwianych argumentach. Cóż to więc w głębi tak bardzo mnie bolało, jeśli nie owa rana tak świeża, powstała po nagłym rozerwaniu najsłodszej, najdroższej wspólnoty życia z moją matką? Znajdowałem ulgę w pamięci o tym, że kiedy w ostatniej chorobie czule się nią opiekowałem, nazywała mnie dobrym synem i z wielkim wzruszeniem mówiła, iż nie przypomina sobie, by kiedykolwiek usłyszała ode mnie jakieś twarde albo wyzbyte szacunku słowo. Ale, o Panie, któryś nas oboje stworzył, czyż mogło być jakiekolwiek porównanie między czcią, jaką jej świadczyłem, a jej oddaniem dla mnie? Gdy traciłem tak wielką pociechę, jakiej mi ona zawsze udzielała, dusza moja była rozdarta, a życie wydawało się zburzone. Bo było to przedtem wspólne życie jej i moje.

Na koniec św. Augustyn prosi o modlitwę w intencji zmarłej ukochanej matki:

Teraz, kiedy moje serce już się wyleczyło z owej rany, która mogła świadczyć o nadmiarze ziemskiego przywiązania, wylewam przed Tobą, Boże nasz - w intencji owej służebnicy Twojej - łzy zupełnie inne, wypływające z duszy wstrząśniętej świadomością niebezpieczeństw, jakie zagrażają wszystkim, którzy w Adamie umierają (por. 1 Kor 15, 22). Wprawdzie moja matka ożyła w Chrystusie, jeszcze zanim rozstała się z ciałem, i tak przeszła przez życie, że ze względu na jej wiarę i obyczaje sławiono Twoje imię, ale się nie ośmielę twierdzić, że od czasu, gdy Ty ją odrodziłeś przez chrzest, żadne nie padło z ust jej słowo sprzeczne z Twoim przykazaniem.

Możemy prosić Pana Boga o dar odbycia podobnej rozmowy z najbliższymi i ciężko chorymi osobami. A jeśli tej rozmowy nie udało nam się przeprowadzić, to możemy ją dokończyć, gdy nawiedzamy groby naszych bliskich i przyjaciół. Są osoby, które mają zwyczaj modlić się przy grobach swoich bliskich w niedziele. Bywa i tak, że czasem szeptem lub głęboko w sercu z nimi rozmawiają. Nasi bliscy zmarli, których z wdzięcznością wspominamy, słyszą nas, bo są w ręku Boga Żywego!

 

Przeczytaj także

ks. Dariusz Wiśniewski SJ
bp Karol Wojtyła
ks. Stanisław Łucarz SJ
ks. Bogdan Długosz SJ
ks. Robert Grzywacz SJ
Benedykt XVI
ks. Stanisław Biel SJ
ks. Jakub Kołacz SJ

Warto odwiedzić