Studzianna - Poświętne

21 cze 2015
Jan Gać
 

W centralnej Polsce, przy drodze z Tomaszowa Mazowieckiego do Radomia, w krainie spalskich lasów i pól ziemi opoczyńskiej leży mała wioska Studzianna, wymiennie zwana też Poświętnem. Niewysokie wzniesienie na obrzeżach wsi, tuż przy drodze, zajmuje gigantyczny kościół, a przy nim nie mniejszy klasztor.

Budowla tak imponuje rozmiarami i wyglądem, w dodatku z wyniesioną ku niebu ogromną kopułą, iż może kojarzyć się ze wznoszonymi w XVII w. na Kresach obronnymi klasztorami polskich magnatów. Bo i ta próbuje mieć przynajmniej replikę murów obronnych. Fasada kościoła jest do tego stopnia „rzymska”, iż chciałoby się szukać dla niej inspiracji nie gdzie indziej, jak właśnie nad Tybrem. Po co komu taki kościół w tak mizernej wiosce? A i w okolicy same tylko pustkowia, znikomość wsi i osad, bo to ziemia kiepska, piaszczysta, ugory i nieużytki.

Wchodzącego do kościoła zalewa obfitość światła dziennego, wpadającego przez widne, duże okna w pasie ponad gzymsem bocznych filarów. Wszystko jest tu utrzymane w ciepłych barwach: i malowidła na sklepieniach, i prospekt organowy, i dekoracja bocznych ołtarzy, bo barok musi być radosny i odświętny. Przy czym niespodzianka – ołtarze boczne zachowują umiar, nie są przeładowane ornamentami, w czym lubuje się zwykle barok, głównie ten późniejszy, przechodzący w odmianę rokoko. Tu panuje dostojny umiar, nawet w ołtarzu głównym, gdzie widnieje łaskami słynący od ponad 300 lat obraz.

 

 

Obraz – średniej wielkości – przedstawia Rodzinę Nazaretańską w sposób daleko odbiegający od przyjętej w tym temacie konwencji. Oto przy mieszczańskim stole zastawionym wiktuałami Maryja i Józef posadzili na krześle Chłopczyka, już sporego. Wygląda On na trzylatka, ma spięte kokardkami krótko strzyżone włoski, jest ubrany w przepasaną w pasie sznurem suknię koloru szkarłatnego z wyrzuconym pod szyjką koronkowym żabotem. Nad Chłopcem pochyla się Józef, mężczyzna potężnej postury z czepcem na głowie, i poi dziecko winem ze szklanego pucharu. Chłopczyk o krągłej twarzyczce krzywi się, ale pije, a do wypicia ma pełną jego zawartość. Cierpliwy Józef jakby chciał powiedzieć: pij, Dziecko, pij, do dna. Znając epilog posłannictwa Jezusa, możemy uznać ten gest podawania wina za zapowiedź kielicha z Getsemani, kiedy u kresu swej misji Jezus musiał wypić, chociaż prosił swego Ojca, aby zechciał oddalić kielich goryczy: Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty (Łk 26, 39). Myślę, że anonimowy artysta z XVII w. chciał w tym intrygującym obrazie wyrazić tę właśnie treść; jest jednak głębsza jeszcze treść – antycypacja Eucharystii, bo przecież wino w czasie przeistoczenia przemienia się w Krew Chrystusa.

Intrygująca jest również postawa Maryi, mieszczki schludnie ubranej w obfite, raczej drogie, szeleszczące suknie, Matki, która bez słowa sprzeciwu, raczej z pełnym przyzwoleniem, przypatruje się czynnościom Opiekuna, trzymając w prawej dłoni słodką gruszkę, być może jako osobliwy deser po cierpkim smaku wina. Na stole widzimy ustawioną przed Chłopczykiem filiżankę z jakimś napojem, obok leży łyżeczka w kolorze czerwonym (wszędzie jest dominanta czerwieni, także w oparciu krzesła), jest jabłko, są wiśnie, a pośrodku na szklanym talerzu czeka na spożycie prawdopodobnie pieczone kurczę, chociaż symbolicznie pasowałby tu raczej baranek. Przyciemnioną scenerię rozjaśnia światło świecy osadzonej w lichtarzu, jak u holenderskich i francuskich tenebrystów. I jest jakiś przedmiot o kształcie klepsydry odmierzającej upływ czasu.

Badacze nie doszli autorstwa obrazu, jakkolwiek skłonni są przypisywać dzieło artyście z kręgu XVII-wiecznych twórców zachodnich, może nawet uznać, że wywodzi się z warsztatu samego Jacques’a Callota (+1635), rysownika działającego w Lotaryngii, którego grafiki mogły być dla kogoś inspiracją do namalowania obrazu. Niektórzy przypisują jego powstanie polskiemu mistrzowi, który musiał znać prace obcych miedziorytników. Tak czy inaczej, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach obraz znalazł się w połowie XVII w. w posiadaniu okolicznych szlachciców z rodziny Starołęskich, którzy gospodarzyli w rejonie Studziannej. Bliżej zainteresował się nim ks. Jan Stanisław Zbąski, późniejszy biskup przemyski i warmiński, blisko skoligacony z rodziną posiadaczy obrazu. Ponieważ po potopie szwedzkim wzrastał kult Świętej Rodziny przedstawionej w obrazie przechowywanym tymczasowo w dworskiej kaplicy, podjęto myśl o budowie dlań sanktuarium, tym bardziej że prymas Mikołaj Prażmowski w 1671 r. ogłosił obraz cudownym. Myśl o budowie nowej świątyni została zmaterializowana kilkadziesiąt lat później, kiedy na miejscu skromnego kościoła wzniesiono gigantyczną bazylikę, konsekrowaną w 1748 r. Dziełu temu patronowali księża filipini sprowadzeni w tym celu do Studzianny z Gostynia Wielkopolskiego, gdzie zakon ten posiada równie monumentalne sanktuarium budowane w stylu barokowym.

 

Warto odwiedzić