To nie w porządku

06 lut 2016
Mikołaj Świerad
 

Przyjemnie było odwiedzać wujka. Mieszkał w ładnej okolicy i zawsze – zimą czy latem – ciekawie spędzali tam czas. Sama podróż również była ekscytująca, szczególnie dla Jaśka. Uwielbiał samochodowe wycieczki, odkąd zaś rodzice kupili nowe auto, korzystał z każdej okazji, by się nim przejechać.

W oknach płonęły choinki, kolorowo oświetlone drzewka rozświetlały przyprószone śniegiem ogrody, a oni jechali przed siebie, rozpraszając reflektorami zapadający mrok; droga była daleka.

Jaś zazdrościł starszej od niego Elizie, że siedzi z przodu. Sam był jeszcze zbyt mały i musiał podróżować w tyle na specjalnym foteliku.

Przejazd kolejowy był charakterystycznym punktem na trasie. Stąd już tylko „rzut beretem” do drogi krajowej.

– Popatrzcie – tata pokiwał głową z wyraźną dezaprobatą – ludzie przechodzą mimo opuszczonego szlabanu. Czy to mądre? Przecież zaraz nadjedzie jakiś pociąg.

Samochód sunął cicho. Przy wjeździe na krajówkę nieco zwolnił, minął znak „stop” i podążał już na zachód, ku domowi.

– Widzicie, jak noszenie odblasków poprawia widoczność? – zauważył tata, kiedy mijali kilku pieszych.

– Tak, tato, ale ty sam ich nie nosisz – odparła, śmiejąc się Eliza.

– Nie mieszkamy na wsi. Poza tym, jestem dorosły.

– Gazu, gazu, dogońmy tamten samochód! – wołał podekscytowanym głosem Jasiek. –W końcu nasz jest lepszy!

– Przestań tak mówić! – upomniała go dziewczynka – I pozwól tacie skupić się na drodze.

Szkoda, iż mama nie mogła z nimi jechać. Jak na złość, dyżur w szpitalu wypadł zupełnie nieoczekiwanie właśnie w ten weekend. Dzwonili do niej, przekazując sobie po kolei aparat. A potem zatelefonował kolega z pracy tatusia i rozmawiali o jakichś ważnych rzeczach.

Różaniec zapleciony wokół wstecznego lusterka dyndał jednostajnie. Monotonną jazdę, bo tata starał się przestrzegać ograniczeń prędkości, przerywały niebezpieczne manewry innych uczestników ruchu. Szosa wydawała się równa i sucha, więc co jakiś czas wyprzedzały ich inne samochody, niektóre nawet „na trzeciego”. Eliza miała wrażenie, że wszyscy zwalniali jedynie, gdy na horyzoncie pojawiały się samochody drogówki. Mrugali wówczas do siebie światłami, ostrzegając w ten sposób o „niebezpieczeństwie” i dziewczynka zauważyła, że mrugał też i tata.

– Tato, ty co innego mówisz, a co innego robisz – powiedziała całkiem spokojnie i z uśmiechem. – Mówisz o odblaskach, jednak sam nigdy nie użyłeś tych, które masz. Nie zatrzymałeś się na znaku „stop”. Rozmawiałeś przez telefon, a teraz jeszcze ostrzegasz innych przed patrolem policji. To nie w porządku. Nie gniewaj się, że mówię w ten sposób. Po prostu nie chcę, aby przytrafiło się coś złego.

Atmosfera w samochodzie wyraźnie „się zagęściła”, na szczęście ponownie zadzwonił telefon. Ale teraz tata już nie odbierał. Poprosił Elizę, aby sprawdziła, kto dzwoni, następnie oznajmił, iż będą musieli zrobić sobie krótką przerwę. Dzieci obserwowały tatę, jak rozmawia na zewnątrz.

– Ale jesteś czepialska! Na pewno go zdenerwowałaś – rzucił obwiniającym tonem Jasiek.

– Nie zrobiłam nic złego – odparła głosem pewnym siebie. – A ty? Dlaczego pozwalasz, by tata narażał siebie i nas? Słyszysz? – odwróciła się, nie mogąc doczekać się odpowiedzi i spojrzała bratu prosto w oczy. – Czemu nic nie powiesz?

 

Warto odwiedzić