Ogień
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął”.
Ogień kojarzy się nam z tym, co najstraszniejsze. To jeden z najgroźniejszych żywiołów. Nie dziwi nas, że tam, gdzie rozszalały ogień swoimi płomieniami pożera ludzki dobytek, tę grozę ognia nawet ludzie niewierzący nazywają piekłem. Znam bogaty kraj, gdzie psychologowie zachęcają, aby w jakimś dramatycznym momencie wołać: „ogień, pożar” zamiast: „ratunku, pomocy”. Na słowo „ogień” ludzie jeszcze nie pozostają obojętni. Uświadamiając sobie grozę ognia, jak tu rozumieć słowa Jezusa, że to On – zatroskany o człowieka, który nawet trzciny nadłamanej nie złamie – przyszedł ogień rzucić na ziemię i pragnie, żeby zapłonął. Ogień, przyniesiony przez Jezusa, też swoimi płomieniami niszczy, lecz nie człowieka i to co dla niego najcenniejsze, ale to, co sam człowiek uzna za warte zniszczenia, spalenia, co zechce wyrzucić ze swego życia, bo inaczej te rzeczy będą niszczyć jego.
Ogień ma też pozytywne znaczenie. Rozpala energię do życia i działania, rozgrzewa serce, oświeca rozum. Właśnie taki ogień przyniósł Jezus na ziemię. Tym ogniem jest Jego miłość, która jednych ogrzewa, a innych parzy. W Biblii ogień jest symbolem oczyszczenia, bo pochłania to co ulotne, co trzeba odrzucić i więcej się za tym nie oglądać. Ten oczyszczający ogień nie tylko zostawia, ale i hartuje to co dobre, szlachetne i wartościowe.
Ogień, którym chce nas zapalić Jezus, niesie z sobą podział. To słowo też trzeba odczytać pozytywnie. Chodzi przede wszystkim o podział, który ma się dokonać w samym człowieku, podział między złą przeszłością a lepszą przyszłością, podział między życiem opartym na pseudowartościach a życiem w prawdzie. Jezusowy ogień przynosi także podział między ludźmi: tymi, którzy widzą w ogniu tylko jego moc niszczycielską a tymi, którzy rozpaleni Bożym ogniem chcą budować nowe, lepsze jutro. Ten podział jest czymś naturalnym, Jezus go zapowiedział: Odtąd pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu (Łk 49, 52). Tego podziału nie trzeba się bać, a nawet nie można chcieć go za wszelką cenę unikać. Najważniejsze jest, żeby stanąć w nim po właściwej stronie.