Chrystusowy ogień

10 cze 2013
Ojciec Jerzy
 

 

Nauczono nas patrzeć na Jezusa jako na Tego, który jest cichy i pokornego serca… łagodny i miłosierny… który trzciny nadłamanej nie złamie, nie zagasi knotka, o nikłym płomyku… który, gdy uderzą Go w jeden policzek, nadstawi drugi… Taki słodki Jezusek bardzo nam pasuje do naszej infantylnej wiary.

Taka Bozia zawsze przytuli, pogłaszcze, nie pogniewa się, gdy błądzimy, zawsze przebaczy. Wygodnie jest wierzyć w takiego Jezusa, skrojonego na nasze zapotrzebowanie. Tymczasem On sam mówi, że przyszedł rzucić ogień na ziemię, i to taki ogień, który przynosi rozłam; a my tak bardzo chcielibyśmy żyć w pokoju.

Ogień ma potrójne działanie: oświeca, ogrzewa i spala. Ogień, który rzuca na ziemię Chrystus, oświeca, żebyśmy w jego świetle mogli znaleźć właściwy sens życia i żebyśmy na drodze do celu nie pobłądzili; ogrzewa, bo jest znakiem miłości, bez której nie można żyć; spala to wszystko co złe i co przeszkadza nam w osiągnięciu celu, dla którego żyjemy.

Ten Jezusowy ogień jest dla wielu niewygodny. Dlatego świat stara się go zgasić i zastąpić rozmaitymi świecidełkami, blaskiem reklam i neonami zapraszającymi do zmysłowych uciech. Zadaniem chrześcijan jest podtrzymywanie tego Bożego ognia, ze świadomością, że nie wolno go tchórzliwie chować pod korcem, ale trzeba się mobilizować, by nie pozwolić go nikomu zgasić, i nieść go z odwagą. On bowiem daje światło i energię tym wszystkim, którzy szukają drogi do jedynego celu, dla którego warto żyć. Wiara uczy, że tego celu nie osiąga się na tym świecie. Jest nim tylko Bóg, a w Nim nasze wieczne szczęście.

Trzeba mieć świadomość, że Chrystusowy ogień jednym drogę oświeca, a innych oślepia, jednych grzeje, innych zaś parzy. Na tym właśnie polega ewangeliczny podział, jaki ten ogień wywołuje. Tego podziału nie unikniemy i nie zlikwidujemy go. Ważne jest tylko, żeby znaleźć się po właściwej stronie.

 

Przeczytaj także

Warto odwiedzić