Człowiek Kościoła
Człowiek Kościoła jako członek Ciała, niezależnie od pełnionej w nim funkcji, pozostaje wrażliwy na wszystko, co rani inne członki. Boli go wszystko to, co paraliżuje, obciąża i niszczy całe Ciało. Z jednej strony, nie mógłby zgodzić się na odłączenie od tego Ciała, a z drugiej, nie jest w stanie zdobyć się wobec niego na obojętność.
To sprawia, że cierpi z powodu wewnętrznych chorób Kościoła. Życzyłby sobie, by ten Kościół we wszystkich swych członkach był bardziej czysty i zjednoczony, bardziej uważny na wezwanie dusz, bardziej aktywny w swoim świadczeniu, bardziej żarliwy w swoim pragnieniu sprawiedliwości, bardziej duchowy we wszystkich sprawach, mniej skłonny do jakichkolwiek ustępstw na rzecz świata i jego kłamstwa.
Życzyłby sobie, by ten Kościół we wszystkich swych dzieciach „odprawiał Paschę czystości i prawdy”. Nie pielęgnuje utopijnego marzenia, zawsze oskarża najpierw samego siebie, ale jednocześnie nie przystaje na przypisywanie uczniów Chrystusa do „ludzkiego nadmiaru” ani na ich wyrzucanie na margines wielkich ludzkich prądów. Spontanicznie dostrzega dobro, cieszy się nim, stara się je pokazywać, ale jednocześnie widzi też błędy i niedostatki, ignorowane przez jednych i gorszące drugich.
Nie sądzi bynajmniej, żeby jego lojalność czy tylko doświadczenie zobowiązywały go do akceptowania wszelkiego nadużycia. Jest zresztą świadom tego, że wiele rzeczy zużywa się na skutek samego tylko upływu czasu, że w wielu dziedzinach potrzebna jest odnowa, by uniknąć zgubnych nowinek, i że „zryw reformy jest naturalny dla Kościoła”.
„Medytacje o Kościele”