Dla dzieci w Afryce
Idźcie i głoście… – oto duszpasterskie hasło na rok bieżący w kościele w Polsce. Stawiamy sobie pytania: kto ma głosić? gdzie, komu głosić? jak głosić? co to są misje? czym są misje? Te dylematy, stały się także naszymi i cały czas są nam bliskie, aktualne.
Wszystko zaczęło się od marzeń, poszukiwania własnego powołania. Jako młoda osoba, rozważając swoje życiowe plany, zamiary, myślałam o różnych drogach: mąż, rodzina, dzieci... Ale również realizowanie się w szeroko rozumianej pomocy bliźniemu. Co wybrać? Powołanie do życia w rodzinie, czy praca np. na misjach, dla tych, którzy są gdzieś daleko, w biedzie, potrzebujący? Wybrałam życie w rodzinie. Przeżyliśmy z mężem 43 lata w małżeństwie. Wychowaliśmy dzieci, mamy wnuki. Po latach, kiedy nasze dzieci mają już swoje rodziny i własne dzieci, odżyły długo pielęgnowane zamiary i marzenia o wyjeździe do pracy misyjnej. Jesteśmy z mężem emerytowanymi nauczycielami. Pan Bóg daje nam zdrowie i siły. Jesteśmy przekonani, że możemy i powinniśmy jeszcze coś dobrego zrobić dla innych. Zaczęliśmy więc szukać drogi do urzeczywistnienia swego drugiego po rodzinie powołania. Modliliśmy się: bądź wola Twoja.
Pan Bóg napisał najlepszy dla nas scenariusz. Poszukując, nawiązaliśmy kontakt ze Stowarzyszeniem Misji Afrykańskich (SMA) w Borzęcinie Dużym pod Warszawą. Stowarzyszenie zostało założone dla głoszenia Jezusa Chrystusa wśród plemion i ludów Afryki. W środowisku księży misjonarzy SMA i misjonarzy świeckich SMA przeżyliśmy kilka głębokich rekolekcji, dni skupienia, warsztatów i spotkań formacyjnych. W ten sposób poznaliśmy, ale i daliśmy się poznać tym, którzy rzeczywiście pracują i pracowali w dalekiej Afryce.
Nasze życie zawodowe poświęcaliśmy różnorodnej pracy z dziećmi specjalnej troski. W SMA zaproponowano nam wyjazd do Afryki, gdzie moglibyśmy spożytkować nasze pedagogiczne doświadczenia zawodowe w zakresie pracy z dziećmi niepełnosprawnymi. Z wieloma obawami i niepewnościami, oddając się woli Bożej, zdecydowaliśmy się wyjechać na misje do Tanzanii. W święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w kościele parafialnym Matki Bożej z Guadalupe w Laskach odbyła się nasza Msza św. posłania, którą koncelebrowali wraz z proboszczem parafii księża z Tanzanii. Oprawę muzyczną prowadzili młodzi Tańzańczycy przybyli na Światowe Dni Młodzieży, którzy nazajutrz wracali do kraju. Otrzymaliśmy uroczyście krzyże misyjne oraz Pismo Święte i zostaliśmy poleceni modlitwom parafian. Wyjechaliśmy 17 sierpnia 2016 r. – w Roku Miłosierdzia.
Naszym domem w Tanzanii był dom misyjny w Bugisi. Jest to duża parafia misyjna, położona około 50 km na południe od Shinyanga w północnej części Tanzanii. W Bugisi pracują poza księżmi SMA i misjonarzami świeckimi również siostry Matki Bożej Królowej Apostołów (OLA – Our Lady of Apostles), które prowadzą szpital, przychodnię zdrowia, szkołę zawodową i podstawową. Miejscem naszej pracy misyjnej, do którego zostaliśmy posłani, był rządowy ośrodek Buhangija niedaleko miasta Shinjanga, na południe od Jeziora Wiktorii. Jest to miejsce, gdzie przebywa około trzysta dzieci niewidomych, głuchoniemych i albinoskich. Skierowanie nas przez SMA do tego ośrodka było zrozumiałe ze względu na nasze doświadczenie zawodowe. Do pracy w ośrodku Buhangija każdego dnia dojeżdżaliśmy samochodem misyjnym.
Zaplanowaliśmy pracować z dziećmi niewidomymi w zakresie nauki przystosowania do samodzielnego życia, samodzielnego poruszania się, a także mieliśmy wspomagać pracowników pedagogicznych ośrodka swoim doświadczeniem. Ośrodek jest placówką rządową, a co za tym idzie – biedną. Dzieci mieszkają w przepełnionych salach internatowych. Warunki, w jakich przebywają i uczą się, należy określić jako bardzo trudne. Wyżywienie, dostęp do wody i warunki sanitarne w ośrodku pozostawiały wiele do życzenia.
Po zapoznaniu się ze strukturą funkcjonowania ośrodka włączyliśmy się w jego codzienny tryb życia. W godzinach przedpołudniowych prowadziliśmy zajęcia z dziećmi przedszkolnymi oraz tymi, które nie chodziły do szkoły; w godzinach popołudniowych – z dziećmi, które wróciły ze szkoły.
Przystąpiliśmy do swoich zaplanowanych zajęć, ale bardzo szybko okazało się, że trzeba je w sposób zasadniczy przeorganizować. Należało bowiem zajmować się ogromną ilością dzieci garnących się do nas każdego dnia, kiedy tylko zjawialiśmy się w ośrodku. Nasz czas musiał być dzielony na pracę indywidualną z poszczególnymi uczniami niewidomymi, pracę z małymi dziećmi albinoskimi oraz pracę zespołową z pozostałymi dziećmi ośrodka. Organizowaliśmy więc grupowe zajęcia ruchowo-zabawowe, plastyczne, w których z zadowoleniem, radością i chętnie brało udział wiele dzieci. Równocześnie wykazywały one ogromną potrzebę bliskości i kontaktu z nami. Wszyscy pracownicy, tj. wychowawcy, nauczyciele przyjmowali nas bardzo życzliwie.
Materiały edukacyjne potrzebne w danym dniu nosiliśmy z sobą w plecakach, bo w ośrodku nie było miejsca na ich przygotowanie czy przechowywanie. Każdego dnia, gdy kończyliśmy zajęcia, do bramy odprowadzała nas duża grupa żegnających nas dzieci. Wsiadając do misyjnego samochodu, widzieliśmy gromadę przyklejonych do bramy dzieci wołających: tutaonana kesho! – do zobaczenia jutro!
W Tanzanii czuliśmy się bardzo dobrze, bezpiecznie, doświadczając przyjaznych kontaktów z mieszkańcami i spotykanymi ludźmi. Naszą pracę wśród dzieci w Buhangija kończyliśmy z uczuciem niedosytu i świadomością, że cztery miesiące pobytu na misjach to bardzo, bardzo krótko.