Błogosławieni
Błogosławieństwa wprowadzają nas w Boskie życie. Bóg jest Darem. Ojciec cieszy się wyłącznie dawaniem. Syn cieszy się otrzymywaniem i odwzajemnianiem: Ojcze, wszystko Twoje jest moje. I wszystko moje jest Twoje.
Ubogiemu bliska jest ta wymiana, ta Boża dynamika, bogaty zamyka się na nią. Ewangelia jest głoszona ubogim, to znaczy wszystkim, którzy są wystarczająco wolni, oderwani, gotowi na to, aby wejść w wielką Bożą radość daru otrzymywanego i oddawanego. Znakiem Boga objawiającego się jest Jego wychodzenie naprzeciw oczekiwaniom ubogich.
Błogosławieństwa stanowią pierwszy kontakt z żywym Bogiem: objawienie się Jego w nas. Widzimy to, co jest niepodobne do nas i zaczynamy widzieć, do czego Bóg jest podobny. Ewangelia pokazuje jakby na światłoczułej kliszy obraz dotychczas niewidoczny dla naszych oczu. Bóg przedstawia się nam, staje się dla nas wyraźniejszy, pokazuje nam wreszcie swoją twarz. Każe nam się zastanowić, wskazuje swoją drogę i zachęca przyjaźnie, byśmy się do Niego dołączyli. Co Mu odpowiemy? Co zrobimy? Co zrobili ci, którzy otaczali Jezusa na Górze Błogosławieństw?
Kiedy Bóg proponuje komuś swoje szczęście, zaczyna budzić w nim dwojaką, wspaniałą, gwałtowną dynamikę: oburzenie, odrzucenie, gniew, lęk, lecz także pragnienie. Człowiek zostaje w jednej chwili niejako oszołomiony zaproszeniem Pana i wyróżniony absolutnym wymogiem zdecydowanego i zasadniczego wyboru.
Jedni w tej sytuacji wycofują się tchórzliwie do swych kryjówek, od tej chwili unikając spotkania z Jezusem, słuchania Go i myślenia o Nim. Łatwo uciec przed Bogiem, bo On nikogo nie zmusza. On czeka! Wzywa z nieskończoną cierpliwością, lecz nie robi niczego wbrew tym, którzy zamykają się na Jego wzrok i głos, którzy sprytnie i uparcie udają, że Go nie rozpoznali. Inni, również przerażeni, wstrząśnięci, oszołomieni, nadal Go słuchają. I w miarę jak mówi, zaczynają czuć, rozumieć, że właściwie to oni czekają na te niesłychane rzeczy. Więcej: że od zawsze czekali na to, aby uwierzyć w Tego, który odważył się takiej wiary od nich wymagać. To jedyne tylko w swoim rodzaju całkowite wymaganie mogło odpowiadać ich ogromnemu oczekiwaniu. To rosa, która nagle obudziła jakąś najgłębszą część ich samych: czują, że prawdziwa religia może być tylko taka; że Ten, który żąda porzucenia tylu rzeczy, spraw... może ich równocześnie od nich uwolnić. Tylko Ten, który wymaga, może dać odwagę dokonania tego.
Największa ofiara jest największym wyzwoleniem. Ponieważ Temu, który ogołaca nas ze wszystkiego, jesteśmy zobowiązani całkowicie zaufać. Tak radykalne wymaganie miłości zakłada całkowite podjęcie odpowiedzialności: jeśli powierzamy się Jemu, musimy oddawać Mu sprawy, którymi On nas tak odważnie obarcza. To Jego sprawy! I ta radość: ponieważ każdy czuje, że w tym spełnia się marzenie jego młodości, nadzieja, że pewnego dnia tak właśnie będzie dawać, kochać i będzie kochanym.
Bóg, zanim ogłosił swoje Błogosławieństwa na Górze, wypowiedział je wcześniej do Maryi z Nazaretu. Ona z radością odpowiedziała na nie słowami Magnificat, który jest pieśnią triumfalną Błogosławieństw. Bóg przekreślił wszystkie plany Maryi, a Ona ucieszyła się, że Pan zwrócił oczy na ubóstwo swojej Służebnicy. Kiedy człowiek pozbawia się wszystkiego, tworzy w sobie miejsce na działanie Boże. On napełnia dobrami głodnych, biednych, pozbawionych wszystkiego, wykorzenionych, wywłaszczonych ze szczęścia, gotowych na wszystko, jak Abraham i jego potomstwo na wieki. Dla takich Bóg czyni cuda.
na podstawie: Louis Evely SJ, C’est toi, cet homme. Rencontres avec le Christ,
Oprac. I tłum. ks. Stanisław Pyszka SJ