W sidłach zła

13 sty 2015
ks. Stanisław Łucarz SJ
 

Kiedy zły duch zesłany przez Boga napadał na Saula, Dawid brał cytrę i grał. Wtedy Saul doznawał ulgi, czuł się lepiej, a zły duch odstępował od niego. (1 Sm 16, 23)

To niezwykła scena: Dawid grający na cytrze i słuchający go król Saul. Saul żyje w udręce, bo oddalił się od Boga, postawił na siebie samego i przez to stał się zakładnikiem złego ducha. Ciągle towarzyszy mu niepokój, przechodzący czasami w lęk i wściekłość, bo ta udręka staje się nie do zniesienia. Czemu jednak tak jest? Skoro Saul jest w mocy złego ducha, to przecież ten duch powinien traktować go dobrze i posługiwać się nim jako swym narzędziem. Czemu zły duch niszczy swe ludzkie narzędzia? Odpowiedź jest prosta: człowiek stworzony jest na obraz Trójjedynego Boga, który jest Miłością. Zły duch natomiast to przeciwieństwo miłości. On żyje nienawiścią. Tradycja Kościoła nazywa go wprost nieprzyjacielem natury ludzkiej, bo najgłębszą naturą człowieka jest kochać i być kochanym. Już w tym momencie, gdy zły duch dotyka człowieka, pojawia się dysonans. Tym bardziej, kiedy go opanowuje jak w przypadku Saula. Wtedy życie człowieka staje się kakofonią – karykaturą harmonii.

Z Dawidem jest przeciwnie, bo w nim obecny jest Duch Pana – duch Miłości. Dlatego Dawid jest spokojny i promieniuje harmonią. Słudzy Saula starają się pomóc swemu władcy – przywrócić mu harmonię. Ktoś radzi, że najlepszym sposobem będzie gra na cytrze. Nie przypadkiem okazuje się, że najlepiej na cytrze gra właśnie Dawid. Owa gra Dawida to nie tylko muzyczna wirtuozeria. To wyraz głębokiej harmonii, jaką on nosi w sobie. Dawid, owszem, jest artystą, ale harmonia, którą wydobywa z instrumentu, płynie z jego wnętrza. To harmonia, którą rezonuje jego dusza pod wpływem Bożego Ducha.

Psalm 42 mówi: Przepaść przyzywa przepaść hukiem swych wodospadów. To przepaść ludzkiego serca spragnionego miłości przyzywa przepaść Boga, która jest samą Miłością. Jeśli te przepaści się spotkają, człowiek doświadcza pełni. Jeśli nie, zieje w nim pustka. Tej przepastnej pustki doświadcza Saul i wszyscy jemu podobni. Z jednej strony ma wszystko, czego może życzyć sobie człowiek tego świata: władzę, dostatek, przyjemności; z drugiej trawi go wewnętrzny niepokój, który to wszystko zaprawia goryczą bezsensu.

Harmonia grającego Dawida udziela się, owszem, Saulowi, ale na krótko – jakby go na moment egzorcyzmowała. Słuchając gry Dawida, król uspokaja się, ale to spokój tylko chwilowy, bo serce Saula pozostaje niezmienione. Niepokój szybko powraca. Prawdziwego pokoju bowiem – Bożego pokoju – nie da się uzyskać przez wpływ zewnętrzny. To wnętrze – serce – musi się przemienić. U Saula przemiana ta nie następuje. Jest wręcz coraz gorzej. Z czasem Saul staje się agresywny także w stosunku do samego Dawida. Dwukrotnie, gdy ten gra na cytrze, próbuje przebić go dzidą. Tekst natchniony mówi, że Saul bardzo bał się Dawida. Ale dlaczego? Nie miał przecież po temu powodów. Dawid był lojalny wobec króla i co więcej, nie dysponował żadnymi środkami przemocy, żeby mu zagrozić. Skąd więc ten strach? Diagnoza autora natchnionego jest prosta i brzmi niemal jak refren: bo Pan był z [Dawidem], a od Saula odstąpił.

Zło jest brakiem dobra – pisał ongiś św. Augustyn. Ostatecznie jest ono brakiem Boga w człowieku. Jest jakby zahipnotyzowane sobą samym – dlatego wszędzie widzi zło i próbuje je złem zdusić. Człowiek opanowany przez nie wpada w spiralę samozniszczenia, niszcząc i innych. Saul jest tego przykładem i zarazem ostrzeżeniem.

 

Przeczytaj także

Warto odwiedzić