Wszystko dla Serca Jezusowego

02 lip 2016
s. Celina Natalia Tendajt.
 

Idź, a gdzie będziesz, rozszerzaj nabożeństwo do Serca Jezusowego – tymi słowami pożegnał swoją dotychczasową penitentkę ks. Antoni Nojszewski, wręczając jej niewielki oleodruk – wizerunek Maryi i Dzieciątka Jezus z wyraźnie przedstawionym sercem.

Penitentką tą była Ludwika Szczęsna, w ukrytym zgromadzeniu Sług Jezusa znana jako s. Honorata. Jej wyjazd z Lublina nie był planowany – pracowała w nim zaledwie trzy lata. Podjęcie decyzji o przeprowadzce wymusiła niespodziewana rewizja przeprowadzona przez carskich żandarmów w pracowni krawieckiej przez nią prowadzonej. Słowa spowiednika niejako „odczarowywały” całą sytuację. Były zaproszeniem, by spojrzeć na bolesną rzeczywistość nie jak na porażkę, lecz jak na nową szansę...

Rok później s. Honorata znalazła się w Krakowie, gdzie świątobliwy kapłan, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, ks. Józef Sebastian Pelczar (kanonizowany przez Jana Pawła II w 2003 r.), zaprosił Sługi Jezusa do pracy w tzw. przytulisku dla służących. Nie minęło wiele czasu od jej przyjazdu, gdy ks. Pelczar zrozumiał, że wolą Bożą jest powstanie zupełnie nowego zgromadzenia, Służebnic Serca Jezusowego. Na jego czele stanęła Ludwika Szczęsna, przybierając imię Klara. Nie wiemy, za czyją inspiracją tworząca się wspólnota zakonna została poświęcona Sercu Jezusa – można domniemywać, że było to pragnieniem założyciela, św. J.S. Pelczara. Jedno jest pewne – s. Klara obrała służbę Bożemu Sercu za program życia.

Wychowana w prostej wiejskiej rodzinie, w dorosłym wieku pomagająca służącym, s. Klara musiała w pewnym momencie swojego życia odkryć, że każdy komuś lub czemuś służy. Dlatego bycie wezwaną do służby Bożemu Sercu poczytywała sobie jako wielkie wyróżnienie. Mawiała: O jakeśmy szczęśliwe, że Serce Boże nas na wyłączną sobie służbę powołało! Musimy się bardzo przed Panem naszym ukrytym w cyborium upokarzać na modlitwie, dziękować, prosić o wytrwanie w służbie Bożej.

Co jednak znaczy służyć Sercu Jezusowemu? Dla przyszłej błogosławionej znaczy to przede wszystkim czynić to, co czyni każdy dobry służący, a więc nie tylko spełniać polecenia pod groźbą kary, ale „wmyślać się” w pragnienia, nawet te najdrobniejsze. Głównym zaś pragnieniem Bożego Serca jest – zdaniem s. Klary – byśmy się wzajemnie miłowali i to miłością, której tylko On może nas nauczyć. Pan Jezus, dając nam przykazanie miłości wzajemnej, chce, aby miłość nasza przybrała formę i podobieństwo Jego własnej miłości, to jest, aby była nadprzyrodzoną – dla Boga, w Bogu, nie z natury i zmysłów – pisze w notatkach rekolekcyjnych i dodaje: O jakże byś kochała bliźniego, gdybyś poszukała jego zasługi w Sercu cierpiącego Boga! Jakże innym okiem patrzyłabyś na tę osobę nieprzyjemną i tobie niemiłą, gdybyś widziała nieskończoną dla niej miłość Tego, który jest samą świętością i sprawiedliwością, i to słodkie miłosierdzie Jego dla tej, którą ty masz za niegodną.

Kolejnym wymiarem bycia służebnicą Bożego Serca jest – w przekonaniu s. Klary – odwzajemnienie miłości, jaką to Serce nas darzy. Hasłem jej życia stało się zawołanie: Wszystko dla Serca Jezusowego. Siostrom nowo powstałego zgromadzenia tłumaczyła, że trzeba całym życiem, każdą chwilą oddawać cześć Najświętszemu Sercu. I nie tylko samej odpłacać Mu miłością, ale tak działać, żeby miłość Zbawiciela była przez innych poznana i odwzajemniona.

Wreszcie, służyć Sercu Jezusa to stać się niejako Jego „przedłużeniem”, tj. upodobnić swoje serce na Jego wzór. Każdy w nas musi widzieć służebnice Serca Bożego, służebnice Serca miłosiernego, dobrego, na nędze otwartego – zwykła przypominać siostrom.

Oprócz wspomnianego wyżej miłosierdzia, dobroci i gotowości pospieszenia z pomocą potrzebującym, s. Klara pragnęła naśladować szczególnie posłuszeństwo, cichość, łagodność i pokorę Syna Bożego. Szczególnie fascynowała ją cichość i pokora Zbawiciela. Łagodność to charakter Jezusa, to promień Jego Boskiej pogody. Jezus był cichy, słodki, dobrotliwy. Reformuje Stary Zakon, wprowadzając doń łagodność i łaskawość. A nie chcąc blaskiem wielkości swojej olśnić duszy, woła słodko: „Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy cierpicie i obciążeni jesteście, pójdźcie wszyscy, znajdziecie odpoczynek. Ja lituję się nad wami. Jam przyszedł do was, oblokłem wasze ciało, poniosłem zbrodnie wasze, aby was pojednać z Ojcem i nauczyć was tajemnicy szczęścia, a ta jest: Uczcie się ode Mnie, że jestem cichy i pokornego Serca” – pisze s. Klara i podsumowuje: Oto duch Jezusowy!

W jej pismach znajdujemy jeszcze jedno określenie, bardzo kobiece, a mianowicie „słodycz”. Trzeba tu jednak zastrzec, że choć dziś takie słownictwo może razić sentymentalizmem i raczej odstręczać niż pociągać do kultu Serca Jezusa, to jednak na przełomie wieku XIX i XX określenie to było powszechnie stosowane. Dziś zamiast mówić „słodycz” powiedzielibyśmy raczej – delikatność wobec ludzkiej słabości, zdolność do empatii, przyjmowanie wobec innych postawy matki, a nie sędziego. Jednak jak każdy jest ona dzieckiem swojej epoki i takiego też – charakterystycznego dla swoich czasów słownictwa używa.

Prorocy, zapowiadając Jezusa, mówili: „Powiedzcie córce Syjońskiej: Oto król twój idzie cichy. Baranek wydan będzie i głosu nie wyda, trzciny nie złamie, kurzącego się lnu nie zagasi”. A jakże Jezus przewyższał jeszcze te proroctwa w rzeczywistości! Sama obecność Jego pełna słodyczy koiła smutki. (…) W życiu publicznym jakże cierpliwie znosił wady niepokonane uczniów swoich, słabość, nieświadomość, natarczywość rzeszy ściskającej Go. (…) Dusze zbłąkane z najsłodszym pobłażaniem przyjmował, tak że złość ludzka nazwała Go przyjacielem grzeszników – pisze s. Klara, wysnuwając z tego wniosek: Nic nas podobniejszymi nie czyni do Boga jak słodycz, a Bóg, widząc to podobieństwo, nie odmówi miłości. Pokój duszy, która posiada sama siebie, jest to uczestnictwo w chwalebnej, niezmiennej i nieporuszonej spokojności Bożej. Bóg jest Bogiem pokoju.

 

Warto odwiedzić