Ferie

20 lut 2016
Mikołaj Świerad
 

Ktoś zatupał na schodach, drzwi się otworzyły i do przedpokoju wwiało zimne powietrze oraz odrobinę płatków śniegu. Andrzej wrócił ze szkoły znowu z niestarannie zawiązanym szalikiem.

– Słyszałeś? – spytała babcia. – Wkrótce w naszej miejscowości gmina nada ulicom nazwy. Będzie miasto na wsi. Chłopiec przywitał się – w kuchni siedziała jeszcze sąsiadka – lecz wyraźnie nie miał humoru.

– Coś ty taki markotny? Niebawem ferie. – No właśnie – westchnął. – Radek leci do taty za granicę, Tosia na zimowisko, a my siedzimy w domu.

– Pewnie jak większość klasy – wtrąciła sąsiadka. – Ale przecież was jest trójka. Niech rodzice wyrobią Kartę Dużej Rodziny, będziecie mieli zniżki.

– U nas się nie przyda – powiedziała babcia. – Tu nie, ale do miasta niedaleko.

Andrzej przekazał nowinę Dagmarze, a ona wszystkim się zajęła; starsza siostra była urodzoną organizatorką, sprawdziła więc, jakie dokumenty mamusia ma złożyć w urzędzie gminy.

Tymczasem nadchodził koniec semestru. Teraz należało myśleć wyłącznie o podciągnięciu ocen.

Początek ferii powitało ochłodzenie. – Hura! Nareszcie można wyciągnąć sanki – radowali się Andrzej i najmłodsza Ania.

Dziadkowie zapisali całą trójkę na półkolonie do domu kultury. Dzieci hasały na sali gimnastycznej, odwiedziły zabytkowy pałac, zdobyły pewne umiejętności na lekcjach w pracowni komputerowej, wreszcie stworzyły kilka interesujących prac plastycznych.

Dokładnie w połowie przerwy zimowej, w dniu, kiedy mama odebrała kartę, chłopiec rozchorował się.

– Popatrz, ile zniżek! Do muzeów, teatrów, kin, księgarni – piszczała z radości Ania.

– Oraz na środki komunikacji, bo przecież trzeba jakoś dostać się do miasta. Rodziców również one obejmują – stwierdziła rzeczowo Dagmara.

W drugim tygodniu ferii tata zaplanował urlop. Miał zrobić im kulig, lecz odwilż pokrzyżowała plany. Jednak mimo niepogody tato nie dopuszczał do nudy i marnowania czasu. Pozwoliwszy im pospać nieco dłużej, angażował ich w niektóre domowe obowiązki: sprzątanie oraz gotowanie. Pilnował też, aby czytali – zwłaszcza leżący w łóżku Andrzej.

Parafia organizowała akurat konkurs na plakat pod tytułem „Stop nietrzeźwym kierowcom”, Dagmara ochoczo zabrała się zatem do pracy. Dawno nie mieli okazji spędzić z sobą tyle czasu co teraz. Godzinami grali w planszówki, w bierki albo w warcaby. Tata dziwił się, bo myślał, że dzieci trudno będzie oderwać od ekranów komputera czy telewizora. Bajki z kablówki zamienili na słuchowiska radiowe, które co wieczór przenosiły ich w świat wyobraźni.

– Co u Radka i Tosi? – spytała raz mama. – Dobrze, ale Radek pisze, że nudno. Ciągle gra w gry komputerowe. Jego ojciec dużo pracuje i wiele godzin spędza z dala od domu. A Tosia na obozie trochę tęskni za bliskimi.

Pod koniec ferii Andrzej wyzdrowiał. Wieczorem przed wyprawą do miasta Dagmara uprzedziła młodsze rodzeństwo:

– Tylko żadnych fast-foodów i centrów handlowych. Pamiętajcie, jedziemy do muzeów.

– Jak minęły ferie? – sąsiadka rozgrzewała dłonie o kubek ze świeżo zaparzoną przez babcię kawą.

Andrzej ochoczo opowiedział o wszystkich atrakcjach.

– Najważniejsze zaś – kończył, – że rodzice mogli poświęcić nam dużo czasu.

 

Warto odwiedzić