Przygotować świat

19 gru 2013
Mikołaj Świerad
 

Po raz pierwszy ujrzałam miasto o świcie parę lat temu. Jechałam do okulisty z mamą, było bardzo wcześnie rano, ale wówczas – czy to z przejęcia, czy też dlatego, że byłam młodsza i nie obserwowałam tak dokładnie otoczenia – z całej wyprawy zapamiętałam zaledwie tłok w autobusie oraz wschód słońca na tle wysokich, fabrycznych kominów.

Upłynęła trzecia i czwarta klasa, i oto teraz, gdy jestem w piątej, tato zaproponował mi, byśmy wstali trochę wcześniej i wybrali się na roraty. Chętnie się zgodziłam. Tyle ciekawego słyszałam o tych Mszach na lekcji religii. Do miasta jest daleko, całe szczęście, że rodzice mają już samochód.

Żółte światła pulsowały rytmicznie na skrzyżowaniach. Zwykle o tej porze jeszcze bym spała. Jechaliśmy przez puste, przyprószone śniegiem ulice. Ale zaraz? Czy rzeczywiście takie puste? Minął nas tramwaj pełen ludzi, spieszyli dokądś pierwsi przechodnie. Resztę drogi musieliśmy przejść – dalej nie można było wjeżdżać. To krótki odcinek, ale tyle się tu działo. Dozorca kamienicy mozolnie odmiatał śnieg, do zamkniętych jeszcze sklepów, w których już krzątały się ekspedientki, dostawcy nosili świeże pieczywo oraz gazety, pełną parą pracowała pługopiaskarka.

Przygotowują świat – pomyślałam sobie odruchowo, wchodząc do świątyni – jakże to inny, jakże niecodzienny widok.

Zdumiało mnie, że o tak wczesnej porze kościół tak szybko wypełnił się wiernymi. Słychać odgłos skrzypiących ławek, ktoś zakasłał. Rozpoczęła się liturgia, w  bladym świetle rzucanym przez płonące świece wyłoniły się kształty ołtarza. Chłonęłam wszystko zafascynowana.

Słuchałam kazania, po raz kolejny zdziwiona, jak bardzo dotyczy mojej osoby. Kapłan mówił, iż należy chcieć; chcieć z własnej, nieprzymuszonej woli, i opowiadał o chęci chodzenia do szkoły, rzetelnej nauki, a także uczciwej pracy, o chęci niesienia pomocy innym, wreszcie – spotkania z Panem Bogiem. W głowie od razu zrodziły się konkretne, jasne myśli. Ileż razy powtarzam „nie chce mi się odrabiać lekcji”, „chętnie pograłabym jeszcze na komputerze, a trzeba iść na korepetycje”, jak często wzbraniam się przed wstaniem chwilę wcześniej, żeby wyręczyć rodziców w robieniu kanapek do szkoły, unikam pomagania bratu. I czy zawsze bez ociągania udaję się na Mszę świętą i z uwagą w niej uczestniczę?

Z kościoła wyszłam podbudowana. Cała liturgia rorat oraz kazanie wywarły na mnie niesamowite wrażenie i wiedziałam, że na długo zostaną w mej pamięci.

Tymczasem nad miastem zawisł mroźny poranek. Noc zamieniła się w dzień. Włączając komórkę, spojrzałam na zegarek – o tej godzinie zazwyczaj dopiero szykuję się do wyjścia, czyszcząc w pośpiechu okulary i szukając drugiej rękawiczki. Nigdy nie zastanawiałam się, ile wysiłku trzeba włożyć, by „przygotować świat”. Dziś mogłam przekonać się o tym na własne oczy. Ach, ileż to pracy. Tak, ja również powinnam bardziej chcieć.

Szliśmy do auta po uprzątniętym chodniku, tato trzymał w torbie świeżutki chlebuś. Mimo soboty ulice zapełniły się już ludźmi. Właśnie zgasły latarnie, sygnalizator zamienił pulsujące żółte światło na zwykłą, tak dobrze wszystkim znaną sekwencję zielonego i czerwonego, a na bulwarach pojawiły się na spacerze pierwsze psy. Tato wypytywał, jak podobało mi się na Mszy i wspominał, że przez wiele lat, jeszcze będąc na studiach, przyjeżdżali tu z mamą. – Jak tylko Tymek trochę podrośnie, będziemy mogli wybrać się tu wszyscy razem – mówił z błyskiem w oku.

Auto sunęło powoli po szosie, z radia sączyła się cicho jedna z tych popularnych, świątecznych piosenek, a my rozmawialiśmy z ożywieniem: o szkole, babci i o tym, że zapowiadają odwilż i że dobrze byłoby wybrać się do parku ulepić bałwana.

 

Przeczytaj także

ks. Dariusz Wiśniewski SJ
ks. Marek Wójtowicz SJ
ks. Stanisław Groń SJ
ks. Stanisław Groń SJ
s. Bożena Maria Hanusiak
Piotr Pikuła
ks. Stanisław Łucarz SJ
ks. Stanisław Biel SJ
Ojciec Jerzy

Warto odwiedzić