Jestem chory

28 lut 2015
Mikołaj Świerad
 

W korytarzu zgasło światło, a chwilę potem skrzypnęły wejściowe drzwi. To rodzice. Wychodzą do pracy. Moje ucho łowi jeszcze niknące odgłosy ich kroków na klatce schodowej. Brat wyszedł na lekcje już wcześniej. Dziwnie cicho robi się teraz w tym gwarnym na co dzień mieszkaniu. Do wieczora będę sam. I pod żadnym pozorem nie wolno mi nikomu otwierać.

Zachorowałem na świnkę. To jedna z typowych chorób wieku dziecięcego. Inne dzieci w klasie też zachorowały – Piotruś, jak ja, ma świnkę, Ania ospę. I wstydzi się, taka wykropkowana, włączyć kamerkę w komunikatorze. Szkoda, że zachorowałem pod koniec ferii, bo zamiast pójść do szkoły, muszę jeszcze tydzień siedzieć w domu. Pomyślicie: „Fajnie, trzy tygodnie bez szkoły”, lecz wcale tak nie jest. Tęsknię do koleżanek i kolegów. Pewnie tyle interesującego dzieje się teraz w szkole. Zaplanowano konkurs ortograficzny, na który się przygotowywałem, i proszę – nie wezmę w nim udziału...

Ale nie próżnuję. Tata z mamą prosili, abym nie zmarnował czasu. W pierwszych dniach choroby byłem osłabiony, ale teraz, gdy czuję się lepiej, mogę zacząć działać. Rozpoczynam oczywiście od zjedzenia śniadania przygotowanego przez tatę. Bez pośpiechu odmawiam też poranny pacierz.

Kilka dni temu, usłyszawszy o mojej chorobie, dziadek życzył mi przez telefon szybkiego powrotu do zdrowia i zasugerował, bym włączył sobie bajki. Zaskoczyło go, że wcale nie mam ochoty tego robić. Wolę czytać – a co tam, skoro nie biorę udziału w lekcjach, przynajmniej nadrobię zaległości w czytaniu lektur. I nie tylko lektur! Przecież na święta dostałem wspaniałą książkę!

Kiedy zmęczę się czytaniem, biorę do ręki ćwiczenia albo podręczniki. W ciszy i skupieniu, nie rozpraszany przez nikogo, zagłębiam się w teksty bądź polecenia, nie zauważając nawet, jak prędko wciągają mnie poszczególne lekcje. Chętnie uczę się angielskiego, matematyki...

Niekiedy z okna obserwuję podwórze naszej kamienicy. Albo płatki śniegu, spadające miękko i cicho na zasłaną białym puchem ulicę. Ach, pojeździłbym sobie na sankach!

– Masz teraz czas, by przygotować się do olimpiady matematycznej, by rozwinąć swe zainteresowania oraz podciągnąć się w przedmiotach, w których masz słabsze wyniki – powiedział niedawno tata.

Rodzice mobilizują mnie. Dzwonią w ciągu dnia do domu i pytają o moje postępy.

Ze szkołą też nie tracę kontaktu. Wymieniamy się z kolegami esemesami, a wieczorem któryś z nich zeskanuje mi zeszyty i napisze, co przerabialiśmy oraz co zostało zadane na przyszły tydzień. Dzięki temu jestem na bieżąco. Sam też tak robię, kiedy inni są chorzy. Mama żartobliwie nazwała to przykładem zastosowania nowoczesnej techniki w służbie nauki.

Komputer mogę włączyć dopiero, gdy wrócą rodzice. Myślicie, że nie kusi mnie, by zrobić to wcześniej? Oj, kusi. Ale to nie ma sensu, bo najpewniej przesiedziałbym większość dnia przed monitorem, grając w gry. Nie mogę również tak po prostu przeleżeć w łóżku całego tygodnia.

Co będzie, kiedy nadejdzie piątek i okaże się, iż cały tydzień nic nie robiłeś? – ostrzegła mama. – Niepotrzebny stres i obawa, że nie poradzisz sobie z zaległościami.

Jestem chory. Jednak tego czasu nie mogę zmarnować, ale uczciwie go wykorzystać. Uczciwie względem samego siebie, kolegów kopiujących mi notatki oraz rodziców, którzy się mną opiekują.

 

Przeczytaj także

ks. Stanisław Łucarz SJ
ks. Stanisław Łucarz SJ
ks. Dariusz Wiśniewski SJ
ks. Stanisław Groń SJ
ks. Bogdan Długosz SJ
ks. Stanisław Biel SJ

Warto odwiedzić