Niezłomny Książę w komunistycznym kraju

29 paź 2014
Filip Musiał
 

W razie gdybym był aresztowany, stanowczo niniejszym ogłaszam, że wszelkie moje tam złożone wypowiedzi, prośby i przyznania się, są nieprawdziwe. Nawet, gdy one byłyby wygłaszane wobec świadków, podpisane, nie są one wolne i nie przyjmuję [ich] za swoje – pisał w marcu 1950 r. metropolita krakowski kard. Adam Stefan Sapieha.

To oświadczenie symbolizuje grozę komunistycznego terroru z pierwszej dekady „ludowej” Polski. Prawdopodobnie impulsem do jego spisania był fakt, iż niespełna miesiąc wcześniej w areszcie domowym został umieszczony bp Kazimierz Kowalski – ordynariusz diecezji chełmińskiej, któremu zarzucono łamanie komunistycznego dekretu O ochronie wolności sumienia i wyznania. Gdy zważymy, że w lutym 1949 r. w pokazowym procesie na dożywocie został skazany Prymas Węgier kard. József Mindszenty – zrozumiałe się stanie, dlaczego hierarchowie polskiego Kościoła sądzili, że rozpoczyna się decydujący czas walki z Kościołem katolickim także w „ludowej” Polsce. Przygotowywali więc siebie, ale także wiernych, na mogące nastąpić represje. Przecież, jak przypominał kilka lat później internowany przez komunistów kard. Stefan Wyszyński: Biskup pełni swój obowiązek nie tylko na ambonie i przy ołtarzu, ale i w więzieniu.

 

Walki nie chcę…

Gdy Armia Czerwona zajmowała Kraków, metropolita abp Sapieha był żywą legendą. Powtarzano prawdziwe i apokryficzne opowieści świadczące o nieprzejednanej postawie Księcia Arcybiskupa wobec niemieckiego okupanta. Pamiętano, jak odrzucił zaproszenie do generalnego gubernatora Hansa Franka w dniu rocznicy urodzin Hitlera. Najchętniej zaś opowiadano, jak przyjął Franka w pałacu biskupim chlebem i marmoladą z brukwi, co miał poprzeć stwierdzeniem, że częstuje tym, co dzięki władzy III Rzeszy gości najczęściej na polskich stołach. To, że Hans Frank nigdy nie przekroczył progu krakowskiego pałacu biskupiego, nie miało znaczenia…

Arcybiskup Sapieha był symbolem niezłomności, ale nie na tym jedynie polegała jego siła. Był przeciwnikiem trudnym także ze względu na znakomite wykształcenie – ukończył prawo i teologię; doświadczenie w działalności politycznej – przez kilka lat jako szambelan papieski był jednym z najbliższych współpracowników papieża Piusa X, a w okresie XX-lecia międzywojennego był senatorem; miał ugruntowaną pozycję w diecezji – był jej ordynariuszem od 1911 r.; opinię kapłana prawdziwie troszczącego się o wiernych, a szczególnie o najuboższych i najbardziej potrzebujących. Co więcej, w czasie II wojny światowej stał się faktycznie liderem polskiego Kościoła, bowiem prymas kard. August Hlond przebywał poza okupowanym krajem. Dla komunistów był więc wyjątkowo trudnym przeciwnikiem.

 

…ustąpić nie zamierzam

W lipcu 1945 r. abp Sapieha pisał w liście pasterskim: Musimy (…) zdawać sobie sprawę z wielkiej odpowiedzialności, jaka na nas ciąży, gdyż od postępowania naszego dzisiaj zależy nasza przyszłość. Potrzeba nam właśnie wielkiej dojrzałości, rozwagi, zdania sobie sprawy z naszego postępowania i skutków, jakie może ono za sobą pociągnąć. Nawet szlachetne porywy, ale nie dosyć rozważne (…) mogą sprowadzić na kraj ciężkie straty. Za cel swej aktywności w latach powojennych uznał więc zapewnienie Kościołowi miejsca w państwie kierującym się światopoglądem materialistycznym oraz zachowanie przestrzeni, w której można by toczyć życie religijne. Nie oznaczało to jednak zgody na kapitulację. Wycofywał się ze sfery uznawanej przez komunistów za polityczną, ale nie ustępował na krok w kwestiach dla Kościoła najważniejszych. Jak podkreślał w jednej z rozmów z kard. Hlondem, walki nie chce, ale na żadne uległości nie pójdzie, [po czym powiedział:] nie ustąpiłem Niemcom, tym bardziej nie ustąpię teraz.

Mimo zaawansowanego wieku – gdy Sowieci zajmowali Kraków miał 78 lat – i nie najlepszego stanu zdrowia aktywnie pracował w Episkopacie. Redagował memoriały i listy kierowane do władz państwowych w obronie wiernych i ich prawa do życia w zgodzie z chrześcijańskimi zasadami, upominał się o aresztowanych księży, sprzeciwiał próbom kompromitowania Kościoła. Wspierał duchowieństwo parafialne w oporze wobec postępującej ateizacji życia społecznego. Szczególnie zdecydowanie starał się zwalczać tworzone przez komunistów środowisko tzw. księży patriotów – czyli duchownych katolickich lojalnych wobec władz reżimu, realizujących politykę rozbijania jedności Kościoła.

Był bezustannie inwigilowany, bezpieka rejestrowała jego publiczne wypowiedzi, sporządzała stenogramy z kazań, podsłuchiwała kurialne telefony, kontrolowała korespondencję nadchodzącą do metropolity i wysyłaną przez niego, obserwowała go i fotografowała podczas służbowych i prywatnych wyjazdów, gromadziła setki donosów dotyczących jego działalności, planów, sympatii i antypatii.

Aktywność Sapiehy wstrzymało w maju 1951 r. nagłe pogorszenie stanu zdrowia. Inwigilację jednak kontynuowano, a bezpieka niemal codziennie otrzymywała donosy o samopoczuciu i stanie zdrowia metropolity. Kardynał Sapieha zmarł 23 lipca 1951 r. Jego pogrzeb 26 lipca zgromadził tłumy wiernych – był zabezpieczany przez setki funkcjonariuszy UB i MO, zmobilizowano także niemal całą sieć agenturalną.

Do śmierci komuniści nie odważyli się w niego uderzyć. Książę siewierski, arystokrata krwi, metropolita w stylu przedsoborowym – chyba ich onieśmielał. Nie potrafili go pokonać, nie potrafili skutecznie walczyć z jego pozycją wśród wiernych, którzy nadali mu dwa znaczące przydomki: Wielki Jałmużnik i Książę Niezłomny. Zamyka się w nich fenomen krakowskiego metropolity.

 

Warto odwiedzić