Miłość ponad wszystko

02 cze 2011
ks. Jan Ożóg SJ
 

Na początku naszego pierwszego spotkania katechetycznego mówiłem o zdjęciu dłoni dziewczynki z Biesłanu w Północnej Osetii. W niedzielę 19 września 2004 roku to samo L’Osservatore Romano opublikowało zdjęcie samej dziewczynki, i to w takim ujęciu, że trzyma ona w rękach owo słynne zdjęcie swojej własnej dłoni z krzyżykiem. Okazało się, że dziewczyna przeżyła, miała wtedy czternaście lat, nosi wiele mówiące imię Wiktoria, a nazywa się Kszojewa. Może bym nawet o tym nie wspominał, gdyby nie znamienna wypowiedź owej Wiktorii, powiedziała ona bowiem dziennikarzowi, że przeżyła tylko dlatego, że tym krzyżykiem i modlitwą umacniała swoją nadzieję na przetrwanie. Autor króciutkiego tekstu w L’Osservatore Romano słusznie dodaje, że w tych naszych trudnych czasach coraz to wyraźniej narasta przeczucie, że dzięki modlitwie i krzyżowi nastaną w końcu czasy dobre. To tyle o owej Wiktorii i jej słynnym krzyżyku na poranionej dłoni.

W wydanym w roku 1564 Katechizmie Rzymskim czytamy takie zdanie: "Jedyny cel nauczania [prawd wiary, oczywiście] należy widzieć w miłości, która się nigdy nie kończy. Można bowiem doskonale przedstawić to, co ma być przedmiotem wiary, nadziei i działania, ale przede wszystkim trzeba zawsze ukazywać miłość naszego Pana, by wszyscy zrozumieli, że każdy prawdziwie chrześcijański akt cnoty nie ma innego źródła niż miłość ani innego celu niż miłość"1

Przytoczyłem tę wypowiedź za Katechizmem Kościoła Katolickiego2 dlatego, że na samym początku naszych spotkań katechetycznych chcę z całą mocą podkreślić, że ich przedmiotem będzie tylko i wyłącznie Bóg nieskończenie miłujący człowieka grzesznego. Oczywiście, nie wolno nam zapomnieć o tym, że Bóg jest także Sędzią sprawiedliwym, który za dobre postępowanie nagradza, a za złe karze, ale jest to kara przedziwna, tak naprawdę bowiem nie jest to kara przez Pana Boga wymierzona, ale raczej przez Niego stwierdzona, orzeczona. To jest tak, jakby Pan Bóg powiedział: dobrowolnie wybrałeś drogę zła, do końca życia z niej nie zawróciłeś, masz zatem już tylko jedno jedyne wyjście i musisz odejść ode Mnie na wieki. A zatem nawet przy stwierdzaniu kary wiecznej dla człowieka Pan Bóg się kieruje nieskończoną miłością, do tego stopnia bowiem szanuje wolną wolę każdego człowieka, że nawet szczęściem wiekuistym nie chce go obdarzać bez jego zgody.

Jak zatem człowiek powinien odpowiedzieć Panu Bogu na tę nieskończoną Jego miłość? Nasz Katechizm odpowiada na to pytanie jednym zdaniem: "Wiara jest odpowiedzią, jaką człowiek daje Bogu, który się mu objawia i daruje, przynosząc równocześnie człowiekowi, który się zastanawia nad ostatecznym sensem swojego życia, przeobfite światło”3. Oczywiście, wiara nadprzyrodzona jest szczególną łaską Bożą, jest to jednak łaska darmo dana i od pierwszej chwili naszego istnienia mamy w sobie niejako wpisaną zdolność do jej przyjęcia. Ta zdolność do przyjęcia łaski wiary nadprzyrodzonej to nic innego, jak znane nam dobrze "pragnienie Boga wpisane w serce człowieka"4. Człowiek przecież jest "stworzony przez Boga i dla Boga" i "tylko w Bogu znajdzie prawdę i szczęście, których niestrudzenie szuka"5. Przepięknie wyraża tę prawdę Sobór Watykański II w konstytucji pastoralnej Gaudium et spes: "Wyjątkowe uzasadnienie godności ludzkiej tkwi w powołaniu człowieka do wspólnoty z Bogiem. Do rozmowy z Bogiem człowiek jest zapraszany już od swego urodzenia: istnieje bowiem tylko dlatego, że Bóg go - stworzonego z miłości - wciąż z miłości zachowuje, a w pełni żyje według prawdy tylko wtedy, gdy dobrowolnie uznaje ową miłość i powierza się swemu Stwórcy"6. To właśnie powoduje, że człowieka można i trzeba nazwać "istotą religijną"7.

Z doświadczenia własnego wiemy jednak, że nie wszyscy znani nam i nie bardzo znani ludzie nadprzyrodzonym aktem wiary odpowiadają na Bożą miłość, i wyprowadzamy stąd słuszny wniosek, że "człowiek może zapomnieć o tej «wewnętrznej i życiodajnej łączności z Bogiem»8, może jej nie dostrzegać, a nawet wyraźnie ją odrzucać. Postawy takie rodzić się mogą z różnych źródeł: z buntu przeciw obecności zła na świecie, z niewiedzy lub obojętności religijnej, z uganiania się za tym, co doczesne, i za bogactwami, ze złego przykładu wierzących, z prądów umysłowych wrogich religii, wreszcie z postawy człowieka grzesznego, który się przed Bogiem ukrywa, a przed Jego wezwaniem ucieka"9. Boży dar wolnej woli może też sprawić, że człowiek błądzi świadomie, czyli że nie odpowiada aktem wiary nadprzyrodzonej na Bożą miłość, nie przyjmuje łaski wiary, ale o tych ludziach — na razie przynajmniej — mówić nie będziemy. Trzeba nam jednak wspomnieć o tych ludziach, którzy szczerze pragną poznać Pana Boga i zbliżyć się do Niego, ale to właśnie wpisane w serce pragnienie Boga sprawia, że oni też błądzą, ale w dobrej wierze. Zmierzają oni do Boga nieraz bardzo krętymi drogami, wpatrzeni są w obraz Boga taki, jaki sami dla siebie i na własny tylko użytek sobie wytworzyli, sprawują akty kultu religijnego niejednokrotnie wbrew naszemu poczuciu godności człowieka jako dziecka Bożego. Mimo to możemy być pewni zarówno tego, że na tych wszystkich błądzących ludzi Pan Bóg spogląda z ogromnym umiłowaniem, jak tego, że pod koniec swego życia spotkają się oni z Bogiem prawdziwym, jak zagubione dziecko się spotyka z kochanym zawsze i wytęsknionym, choć nigdy naprawdę nie widzianym, Ojcem.

Znamienną cechą Nowego Testamentu i chrześcijaństwa jest to bowiem, że to nie człowiek grzeszny — jak w pogaństwie, a nawet w judaizmie — szuka Boga przebaczającego, ale przebaczający Bóg szuka grzesznika. To nie człowiek składa Panu Bogu ofiary przebłagalne za swoje grzechy, ale to Bóg w ofierze przebłagalnej za ludzkie grzechy złożył swojego Jednorodzonego Syna. Odtąd Bóg nawet za tymi swoimi dziećmi, które obelgą niejako uderzyły Go w twarz, idzie nieustannie i bez ustanku woła: Tyś jest moje dziecko umiłowane! Tak wołał ojciec z przypowieści Jezusowej za swoim młodszym synem, choć nie rozumiał tego niemego wołania syn starszy. Tak ów właściciel winnicy – także z Jezusowej przypowieści – takim samym jednym denarem miłości obdarza tych, którzy jedną tylko godzinę pracowali, jak tych, którzy znosili ciężar dnia i upalenia10, chociaż ci, co od rana pracowali, nie tylko go nie rozumieją, ale nawet niemal buntują się przeciw niemu. Toteż nasz Katechizm niezwykłą nadzieję wlewa w serca ludzi umęczonych, kiedy zapewnia, że " człowiek może co prawda zapomnieć o Bogu lub Go odrzucić, Bóg nie przestaje nawoływać każdego człowieka do szukania Go, by dzięki temu mógł żyć i odnaleźć szczęście"11.

Toteż nic dziwnego, że jeden z największych świętych w chrześcijaństwie, Augustyn z Hippony, który zresztą przed swoim nawróceniem był naprawdę wielkim grzesznikiem, woła do Pana Boga tak: "Jakże wielki jesteś, Panie. Jakże godzien, by Cię sławić. Wspaniała Twoja moc. Mądrości Twojej nikt nie zmierzy. Pragnie Cię sławić człowiek, cząsteczka tego, co stworzyłeś. On dźwiga swą śmiertelną dolę, świadectwo grzechu, znak wyraźny, że pysznym się sprzeciwiasz, Boże. A jednak sławić Cię pragnie ta cząstka świata, któryś stworzył. Ty sprawiasz sam, że sławić Cię jest błogo. Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie… Daj mi poznać, Panie - niechże to wreszcie zrozumiem - czy najpierw ma człowiek Ciebie wzywać czy sławić? I czy w ogóle można Cię wzywać, zanim się Ciebie pozna? [...] Lecz może trzeba Ciebie wołać na pomoc, żeby Cię poznać? [...] Niechże szukam, wzywając Ciebie, Panie! Niech Cię wzywam, wierząc w Ciebie"12.

Przytoczyłem ten dość długi fragment wstępu do Wyznań świętego Augustyna, bo na zakończenie naszego drugiego katechetycznego spotkania chcę na jedno jeszcze zwrócić uwagę. Można katechizm potraktować tak, jak się traktuje każdy inny przedmiot nauczania, czyli po prostu zapoznać się z jego treścią i nawet zrobić na tym dużą karierę. Stąd nie tylko niewierzący, ale nawet zdecydowani wrogowie Pana Boga mogą doskonale znać prawdy wiary, a nawet za pieniądze poprawnie ich nauczać. I nie trzeba natychmiast potępiać ludzi, którzy w taki właśnie sposób do katechizmu podchodzą, bo się często tak zdarza, że w Pan Bóg w ten sposób sieci na nich zarzuca i w końcu z takiego właśnie czysto ludzkiego poznawania wielka wiara wyrasta i modlitwa przepiękna rozkwita. Nie jest to jednak postępowanie właściwe. Katechizm należy poznawać z odpowiednim nachyleniem się ku Panu Bogu i musi to być nachylenie jakby modlitewne, a nawet niemal kontemplatywne. Musi to być po prostu pełne miłości zapatrzenie się w Pana Boga i w Jego wszystkie sprawy.

Zakończmy zatem to nasze spotkanie przepiękną, chociaż króciutką modlitwą świętego Augustyna: "Niechże Cię zatem szukam, wzywając Ciebie, Panie! Niech Cię wzywam, wierząc w Ciebie. Bo już pouczono nas o Tobie. Wzywa Cię, Panie, wiara, którą mnie obdarzyłeś. Natchnąłeś mnie tą wiarą przez człowieczeństwo Syna Twego i przez posługę człowieka, który mnie pouczył"13.

 


1 CR, Proemium 11.

2 KKK 25.

3 KKK 26.

4 KKK 27.

5 Tamże.

6 GS 19; por. KKK 27.

7 KKK 28.

8 GS 19.

9 KKK 29.

10 Mt 20,12.

11 KKK 30.

12 Św. Augustyn: Wyznania. Przełożył Zygmunt Kubiak. Warszawa 1978, str. 5 (Augustini Confessiones I 1,1).

13 Tamże.

 

 

Warto odwiedzić