Madagaskar po beatyfikacji ojca Jana Beyzyma

22 sty 2002
ks. Stanisław Groń SJ
 

Ks. Stanisław Groń SJ: Jesteś jezuickim misjonarzem z Polski i pracujesz na Madagaskarze od 1987 r. - zwracam się do o. Tadeusza Kasperczyka - powiedz Czytelnikom Posłańca Serca Jezusowego, jak u Was odbyły się uroczystości dziękczynienia za beatyfikację o. Jana Beyzyma SJ.

Ks. Tadeusz Kasperczyk SJ: Dowiedzieliśmy się późno, że nasz współbrat o. J. Beyzym, będzie beatyfikowany w Krakowie. Uroczystość dziękczynna za jego beatyfikację odbyła się jednak okazale i była głębokim przeżyciem religijnym. Chrześcijanie na tej wyspie wielbili Boga za wielkie czyny Jego miłosierdzia, okazane bliźnim przez naszego Rodaka.

St. G.: Jaki był Twój udział w zorganizowaniu Waszego święta i co uczynili księża i inni wierni, aby przygotować się do tego przeżycia?

T. K.: Będąc na początku czerwca w Antanariwo, znalazłem w katolickiej malgaskiej gazecie krótką notatkę poświęconą o. J. Beyzymowi oraz jego zdjęcie. Mieszkałem u polskich ojców oblatów. W rozmowie stwierdziliśmy, że przy okazji beatyfikacji dobrze byłoby zorganizować spotkanie tych, którzy mogą na 18 sierpnia przybyć do Fianarantsoa. To miało być nasze polskie przeżywanie wydarzeń religijnych w Polsce. Po powrocie do Fianarantsoa, gdzie mieszkam w gronie 12 Polaków, ustaliliśmy, że się spotkamy przy tej okazji. Aby skoordynować polskie uroczystości z diecezjalnymi, odwiedziliśmy miejscowego Biskupa i tam dowiedzieliśmy się, że 5 parafii z Fianarantsoa będzie organizować w Maranie uroczystą celebrę. Postanowiliśmy ich aktywnie wesprzeć i do nich się dołączyć w tych wyjątkowych obchodach. My, Polacy byliśmy koordynatorami prac, w które zaangażowali się miejscowi zakonnicy i wspólnoty wiernych z Marany. O. Noiret przygotowywał na to wydarzenie ludność już kilka dni wcześniej, głosząc liczne konferencje także w lokalnym Radiu FI. Uczestnictwo w obchodach beatyfikacji rozpoczęło się w sobotę 17 sierpnia czuwaniem modlitewnym w katedrze. Tekstom biblijnym, modlitwom i śpiewom towarzyszyła gra sceniczna, ukazująca powołanie i dzieło o. Beyzyma. Inscenizacja wystawiona została także następnego dnia po południu w Maranie.

Aby ukazać skalę trudności, jaką musieli pokonać pielgrzymi, warto wspomnieć, że Marana oddalona jest 10 km od Fianarantsoa i położona jest na przeciwległym zboczu góry (1200 m n.p.m.). W sam dzień uroczystości pielgrzymi zgromadzili się o godz. 10.30 na placu przed szpitalem. Zasiedli na ławkach wypożyczonych w szkołach katolickich i transportowanych ciężarówką do tego miejsca przeze mnie. Do pomocy miałem harcerzy, którzy dodatkowo pomagali nam w utrzymaniu porządku. Dziedziniec przychodni szpitalnej był otoczony barierkami i został ozdobiony trzcinami. Pracownicy i chorzy szpitala urządzili szerokie podium z pomalowanymi na biało kolumnami, przystrojonymi trzciną i z powiewającymi flagami papieskimi, malgaskimi i polskimi; sprawiało to wrażenie kościoła na wolnym powietrzu.

St. G.: Kto przewodniczył religijnym uroczystościom w Maranie i ilu przybyło wiernych?

T.K. Arcybiskup Fianarantsoa Philibert Randriambololona koncelebrował Mszę świętą wraz z 25 miejscowymi kapłanami. Przybyło też ponad 2500 wiernych. Wielu nie mogło tam przyjść ze względu na wiek albo swoje słabości; pieszo trzeba było przejść przynajmniej 7 km od miejsca, dokąd mogły dojechać samochody. Inni musieli pokonać 12 km. Wszystkich Polaków (księży, braci zakonnych, sióstr i osób świeckich)było 28. Polacy przybyli z rożnych stron: z Tananarivo, z Mananjary, z Fort Dauphin, z Farafangana i z Ambositra. Byli także księża Francuzi i Włosi z Fianarantsoa.. Do pielgrzymów dołączyła delegacja Sióstr Św. Józefa z Cluny, rozproszonych w 6 diecezjach Madagaskaru. Pielgrzymi przebyli pieszo drogę (z Fianarantsoa do Marany) nazwaną imieniem siostry Anny Marii, - jednej z pierwszych sióstr misjonarek, która przez 55 lat opiekowała się chorymi z Marany, współpracując m.in. z o. Beyzymem. Przed śmiercią w 1962 r. nagrała na taśmie magnetofonowej swoje świadectwo o ojcu Janie, w którym powiedziała: Jeśli o. Beyzym nie jest świętym, to nikt inny nie może być świętym.

St. G.: Uroczystość w Maranie odbyła się w niedzielę 18 sierpnia 2002 r. na placu przed szpitalem dla trędowatych, wybudowanym przede wszystkim z ofiar nadesłanych przez Polaków. Jak wyglądała ta uroczystość?

T.K.: Na czele procesji na wejście niesiony był, przez siostrę pielęgniarkę z tutejszego szpitala, krucyfiks wyrzeźbiony przez o. Beyzyma, pomalowany na złoty kolor. Krucyfiks położono na ołtarzu, na którym sprawowano Mszę świętą. O. J. Pawłowski SJ na rozpoczęcie Eucharystii w języku malgaskim wygłosił słowo wstępne, w którym uprzytomnił doniosłość tego wydarzenia. Następnie o. Noiret przybliżył zgromadzonym życie i działalność o. Beyzyma; wskazał na fakt, że w latach 1902-1912 w wielkich trudach ten polski kapłan z ogromnym poświęceniem wznosił nowoczesny, jak na owe czasy, szpital, gdzie obecnie zebraliśmy się na modlitwę. Liturgia Eucharystyczna była w języku malgaskim, ale w modlitwie wiernych jedno wezwanie wypowiedziano po polsku. Na ofiarowanie przyniesiono kielich i patenę, których używał do odprawiania Mszy świętej o. J. Beyzym. Ten kielich to dar od Rodaków z Polski z polskim napisem i wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej. Pielęgniarka przyniosła w darze położone na tacy: serum (kroplówkę), strzykawkę, igły, bandaże i kompresy. Ze sprawowaną Ofiarą Chrystusa jednoczyły się cierpienia wszystkich chorych, a także godziny spędzone na pielęgnowaniu ich. Mieliśmy świadomość, że to dzieło miłosierdzia wobec trędowatych zaczęło się w Maranie w 1892 r. wraz z bratem Dursap`em, kontynuowane było z przybyciem o. J. Beyzyma w 1902 r. i Sióstr Św. Józefa z Cluny w latach następnych i przybywających aż do dziś. Obecni byli: lekarze, pielęgniarki, pracownicy oraz ludność z 5 parafii z Fianarantsoa. Wszyscy przybyliśmy na ten dzień wraz z okolicznymi benefaktorami, by się zjednoczyć przy stole Eucharystycznym. Po Komunii przewodniczący Rady Parafialnej, w języku betsileo, podziękował uczestnikom uroczystości. W słowie końcowym Arcybiskup podziękował Bogu za danie Madagaskarowi kolejnego błogosławionego. Po Mszy, przez ponad godzinę, pielgrzymi przechodzili przed sarkofagiem Błogosławionego w kaplicy w Maranie. Na marmurowej tabliczce wygrawerowano złotymi literami: Bł. Jan Beyzym 1850-1912, beatyfikowany przez Jego Świątobliwość Jana Pawła II, 18 sierpień 2002.

St. G.: Ojciec Jan Beyzym nie jest pierwszym malgaskim błogosławionym...

T.K.: Mamy już trzech błogosławionych, w tym dwóch jezuickich kapłanów i jedną kobietę. Na ich kanonizację trzeba będzie jeszcze poczekać, aż Bóg potwierdzi cudami ich wstawiennictwo. Są to: o. Jacques Berthieux SJ (1838-1896), męczennik; Victoire Rasoamanarivo (1848-1894) - matka rodziny, która wiele wycierpiała od swego męża i teraz o. Jan Beyzym SJ (1850-1912).

St. G.: Jak malgasze odebrali nowego Błogosławionego, przedstawionego na obrazie według autentycznej fotografii i to w dodatku w otoczeniu trędowatych dzieci?

T.K.: Zdjęcie czy obraz o. J. Beyzyma z trędowatymi dziećmi nie zrobił na nich dużego wrażenia. Są do trądu przyzwyczajeni. Przedstawione na nim dzieci to nie tylko dekoracja, ale konkretne uosobienie troski o trędowatych. Nie wiem, jak interpretowali ten obraz, ale obrazki bł. o. J. Beyzyma bardzo się im podobały, bo były kolorowe. Były one rozdane pielgrzymom przy wejściu na Mszę świętą. Po odsłonięciu obrazu wszyscy zebrani odmówili po malgasku modlitwę umieszczoną na odwrocie.

St. G.: Czy dzisiaj trąd występuje tak powszechnie jak za czasów o. J. Beyzyma?

T.K.: Trąd można spotkać na całym Madagaskarze, oczywiście nie w takim nasieleniu jak kiedyś, ale trędowaci żyją i wielu z nich jest poddawanych leczeniu. Są i tacy, którzy nie chcą się leczyć. W niektórych lasach żyją całe rodziny, a są nawet wioski trędowatych. Oni nie chcą się leczyć czy przyznawać do choroby, bo to jest dla nich oznaką hańby. Często chorych ukrywa rodzina. W zwyczaju malgaskim jest, że jeżeli umrze trędowaty, to nie może być pochowany w rodzinnym grobowcu.

St. G.: Gdzie oprócz ośrodka w Maranie, wybudowanego przez o. J. Beyzyma, leczy się trąd na Madagaskarze?

T.K.: We Fianarantsoa są dwa centra dla trędowatych: Marana i państwowy szpital we wiosce Ilena, oddalonej 8 km od Fianarantsoa. W diecezji Mananjary jest też centrum leczenia trądu dla mieszkańców wybrzeża. Jest tam ciągle jeszcze ok. 60 rodzin chorych, leczonych przez Siostry St. Paul de Chartres. Kiedyś był tam kapelanem nasz polski jezuita, o. J. Chromik.

St. G.: Czy miejscowe media informowały o planowanej beatyfikacji o. Beyzyma?

T.K.: Bardzo mało się mówiło o tej beatyfikacji zarówno w prasie, jak i w dzienniku TV - były tylko kilkusekundowe migawki z wizyty Papieża w Polsce. W telewizji lokalnej z Fiaznar był także pokazany krótki reportaż z Marany, zrobiony przez jednego z ojców oblatów.

St. G.: Czy istnieje Polska Ambasada na Madagaskarze?

T.K.: Nie, jest tylko Konsul Honorowy. Nie było go jednak na uroczystościach, bowiem przebywał w kraju na urlopie.

St. G.: Światowe agencje informacyjne donosiły o trwającym przez wiele miesięcy u was stanie wojennym i o rozpętanych w wielu rejonach kraju nawet krwawych potyczkach. To z pewnością utrudniało nie tylko komunikację ze światem, ale i zorganizowanie wspomnianej uroczystości religijnej.

T.K.: Jest już po stanie wojennym. W Fianarantsoa jest spokój od końca kwietnia i życie wraca na stare tory. Widać już jednak nową politykę; i być może, coś się zmieni na lepsze. Nie można oczekiwać szybkich zmian, bowiem to wymaga przede wszystkim zmiany myślenia i nastawienia ludzi, wdrożenia planów reformatorskich, uzdrowienia państwa, a to proces na lata. Wydaje się, że dzieje się coś pozytywnego, w czym także i my jako katolicy uczestniczymy.

St. G.: Kto teraz jest prezydentem kraju i jakie reprezentuje wartości?

T.K.: Prezydentem jest Marc Ravalomanana. Został wybrany w grudniu 2001 r., ale władzę objął dopiero na początku maja, bo dawny prezydent nie chciał ustąpić. Jest on protestantem, ale przychylnym rozwojowi katolicyzmu oraz innych religii. 25 sierpnia uczestniczył z kilkoma członkami rządu we Mszy świętej dziękczynnej, odprawionej na stadionie sportowym z okazji kończącego się roku jubileuszowego (140-lecia diecezji Tananarivo) stolicy kraju; tu rozpoczęła się ewangelizacja Czerwonej Wyspy, jak powszechnie nazywa się Madagaskar.

St. G.: Ilu polskich kapłanów i sióstr zakonnych pracuje w Fianarantsoa?

T.K.: Jest nas 11 osób. Są to: ojcowie kamilianie odpowiedzialni za duchową opiekę chorych w szpitalu. Pracują oni w Ośrodku zdrowia dla pracowników dzieł diecezjalnych, to znaczy: nauczycieli, pracowników garażów, stolarni, ślusarni misyjnych i Wydawnictwa. Księża oblaci prowadzą dom formacyjny. Za kilka miesięcy, gdy zakończą budowę kościoła, zostanie otwarta nowa parafia im powierzona. Jest franciszkanka, s. Władysława. Pracuje w Centrum formacji, gdzie dziewczęta uczą się szycia i gotowania. Jej podstawową pracą jest jednak alfabetyzacja i ewangelizacja dziewcząt, bo wiele z nich nie umie czytać ani pisać. Są to głównie dziewczęta z buszu.

Ja pracuję w Collége St. François Xawier w Fianarantsoa jako dyrektor ekonomiczny. Mam 1500 uczniów i 115 nauczycieli. Mieszkam w malgaskiej wspólnocie wraz z 11 jezuitami. Na Madagaskarze pracują jeszcze inni jezuici z Polski: o. J. Pawłowski i o. Cz. Tomaszewski w Antananarivo. O. Pawłowski pracował do tej pory w parafii miejskiej w Ambositra. Obecnie został skierowany do pracy w Collége St Miche w Tananarivo. Jest to renomowana jezuicka szkoła, kiedyś jedyna i pierwsza w stolicy. Będzie w niej zarządzał sprawami ekonomicznymi, bowiem Malgaszom trzeba w tym szczególnie pomagać. O. Tomaszewski pracuje w duszpasterstwie w parafiach na obrzeżach stolicy.

My, jezuici polscy i malgascy pracujemy na Wyżnie, ale po całej wyspie są rozsiani polscy misjonarze. Jest nas tu wielu: są księża werbiści, oblaci, Misjonarze Świętej Rodziny, salezjanie, saletyni, franciszkanie, lazaryści, orioniści, siostry franciszkanki, salezjanki, orionistki i ostatnio przybyła s. Dorota ze Zgromadzenia św. Jana Chrzciciela. Od półtora roku nasz rodak ze zgromadzenia Świętej Rodziny jest biskupem diecezji Morombe.

St. G.: Jaka jest liczba katolików i ile jest diecezji?

T.K.: Co do liczby katolików, to nie wiem dokładnie; jest ich ok. 35-40 %. Mamy 19 biskupów w 17 diecezjach. Dużo jest protestantów. W pokaźnej liczbie są obecni animiści.

St. G.: Serdecznie dziękuję za rozmowę i w imieniu Czytelników PSJ zapewniam o naszej modlitwie

 

Warto odwiedzić